Rozdział XX

1.2K 40 22
                                    

- Mówiłaś żebym się ciebie trzymał - uśmiechnął się niewinnie, wzruszając ramionami.

- Po prostu chodź - mruknęłam, wyrywając swoją rękę z jego uścisku.

Weszłam powoli do tunelu, dopuszczając do siebie zapach różnorakich detergentów. Widocznie Stiles też to poczuł, co widać było po jego zkwaszonej minie.

Ruszyłam przed siebie, skręcając w coraz to inne tunele, aż w końcu dotarliśmy tam, gdzie zyskałam nowe serce. Właściwie to włącznik, ale mniejsza o to.

Wyciągnęłam powietrze, wchodząc powoli do pomieszczenia. Przejechałam wzrokiem po łóżkach, na odziwo których nie leżała Tate.

Nagle poczułam lekki ból z tyłu głowy, przez co szybko się odwróciłam.

Za mną stał Corey z uniesieną pięścią w górze.

- No chyba nie - Warknęłam, gdy Corey chciał zamachnąć się ponownie. - Naprawdę myślisz, że Kameleon mnie pokona

Moje brązowe tęczówki zamieniły się w granatowe, a ja złapałam rękę Chłopaka, wykręcając ją.

- Schowaj się! - krzyknęłam w stronę Stiles'a, gdy do pomieszczenia wbiegły pozostałe chimery, łącznie z Theo.

- Nie musisz powtarzać! - okrzyknął mi, chowając się za jedną z półek.

Kucnęłam szybko, unikając tym samym ataku Josh'a. Wysunęłam pazury, przecinając klatkę piersiową, trzymającego się za rękę Corey'a. Gdy upadł na kolana, odrzuciłam go na bok, by nie przeszkadzał mi w dalszym atakowaniu.

Ruszyłam tym razem w stronę Josh'a, który próbował znów się na mnie rzucić.Krzyknęłam wyciągając ręce w jego stronę, dzięki czemu odepchnęłam go niosącym śmierć, krzykiem banshee.

Został tylko Theo i Tracy.

- Najtrudniesi na koniec - prychnęłam patrząc w ich stronę - Gdzie Malia?

- Oh jeszcze się nie domyśliłaś - uśmiechnęła się sztucznie pół kanima. - To był podstęp, Stiles nie jest takim dobrym chłopcem.

- To nie tak! - krzyknął Stilinsli z oddali - Oni mówili ty, albo Lydia. Wybrałam ją - spuścił głowę, a ja zacisnęłam pięści.

- W takim razie gdzie Lydia? - powtórzyłam moje wcześniejsze pytanie, zmieniając tylko imię dziewczyny - Zakładam, że uwolnilscie ja z Aichen?

- Uwolnili - warknęł Scott, sprawiając, że jego oczy zaświeciły się na czerwono.

Za nim stali Liam, Issac, Kira, Lydia oraz Malia.

Lydia ruszyła w stronę Stiles'a, mocno go przytulając, za to reszta, oprócz Scott'a, mnie i Theo, rzucili się w walki.

Tracy nim została powalona, zdołała wszytkich łącznie z parą zakochanych znajdującą się za półkami, udało się unieruchomić swoim jadem.

Nie zdążyła się nacieszyć, ponieważ sama opadła ze zmęczenia.

- T-he-o albo Sc-ott - odwróciłam się, dostrzegając za mną trzy sylwetki doktorów.

I już wtedy wiedziałam, że muszę wybrać tu i teraz.

Po tym co dzisiaj się tu zdarzyło. Po tym, że napadł mnie, używając podstępu, nie miałam wątpliwości kogo poświęcić.

Wysunęłam skrzydła, oraz kły, podchodząc do mojego brata.

- Mówiłam o wyborze między a i b, prawda? - zadałam mu pytanie, które również było skierowane do McCall'a Pokiwali głowami na tak, więc postanowiłam kontynuować. - pod tymi literkami są wasze imiona. Wybrałam Scott'a.

Zamachnęłam się na szyję Raeken'a, lecz wtedy powstrzymała mnie czyjaś ręka.

Wszyscy leżeli na ziemi, przyglądając się z szeroko otwartymi oczami temu co się dzieje, dlatego nie miałam wątpliwości, że to syn pielęgniarki mnie powstrzymał.

- Clark nie możesz - odparł Scott, wlepiając wzrok w moje jarzące się oczy.

- A kto mi zabroni? - Warknęłam w jego stronę - jestem już dużą dziewczynką - prychnęłam.

- Ja ci zabronię - odpowiedział, zbliżając swoją twarz do mojej.

- W jaki sposób - zapytałam lekko się czerwieniąc.

- W taki - przywarł swoimi ustami do moich.

To żeś wybrał sobie moment.

Oddałam mu pocałunek, lekko go pogłębiając. Wsunęłam moje ręce w jego włosy, przyciskając bardziej do siebie.

- Nie musisz nikogo zabijać - chłopak oderwał się ode mnie, na co cicho jęknęłam. - Jako zombie możesz odebrać komuś energię życiową na określony czas prawda?

- Owszem, ale najwyżej na kilka godzin.

- No właśnie, a doktorzy i tak powinni już nie żyć - powoli zaczynałam rozumieć o co mu chodzi.

Skoro oni i tak już teoretycznie nie powinni żyć, a wskrzeszeni nie zostali, to znaczy że jeżeli odbiorę im energię na chociażby kilka sekund, to już się nie obudzą.

Skierowałam ku doktorom rękę, wyobrażając sobie życie, które z nich ulatuje. Niczym motyl ze słoika, którego zbiłam niechcący kilkadziesiąt dni temu.

Po chwili udało mi się usłyszeć ciężki metal, który zderza sie z podłogą.

- To koniec - uśmiechnął się od ucha do ucha Issac, z którego widocznie jak z reszty stada, jad się ulotnił, przez co odzyskali czucie w kończynach. - Nareszcie, bo zgłodniałem. - zasmialiśmy się z jego uwagi.

- Theo - Warknęłam w jego stronę - pomimo, że nadal jesteś moim bratem, to na tą chwilę stajemy się wrogami.

Ruszyłam ze stadem do wyjścia, zostawiając oszołomionego Raeken'a z tyłu. Mógł się chociaż odzywać, jak to zawsze miał w zwyczaju robić.

- Clark - powiedział do mnie Scott, zwracając tym samym uwagę innych. - Czy zostaniesz moją dziewczyną?

Dziewczyny pisnęły radośnie, a chłopki poszerzyli tylko swoje uśmiechy.

Starałam się przemyśleć wszystkie za i przeciw, lecz w tej chwili negatywy nie miały znaczenia, a jedynie jego czekoladowe, wypełnione nadzieją oczy.

- Tak! - krzyknęłam rzucając się w jego ramiona, a ten podniósł mnie, i obrócił wokół własnej osi.

W końcu to i ja mogłam mieć swoje szczęśliwe zakończenie.

NOTKA OD AUTORKI:

Klap, klap, klap *oklaski z uśmiechem na twarzy*

Rozdział, który został przez was przeczytany, został całkowicie napisany przez Volka334. I muszę przyznać, że odwaliła cudną rzecz *^*

Odwiedzajcie ją <3

Jeszcze tylko epilog, który będzie początkiem końca ;)

Open wound || Scott McCallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz