1

1.3K 83 4
                                    

John Watson siedział jak zwykle na swoim fotelu w pokoju na piętrze na Baker Street 221B. Obok niego siedziała jego żona Mary i piła herbatę. Była ubrana w niebieską zwiewną koszule w kwiatki przez co John nie mógł oderwać od niej wzroku. Nie ma się mu co dziwić. Jego żona wyglądała zjawiskowo. Sherlock stał przy oknie i spoglądał na ulicę w ciszy. W myślach próbował zrozumieć kobietę, która stała przed budynkiem. Wahała się czy aby na pewno ma tam wejść. W końcu nie codziennie kobieta przychodziła do Sherlocka Holmesa. I to jeszcze w jakiejś sprawie. Tu zdecydowanie chodziło o sprawę. Kobieta już wyciągnęła rękę ku klamce drzwi, już miała na nią nacisnąć i otworzyć drzwi, aby wejść jednak w ostatniej chwili zrezygnowała. Coś ją trapi. Tak pomyślał detektyw. Przyjrzał się jej. Co prawda z takiego kąta i wysokości nie mógł za wiele ujrzeć, ale kilka szczegółów mu w zupełności wystarczyło. Dziewczyna miała mokre spodnie co oznaczało, że przyszła tu na piechotę. Zmierzwione i porozrzucane na wszystkie strony włosy musiały oznaczać ciężką, nawet nieprzespaną noc. To nie mógł być wiatr. W całym Londynie było ciepło. Rozmazany tusz na policzkach był dowodem na to, że kobieta płakała. I to ciągle wahanie... Tu na 100% chodziło o romans. Dziewczyna jednak odeszła. Tym razem na dobre. Sherlock westchnął ciężko. Mogła mu trafić się jakaś ciekawa sprawa. Niby tylko romans, ale... Mogło się zdarzyć coś niedorzecznego, a to Holmes uwielbiał i tylko takie sprawy brał na poważnie. Niedorzeczne, niemożliwe, niewyobrażalne. Nagle usłyszał głos, a raczej śmiech Mary Watson na co się wzdrygnął i westchnął. Detektyw odwrócił się na pięcie i podszedł do fotelu, a następnie na nim usiadł. John rozmawiał ze swoją małżonką. Z pojedynczych słów można było wyłapać, że oboje chcieli się wybrać do teatru, bądź galerii sztuki jednak z małą Rose było to conajmniej niemożliwe.

-A może Sherlock się nią zajmie?-zapytała żona Watsona patrząc na niego.

-Nie... Sherlock nie lubi dzieci, ma pracę...-odpowiedział John. Z jego miny na twarzy można było stwierdzić, że nie był zachwycony wizją swojej żony. Sherlock opiekujący się malutką Rose...

-Ale w końcu jest ojcem chrzestnym!-krzyknęła Mary.

-On nie jest w stanie zając się sobą a co dopiero...

-Zaopiekuję się nią.-wtrącił Holmes.
John aż zamilkł z wrażenia, a Mary spojrzała na detektywa z lekkim uśmiechem, ale również nie była w stanie nic powiedzieć.

-Widzisz, John? Da sobie radę! W razie czego jest pani Hudson...-mruknęła żona Watsona ucieszona tym, że ma opiekę dla dziecka i razem ze swoim mężem mogą gdzieś wyjść i trochę się zrelaksować, odpocząć od bycia rodzicami. Sherlock zerwał się z fotela chowając telefon do kieszeni marynarki. Było słychać jak pod nosem przeklina Andersona i ten jego pieprzony fanklub. Był chyba nie w sosie. Zszedł na dół. Ubrał płaszcz i szal, a następnie wyszedł z domu na Baker Street 221B. Złapał taksówke i pojechał do Scotland Yardu. W pokoju na górze zostali John z Mary, którzy wciąż byli zaskoczeni, że Sherlock tak szybko i bez oporów się zgodził zostać z Rose. I na dodatek powiedział, że będzie jej pilnować! Zebrali swoje rzeczy i wrócili do domu żegnając się z panią Hudson.
Sherlock wrócił wieczorem do domu. Nie był w dobrym humorze. Anderson był nieprzewidywalny jeśli chodzi o ten jego fanklub. Jednak jutro zapowiadał się naprawdę dobry dzień. Miał zając się córką Watsonów, ale to nie przeszkadzało mu w rozwiązywaniu zagadek. Ale miał w zanadrzu coś jeszcze... Uśmiechnął się lekko i wyciągnął komórkę z kieszeni swojej granatowej marynarki. Odblokował ekran i wybrał odpowiedni numer.

            ´Widzimy się jutro, Sage
                          Twój brat
                         
                              SH'

Wysłał wiadomość mając na twarzy lekki uśmiech.

Moriarty and HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz