E.04.

77 8 3
                                    

Kolejne styczniowe dni wyglądały identycznie – drugoklasistka przemierzała szkolne korytarze, na przemian modląc się o kolejne wycie głośnika i przeklinając fizyczkę za jej grzechy, dlatego też, kiedy nadszedł dzień konfrontacji między Günther a Carson, Marie z niemałą ulgą przyjęła wiadomość, że nocna śnieżyca skutecznie zablokowała większość dojazdów do centrum miasta, co równało się z odwołaniem zajęć tego dnia. Szczęście rozbudzonej przed brzaskiem licealistki skończyło się, gdy nie mogła zmrużyć oka po odczytaniu zbawiennej internetowej korespondencji – nie myśląc zbytnio nad trzeźwością swego umysłu siedemnastoletnia córka państwa Carson zerwała się na nogi równo trzydzieści minut po trzecim przeczytaniu wiadomości, aby już kwadrans później znaleźć się na przystanku autobusowym. Gdy z wiadomych przyczyn żaden z wypisanych na tablicy – i notabene oczekiwanych przez jedyną osobę na przystanku – środków komunikacji miejskiej nie przyjechał, Marie postanowiła się przejść. Dopiero kiedy nieco mocniejszy podmuch wiatru wrzucił ją w zaspę, uznała za niezbędne znalezienie innego wyjścia z sytuacji. Siostra Marie telefonicznie wyklęła ją kilkukrotnie zanim pojawiła się za kółkiem niebieskiego pikapa. Tym razem na dachu nie była zamocowana deska.

– Nie wierze, że nie odwołali zajęć. Nieludzkie. Dobrze sprawdziłaś skrzynkę mailową? – komunikowała w kilkunastu milisekundowych odstępach osoba za kierownicą. Po chwili ciszy samochód mocno skręcił w lewo, a w brzuchu Marie odbył się impreza typu rave z udziałem obu jelit, obu nerek i samotnej śledzony.

– Przejrzałam jej każdy zakamarek. – W tym momencie młodsza siostra prowadzącej została uraczona wymownym, acz krótkim, spojrzeniem. – Przecież sama z siebie nie pchałabym się na zajęcia, jeszcze kilka szarych komórek się ostało w mojej głowie. Zapewniam cię, Keiro, że nie wzywałabym cię bez powodu.

– Nie wątpię. To trochę smutne, że potrzebujemy impulsu tego typu, żeby porozmawiać. Ale czy nie obie się na to nie zgodziłyśmy jakiś czas temu?

Marie nie miała ochoty na tak poważną rozmowę. Prawdę mówiąc nie miała ochoty na nic. Chciała cofnąć się do tamtego ranka i po prostu przespać budzik, przespać wiadomość, przespać impuls. Kiedy jechały tak w zupełnej ciszy, wreszcie zdała sobie sprawę, że sama poniekąd pakowała się w coś, co mogło się skończyć tylko w jeden sposób – wymuszoną i nieoczekiwaną przez jedną ze stron konfrontacją, której w ogóle nie potrzebowała. Gdy Keira zaparkowała na pustym parkingu pod szkołą, Marie bez słowa wysiadła. Postanowiła to wszystko wyjaśnić później. Poprosiła tylko o odebranie za godzinę.

Wchodząc po szarych szkolnych schodach, doświadczając po raz wtóry znienawidzonej ciszy, tęskno patrzyła w kierunku głośników. Wiedziała, że licealny radiowęzeł jest wyłączony, a pokój radiowców pusty i zamknięty, ale jej naiwne nastoletnie serce wręcz wyło z nostalgii za zakłóceniami. Dopiero na drugim piętrze pogodziła się z faktem, że jej nadzieje zapewne od początku były skazane na porażkę, ale przynajmniej dostarczyły jej umysłowi nowej pożywki niezwiązanej bezpośrednio z Günther. Gdy znalazła się poziom wyżej i zatrzymała pod salą L6, momentalnie zaczęła kwestionować własną trzeźwość. Jednak czasu już nie mogła cofnąć, a pobladła dłoń od chorobliwego zaciskania w pięść opierała się już o kartonowe drzwi. Zanim jednak zapukała i pociągnęła za gałkę, jej umysł przesłał trzy komunikaty o tej samej treści.

Marie, po uprzejmym zasygnalizowaniu swojego przybycia, otworzyła drzwi. Gdyby nie fakt, że nadal trzymała dłoń na metalowej kuli, wrota powróciłyby na swoje miejsce i historia z każdego poranka przeszłych tygodni zatoczyłaby koło. Czując napór w mięśniach, licealistka bez pardonu szarpnęła gałkę w przeciwnym kierunku, po czym wślizgnęła się do pomieszczenia. Kiedy tylko minęła próg, drzwi zatrzasnęły się za nią, a chłód powietrza powstałego przy ruchu kartonu uderzył ją w plecy wolne od granatowej kurtki. Günther tylko podniosła wzrok z nauczycielskiego biurka na Marie, a następnie uniosła obie brwi.

POLTERGEISTWhere stories live. Discover now