Rozdział 20

2.7K 228 64
                                    

Kristen

20 marzec 2011 roku 

To miejsce jest posępną, demoniczną suką. Smutek z murów tego sierocińca łapie cię, kiedy najmniej się tego spodziewasz. Pochłania cię to całkowicie, a jego węże, zżerają twoje światło w duchu, kawałek po kawałku. Łapie cię, to w najtrudniejszych twoich momentach i pokazuje jak bardzo ci ciężko, dźwigać swoje życie na barkach. Czasem pragnę, by strach i smutek, które przesiąkają te korytarze, były namacalne. Żebym mogła je złapać, udusić i zadawać rany. Chciałabym patrzeć, jak te emocje umierają na moich oczach. Wtedy miałabym pewność, że już nigdy mnie nie dopadną, że zawsze będę szczęśliwa, z Williamem. 

Siedzę na krzesełku przed gabinetem dyrektora sierocińca. Jedna z moich nauczycielek, poinformowała mnie, że ta stara, ruda flądra, chce się ze mną widzieć i to akurat w dniu, kiedy przyjeżdża szczęście. 

Szczęście, jest różnorako interpretowane. W naszym słowniku, czyli słowniku sierot, szczęście to dom, rodzina, własny pokój, pies, ogród, zapach wolności. 

Może to smutne, bo jako małe dziecko, powinnam marzyć o nowej lalce, czy maskotce. Ale ja marzę, o kawałku serca, które mnie pokocha. Chcę być czyimś wszystkim, chcę by ktoś patrzył na mnie, z tą iskrą w oku. Chcę poporostu spełnienia mojej definicji szczęścia. 

– Kristen, możesz już wejść. – Spoglądam na posępną minę dyrektorki i na samą myśl o rozmowie z nią, mam ochotę wiać, gdzie pieprz rośnie. 

Zbieram się z zakurzonego krzesełka i przestępuję próg pomieszczenia. Moje oczy robią się większe, gdy widzę na biurku, czekającą na mnie herbatę i ciasteczka. CIASTECZKA! Rzecz, raczej nie spotykana w takiej placówce. 

– Tak, to dla ciebie. 

Od kiedy, nasza dyrektorka jest taka miła? 

– Dziękuję – odpowiadam. 

– Pewnie zastanawiasz się, dlaczego tutaj jesteś?

Kiwam głową, na znak poparcia. 

– Otóż, pomyślałam, że będzie fajnie, jeśli razem lepiej się poznamy – mówi pogodnie, ale za tym pogodnym wyrazem twarzy, coś się kryje, tylko nie wiem, co. 

– Pewnie. 

I rozmawiamy, jemy ciasteczka, pijemy herbatę i nie sądziłam, że jeden z moich najlepszych dni, zamieni się w kolejny, który zniszczy moje życie. 

***

– Co tak się cieszysz? – Przerywa mi Allison.

Odwracam się do niej uradowana, z największym uśmiechem na ustach, na jaki mnie stać. 

– Gdzie Will? – pytam.

Robi zdziwioną minę i siada na swoim łóżku. Nagle przebiegły uśmieszek maluje się na jej ustach. I zadziera wysoko głowę. 

– Jak to gdzie? 

– No powiedz, nie mam czasu, Allison – ponaglam ją. 

Zakłada nogę na nogę i uważnie mnie obserwuje. 

– Żartujesz, prawda?

Zazwyczaj jest denerwująca, ale właśnie pobija rekord. Obiecuje sobie, że kiedyś wyrwę jej te blond kłaki, z pustego łba. 

– Nie, nie żartuję. Właśnie potwór z Loch Ness przemówił człowieczym głosem. Chcę się z tym podzielić z Willem – oznajmiam. 

the Better futureWhere stories live. Discover now