13. Louis is really happy. And he really desires Harry...

4.6K 543 185
                                    

Czas leciał niesamowicie szybko. Wszelkie zmiany w relacji Harry'ego i Louisa przez te prawie cztery dni również zachodziły w zawrotnym tempie. W całym szaleństwie sprawdzianów, kartkówek i mającym się odbyć przedstawieniu Harry uznał, że nigdy więcej nie podejmie się podobnego zadania. To nie było na jego siły. Wszystko działo się stanowczo za szybko, a każda minuta czy nawet sekunda była złota w całym tym harmiderze i choć całkiem nieźle sobie radził, życie szkolne stanowczo przybrało tempo, które mu nie odpowiadało. W swoim życiu poświęcał szczególną uwagę na wszystko, co się działo - przeżywał wszystko powoli, a teraz nie mógł skupić się praktycznie na niczym, by być w stu procentach zadowolony z tego, co robił. 

Louis napisał naprawdę dobry scenariusz, który bardzo spodobał się Harry'emu, ale chciał wprowadzić w nim kilka małych poprawek. 

- Chyba sobie żartujesz! Nie szanujesz praw autorskich! - zaczął rzucać się Louis, kiedy Harry poinformował go o drobnych zmianach, które zamierzał wprowadzić. - Ja to napisałem i jeśli masz choć odrobinę szacunku do mojej pracy, powinieneś zostawić to tak, jak jest. A jeśli coś ci się nie podoba to świetnie! - krzyknął kpiącym tonem. - Oddaj mi to i sam sobie napisz scenariusz. Mam gdzieś czy przedstawienie wypali czy nie. Ty chciałeś, żeby było idealnie - podkreślił, wywracając oczami. - więc ty wszystko rób. Wisi mi to. 

I ponieważ Harry nie chciał się kłócić już na samym początku ich wspólnej pracy z tak błahego powodu i spowodować, że Louis mógłby zmienić zdanie co do sobotniego wyjścia, po prostu zostawił program akademii bez zmian i po milionie przeprosin, że nie docenił jego pracy (chociaż Harry wcale nie uważał, że jej nie docenił, bo naprawdę ją wielbił), Louis wreszcie odpuścił i zapomniał o całej sprawie. 

Kiedy - we wtorek - role dla chętnych, zostały przydzielone, jeszcze tego samego dnia rozpoczęto pierwszą dwugodzinną próbę dla ogólnego zorientowania się i odnalezienia się w całym programie. Już na początku pojawiły się małe problemy, bo - oczywiście - próby stały się koszmarem, nie tylko dla samych aktorów, ale także dla samego Harry'ego przez wszystkie "To nie tak. Ma być tak" i "Co ty robisz? Jeszcze raz" Louisa, które skutecznie uniemożliwiały miłą pracę. Nawet jeśli wszystko wychodziło w miarę w porządku, szatynowi wiecznie coś nie pasowało i wydzierał się na każdego, kto był na sali, stwarzając ciężką atmosferę i wprowadzając dzieci w niemały stres. 

- Louis, nie krzycz tak na nich - upominał go Harry za każdym razem. - Jesteś okropny! Nie masz w ogólne podejścia do dzieci! One też mają uczucia i trzeba postępować z nimi delikatnie. Już teraz są wystarczająco zestresowane i nie musisz dolewać oliwy do ognia. W porządku? 

Louis nieprzekonany kompletnie do słów Stylesa i mający gdzieś jego rady, w mgnieniu oka zaczynał się z nim kłócić, jednak za każdym razem dyskretne spojrzenia brązowych, dziecięcych oczu, które obserwowały próby z boku, ostudzały jego zapał, przez co był w stanie odpowiadać: "Dobra, masz rację, zadowolony?"  i jakby nigdy nic wracać do dalszej pracy, starając się ignorować ciągle uśmiechającego się Harry'ego, który sprawiał, że sporadycznie rozpływał się w środku i próbował hamować się przed rzucaniem kąśliwych komentarzy. 

W tym wszystkim były także momenty, w których dawał Harry'emu wolną rękę i dawał sobie całkowicie spokój - siadał pod ścianą i obserwował poczynania wyższego mężczyzny oraz chmarę tych małych potworów, które nie miały talentu aktorskiego. 

Obserwując Harry'ego, całkowicie zatracał się w dogłębnym lustrowaniu i studiowaniu jego twarzy i najmniejszych ruchów, które wykonywał, a także tonął w wizjach normalnie ubranego historyka oraz mającego nadejść niedługo sobotniego popołudnia. Nie mógł się doczekać, ponieważ w tak krótkim czasie doszedł do wniosku, że nie dość że Harry podobał mu się fizycznie, to polubił go też z charakteru (mimo że w większości ciągle go denerwował). 

