Rozdział II

1.6K 53 8
                                    


Następnego dnia budzę się około godziny dziewiątej. Nie zamierzam marnować czasu na ciągłym leżeniu w łóżku, więc od razu postanawiam wstać. Udaję się do łazienki, w której odświeżam się i wykonuję wszystkie poranne czynności oraz nakładam na twarz niezbyt mocny makijaż.

Po upływie jakiś trzydziestu minut schodzę na dół do kuchni i dopiero gdy zaglądam do lodówki zdaję sobie sprawę, że przecież nic jeszcze nie kupiłam. Wzdycham pod nosem. Sięgam po klucze od domu, które leżą na wysepce kuchennej i postanawiam wyjść do pobliskiego sklepiku.

W sklepie kupuję świeże pieczywo, kilka warzyw, owoców, nabiału i kilka opakowań herbat i kawę. Wyjmuję portfel i wyjmuję funty. W tym samym momencie rozlega się dzwonek mojego telefonu więc odruchowo nie czekam już, aż kasjerka odda mi drobne. Kiwam szybko ręką na znak, by zostawiła je dla siebie i sięgam po reklamówkę z zakupami.

Wychodzę z budynku i zatrzymuję się, by móc przeciągnąć palcem po ekranie i odebrać połączenie.

- Tak słucham? - pytam w języku hiszpańskim i po drugiej stronie słuchawki słyszę znajomy mi głos.

- Lily - wypowiada moje imię z typowym angielskim akcentem. - Tu Tiffany, pamiętasz mnie jeszcze? Słyszałam, że jesteś w Londynie, dlatego dzwonię - mówi z ciepłym głosem i po tym stwierdzam, że się uśmiecha.

Znam tylko jedną Tiffany, więc od razu przypomina mi się szatynka.

- Ależ oczywiście, jak mogłabym cię nie pamiętać - zmieniam już na angielski, kierując się w stronę domu. 

- Tak dawno się już nie widziałyśmy, a teraz jesteś w Londynie więc jest okazja. Na długo przyjechałaś? - pyta.

- W sumie to nie wiem na ile. Możliwe nawet, że na stałe. To zależy od tego czy ułożę sobie tu życie zawodowo jak i tak prywatnie. W każdym bądź razie nie spieszy mi się do Sevilli - wzruszam ramionami.

- Coś się stało? - zmienia ton na poważniejszy.

- To nie rozmowa na telefon, zresztą wybacz ale nie chcę o tym mówić - odpowiadam.

- Rozumiem. Co powiesz na kawkę, herbatkę i ciasteczko? O czternastej w tej naszej kawiarence nad Tamizą - proponuje.

- Jasne, chętnie przyjdę. Do zobaczenia - żegnam się z uśmiechem na twarzy i rozłączam się. Ciekawi mnie skąd wie o moim przyjeździe. Nie mam tu dużo znajomych i w sumie o moim wyjeździe wiedział tylko Fran i wątpię by komuś o tym mówił. W końcu po co?

Po jakiś pięciu minutach drogi docieram do domu. Wchodzę do środka i z zakupami od razu kieruję się do kuchni. Myję rozpakowane warzywa i owoce pod wodą i biorę się za robienie śniadania. Stawiam na kanapki z awokado i pomidorem, czyli moje ulubione śniadanko od najbliższych tygodni. Mogłabym to jeść na okrągło. Do tego robię sobie kawy z mlekiem.

Gotowy posiłek szybko zjadam, w tym samym czasie oglądając najświeższe informację w telewizji z ostatnich chwil. Mam tylko nadzieję, że nie wydarzy się znowu żaden atak terrorystyczny, a to jest bardzo możliwe. Nie mam pojęcia dlaczego ciągle od ostatnich czasów atakują mój Londyn. To bardzo przykre, że ginie wtedy tyle niewinnych ludzi.

Po godzinie trzynastej poprawiłam swój makijaż, pomalowałam usta w swoim ulubionym kolorze, czyli na czerwono i ubrałam niezbyt długą, obcisłą sukienkę z białymi trampkami do tego. Sięgam jeszcze po okulary przeciwsłoneczne i torebkę. Wychodzę z domu, wcześniej zamykając wszystkie drzwi na klucz i kieruję się w stronę przystanku autobusowego. Nie mam samochodu, więc muszę sobie radzić komunikacjami miejskimi.

