Chapter - 7

1.2K 83 8
                                    

- Harry – mówi, trzymając jedną rękę na kierownicy, a drugą włącza radio.

- Kim – mówię mu. Jedziemy teraz drogą, którą nie jechałyśmy z Kate. Mijamy jadący w stronę domu, w którym jeszcze przed chwilą odbywała się impreza, radiowóz policyjny. Ktoś już musiał ich zawiadomić, że padły strzały. Moje myśli wracają teraz do kuchni, kiedy Harry zaczął rzucać się na Danny'ego. Nie rozumiem czemu to zrobił. Sam powiedział, że gówno obchodzi go ich związek. Poza tym sam nie jest lepszy. Ponoć prawie przeleciał Victorię. To wszystko jest tak skomplikowane, imprezy chyba jednak nie są dla mnie. Na dodatek strzały i Kate. Po pierwsze: kto mogł strzelać, do kogo i po co? Po drugie: dlaczego Kate mnie zostawiła? Na tę myśl robi mi się niedobrze i chce mi się płakać. To smutne w jaki sposób mnie potraktowała. Myślałam, że na mnie chociaż zaczeka, ale nie. Tylko zrobiło się niebezpiecznie to wzięła nogi za pas i spieprzyła gdzie pieprz rośnie.

Może jednak coś się stało i miała powód, aby to zrobić, tłymaczę ją. Chociaż brzmi to głupio, próbuję ją w jakiś sposób usprawiedliwić. Z myśli wyrywa mnie niski głos.

- Gdzie mam cię zawieźć? - pyta beznamiętnie. Odwracam głowę w jego kierunku. Mrugam kilkakrotnie odpędzając łzy, które przed chwilą napłynęły do moich oczu.

- Trinity Street 29 – mówię cicho. Teraz kiedy cały aklohol wyparował z mocih żył, tak samo jak adrenalina i wszystkie emocje opadły, jestem onieśmielona tym chłopakiem. Fakt, że siedzę z nim w samochodzie jest troszkę krępujący. Wiem, że chciał mi pomóc, ale dla mnie to jednak niecodzienna sytuacja.

Jedzie bardzo szybko. Obraz za oknem co chwila się rozmywa. Nie mam pojęcia gdzie jesteśmy. Nerwowo sprawdzam godzię w telefonie, 23:57. Uf, zdąże przed pierwszą w nocy.

- Dzięki, że mi pomogłeś. - burczę. Cały czas patrzy przed siebie na drogę. Jedną rękę trzyma na kierownicy, a drugą ma opartą o oparcie. Czerwona koszula w kratkę idealnie pasuje do spodni. Jest bardzo umięśniony. Pewnie dużo ćwiczy, myślę.

- Nie ma sprawy – robi chwilę przerwy po czym dodaje – zważywszy na fakt, że twoja koleżaneczka spierdolił z tym debilem – kończy, a ostatnie słowa przesączone są jadem, jakąś wściekłością. Nie rozumiem kogo ma na myśli mówiąc 'debil'. Danny? Nie wydaje mi się, aby Kate go znała? Przetrząsam moją pamięć w poszukiwaniu jakiegoś chłopaka i nagle mnie olśniewa. Luke. Właściciel domu, organizator imprezy, chłopak mojej najlepszej przyjaciółki u na dodatek wielki tchórz. Opóścił własną imprezę. Nie wiem co powiedzieć. Znowu czuję ukłucie rozczarowania gdzieś tam w środku.

Jedziemy teraz znaną już mi drogą. Na szczęście nie wywiózł mnie do lasu i nie pociął na drobne kawałeczki. Oddycham z ulgą kiedy widzę znajomy kiosk na rogu ulicy. Jeszcze tylko chwila i będę w domu, u siebie. Wejdę pod gorący prysznicy, później się położę w swoim łóżku i spokojnie zasnę. O tym tylko marzę.

Zatrzymuje się pod domem przy numerze 29. Już mam nacisnąć klamkę, kiedy czuję jego rękę na moim ramieniu. Zdziwiona, oblana różem na policzkach odwracam się w jego stronę.

 - Uważaj na Luke'a.

COMMENT&VOTE

Dark Light (Harry Styles)Where stories live. Discover now