Louis mógł powiedzieć, że tak, chyba był nim zauroczony i że trochę (bardzo) go pragnął - chciał spróbować jego malinowych ust (czy faktycznie smakowały malinami?), zatracić się w jego szmaragdowych oczach, zrobić z niego bałagan, bo jego niewinność tak kurewsko go kusiła, że czasem po prostu z wielkim gniewem musiał zduszać swoje pożądanie w sposób inny, niż by tego chciał, czyli bez Harry'ego. 

Przerażało go to, że własnie tak od kilku dni zaczął o nim myśleć i że brunet tak szybko i łatwo wdarł się do jego życia, ale również ekscytowało go to - pobudzało, bo w gruncie rzeczy to było zakazane uczucie - Louis nie chciał się zakochiwać. Wszystko czego by chciał, było na wyciągnięcie ręki, a jednak było to dla niego wciąż za daleko. 

Nie wiedział, co czuł Harry, ale w jego oczach widział, że również mu to odpowiadało - ich relacja teraz. Wystarczyło by Louis przypomniał sobie wszystkie te błyszczące, dyskretne spojrzenia rzucane w jego stronę przez młodszego, aby z całą pewnością przyznać, że tamten również nie traktował go obojętnie. A może po prostu mu się wydawało? Harry miał wiele dziewczyn, jego pierwszą miłością również była płeć przeciwna, zatem pytanie brzmiało - czy interesowali go w ogóle mężczyźni? Czy Styles w ogóle tolerował homoseksualistów? 

Jego rozmyślania kończyła Beau, która po jakimś czasie przysiadała się do niego i zaczynała rozmowę.

- Śmiesznie pan wygląda, kiedy się pan denerwuje - zaśmiała się pod nosem. - albo kiedy kłóci się pan z panem Stylesem. 

- Ha, ha - powiedział sarkastycznie. - Wcale nie wyglądam śmiesznie. Co ty tam wiesz o śmiesznym wyglądzie. Spójrz lepiej na pana Stylesa. Widzisz ten śmieszny garniturek? Założę się, że jest zrobiony ze zasłony.  

- Nie ładnie jest śmiać się z innych - skarciła go, na co on machnął jedynie ręką. 

Tak. 

Louis dalej uważał, że Beau jest małym Harrym w wersji żeńskiej - zdania nie zmienił i raczej nie zapowiadało się, by widział w niej zwykłą uczennicę historyka. 

- Nie ładnie mówić o kimś, że jest śmieszny, jak coś robi - zauważył, naśladując ją. - To też śmienie się, wiesz? Szczególnie jeśli chodzi o dorosłych.

- Ile ma pan lat? - zmieniła temat, unosząc brwi. 

- Nie interesuj się, Beau - prychnął, na co ona się zaśmiała. 

Louis robił naprawdę wszystko, żeby ją do siebie zniechęcić, a ona latała za nim jak ćma do ognia i trochę - tylko troszeczkę - go tym irytowała, bo w sumie to miłe, że tylko ona go lubiła i naprawdę wolała jego towarzystwo od obecności Harry'ego. Przy Stylesie po prostu się zamykała i nie była tak rozgadana jak przy Louisie, co było dziwne, ale to przed nim się otworzyła i może szatyn był jej po prostu bliższy. 

Rozmawiając z dziewczynką, Harry czasem rzucał mu piorunujące spojrzenia, jakby chciał go zabić, za kradnięcie mu jego podopiecznej. Ale kiedy odwracał głowę, Louis dostrzegał na jego twarzy błąkający się uśmieszek, jak gdyby był z niego dumny i szczerze - szatyn się przez to peszył, bo było to dla niego nowe. W ogóle przez okres pracy w tej szkole czuł się tak, jakby zaczął nowy etap w swoim życiu. Czuł się lekko i szczęśliwie, odkąd spotkał na swojej drodze Harry'ego, a od kilku dni to uczucie nasiliło się kilkukrotnie. I choć nie zauważył tego po kilku pierwszych konfrontacjach z nim, teraz... Teraz to było coś innego, widział to i czuł to tak dobrze - czuł tę zmianę, która nastąpiła. W porównaniu z Louisem sprzed kilkunastu miesięcy - a nawet lat sprzed kilku lat - widoczny był spory progres. Oczywiście poprawa nastąpiła w kwestii duchowej, bo bycie dupkiem miał we krwi, a złe postępowanie chyba było jego największym talentem...  

W każdym razie, kiedy rozmowy z Beau zaczynały mu nie pasować, po prostu wstawał i dołączał do Harry'ego, żeby nieść mu swoją "pomoc". Właśnie tak przez pierwsze dni wyglądała ich pierwsza wspólna praca.

I nie zapowiadało się na to, by było lepiej...



Od autorki: Świąteczny Maraton część druga!!

Love misie! xxx










It's getting crazy & We're getting dizzy (1&2)  || Larry Stylinson ✔️Where stories live. Discover now