12

49.4K 2K 184
                                    

 Nie mogę uwierzyć, że już jest niedziela. A w zasadzie poniedziałek bo dochodzi godzina 1.00. Całą sobotę i niedzielę spędziłam z mamą i Fioną. Chciałam  z nimi spędzić jak najwięcej czasu. Było na prawdę fajnie. Oglądałyśmy komedie, horrory... Śmiałyśmy się i na zmianę płakałyśmy. Nie chciałam ich zostawiać. Z Holly i Paulem się nie spotkałam. Jeszcze będziemy mieli czas, żeby pogadać.

Mama  zatrzymała samochód na parkingu przy lotnisku. Wyciągnęliśmy bagaże z bagażnika i ruszyliśmy do wejścia.

- Na pewno masz wszystko? - zapytała zdenerwowana mama.

- Tak. Sprawdzałam kilka razy. - też byłam zdenerwowana. Jeszcze nigdy nie leciałam samolotem. A co jak się rozbije? Albo jacyś talibowie go porwą i zrobią powtórkę z World Trade Center?

O ja pierdole. O czym ty myślisz dziewczyno? -  zganiłam się w myślach.- Takie rzeczy dzieją się tylko w filmach. No może nie tylko, ale w rzeczywistości przypadków porwania jest bardzo mało. Chyba.

- No dobra. A wiesz co i jak na miejscu? Gdzie jest ta szkoła i jak tam dojechać? - moje rozmyślania przerwała mama.

- Tak, wiem. Na wszelki wypadek sprawdziłam. Dostałam wiadomość, że ktoś po mnie przyjedzie. Mam się rozglądać z karteczką z napisem ,, Jessica Harris '' - zaśmiałam się. Takie rzeczy to kojarzą mi się tylko z filmem. Doszliśmy już do hali. Moja odprawa będzie za 20 minut. Coraz bardziej się denerwuję.

- Nie martw się kochanie. Nie będzie, żadnego porwania ani nic z tych rzeczy. - mama jakby wiedziała o czym myślę. Może jest Edwardem ze Zmierzchu? 

- Wiem, ale i tak się boję.

- Najgorzej jest przy starcie i lądowaniu. Później nawet nie czujesz, że jesteś w powietrzu. A teraz mała niespodzianka. - powiedziała z przebiegłym uśmiechem.

- Niespo.... - nie dokończyłam bo na halę weszli nie kto inny jak Fiona, Joe, Holly, Paul, Viki i Chris.  Śmiali się. Pewnie z mojej miny. 

- I co? Chciałaś wyjechać bez pożegnania? - zapytała Holly i mnie przytuliła.

- Nie. Po prostu chciałam spędzić trochę czasu z mamą. - powiedziałam i wszyscy zaczęli mnie przytulać i życzyć powodzenia. Z trudem udawało mi się hamować łzy, które same cisnęły mi się do oczu. Byłam im na prawdę wdzięczna, że o mnie pamiętali. 

- Odprawa pasażerów lecących do Paryża, zaczyna się z 10 minut. Proszę o podejście do stanowiska numer 4. - powiedział kobiecy głos przez głośniki. Jeszcze raz zaczęłam wszystkich przytulać i się żegnać. Mamę zostawiłam na koniec. To pożegnanie było najgorsze. Już nie powstrzymywałyśmy łez.

- Będę tęsknić. - powiedziałam, ściskając ją mocno.

- Ja też. Kocham cię.

- Ja ciebie też. - oderwałam się od niej. - Trzymajcie się. Za wami wszystkimi będę tęsknić. Joe opiekuj się Fioną. Chris pilnuj Viki. A ty Paul.. nie z chrzań tego. - powiedziałam.

- Nie mam zamiaru. Nie tym razem. - posłał mi przepraszający uśmiech. Wiem, że było mu żal, ale wiem też, że kocha Holly i życzyłam im jak najlepiej. - Baw się dobrze.

- Tak. I poderwij jakieś ciacho - dorzuciła Viki. 

- Tylko po to tam jadę. - krzyknęłam cofając się w stronę stanowiska odprawy.

- Hej. Ja tu ciągle jestem. - powiedziała mama, poważnym tonem, ale się uśmiechała. - Jeszcze mogę cofnąć zgodę.

- Żartowałam. Kocham was. - powiedziałam i zniknęłam za ścianą.

Jesteś wszystkim...Where stories live. Discover now