Do centrum dojeżdżam dziesięć minut przed czternastą i uśmiechnięta idę Westminister, podziwiając ten śliczny krajobraz, który mnie otacza. Zawsze kochałam Londyn, czuję się tu jak w domu.

W punkt o czternastej przekraczam próg kawiarenki i zaczynam wzrokiem szukać znajomej, która już powinna tu być. Uśmiecham się, gdy zauważam ją siedzącą przy stoliku na samym końcu i wypatrującą przez okno.

- Hej - witam się, podchodząc do niej, a ona od razu przenosi na mnie wzrok.

- Lily, cześć kochana - wstaje, przytulając mnie mocno. - Ile to już minęło od naszego ostatniego spotkania? - pyta w momencie oderwania.

- Ojj, bardzo dużo czasu - odpowiadam, sama nie znając odpowiedzi na to pytanie.

- Siadaj - wskazuje na krzesło i siada naprzeciwko. - Zamówiłam dla nas kawę i ciasteczko, za chwilę powinna przyjść kelnerka - dodaje, a ja kiwam głową. - Co u ciebie słychać? - pyta.

- No cóż... dużo się wydarzyło w bardzo krótkim czasie, ale nie jestem gotowa by o tym mówić. W każdym bądź razie cieszę się, że tu jestem i mogę zacząć nowy etap w swoim życiu. Zdecydowanie tego potrzebuję - odpowiadam. - Ale lepiej ty opowiadaj, jestem bardzo ciekawa co u ciebie - uśmiecham się i wtedy przychodzi kelnerka z naszymi kawami i ciasteczkami. Dziękujemy.

- Widzę, że trochę jednak grubsza sprawa, skoro zdecydowałaś się nagle tu przyjechać... No dobra, więc... Od pewnego czasu pracuję w wytwórni, gdzie nagrywam single i pomagam przy montowaniu teledysków znanych i wschodzących gwiazd. Nie zdajesz sobie nawet sprawy, jaka jestem dumna z swojej posady. Nigdy nie sądziłam, że aż tyle osiągnę tak szybko - mówi z promiennym uśmiechem.

- To gratuluję - odwzajemniam uśmiech.

- Poza tym od roku jestem w poważnym związku, mieszkam z chłopakiem tutaj niedaleko i planujemy wspólną przyszłość. Mogę powiedzieć, że jestem spełniona zawodowo, jak i tak prywatnie - opowiada z iskierkami w oczach. Widać, że jest szczęśliwa. - A ty? Masz tu jakąś pracę? Chociażby dorywczą? - pyta.

- Niestety nie, przyjechałam tu spontanicznie - wzdycham, wkładając łyżeczkę do filiżanki z kawą i zaczynając mieszać.

- To w sumie się dobrze składa - na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech i zaczyna szukać czegoś w torebce. Nic nie odpowiadam, tylko uważnie obserwuję jej ruchy. - Spójrz - mówi, kładąc gazetę na stolik i wskazując na ogłoszenie, w którym jest zdjęcie jakiegoś przystojnego biznesmena.

- Kto to? - pytam dość zainteresowana.

- Maximilian Carter, jeden z najzamożniejszych biznesmenów w całym Londynie. Pomimo tak młodego wieku jest jednym z najbardziej wpływowych osób w siedzibie przedsiębiorstwa, praktycznie każdy z Londyńczyków go zna. Handluję samochodami sportowymi czy też wypożycza do filmów i teledysków. Miałam okazję z nim wymienić kilka zdań - opowiada. - Mniejsza oto. Właśnie szuka kilka nowych pracownic do spraw papierkowych i myślę, że mogłabyś spróbować. Oczywiście do niczego nie zmuszam, to będzie twoja decyzja - zerka na mnie. Chyba zauważyła, że od dłuższego czasu wpatruję się w jego zdjęcie. - Ale prawda taka, że nigdy nie miał kobiety na dłużej niż trzy miesiące. To zwykły seksoholik i arogant. Kobiety wzdychają na jego widok i rozkładają przed nim nogi, ale on tylko na początku jest cudowny, kochany i w ogóle. Potem traktuje je jak szmaty i mówi "do widzenia" - przewraca oczami.

Przez cały czas wpatruję się w ogłoszenie, a raczej w szatyna, który się tam znajduje. Opuszkiem palca przejeżdżam po zdjęciu. Chyba spróbuję.


Mój biznesmenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz