28. 'Grisha McLaggen'

4.9K 218 16
                                    

 Zobaczyłam mnóstwo innych zbrodniarzy i w tym samych moich rodziców.

- Kathie...Co ty tu robisz dziecko? - podeszła do mnie moja mama. Bellatrix mnie puściła i szczerząc się do mnie swoimi zniszczonymi zębami odeszła do innych.

- Mamo...Oni zabili Albusa...Co...Czemu tu jestem?

- To siedziba śmierciożerców.

Obróciłam się wokół siebie. Pełno znajomych twarzy. Wuj Thorfinn rozmawiający z Cameronem, kuzyn mojego ojca, rozmawiający z Lastrange, mój ojciec rozmawiający z Lucjuszem oraz on, chłopak, który mnie okłamał. Draco Malfoy stał w przejściu gapiąc się na mnie. Był jakiś przestraszony i smutny. Mój zawód wypełniał cały umysł chłopaka, przez to może czuł się źle.

-Katherine.

Odwróciłam się, a przede mną stanął Theodor Nott, a za nim jego ojciec, który uśmiechnął się  lekko do mnie i poszedł do reszty. 

- Theodor, dlaczego ty tu jesteś? Ty też...

- Tak, ale słuchaj. To jest dobra sprawa...

- To nie jest dobra sprawa...Okłamałeś mnie jak inni. Jesteś taki sam...

- Nie prawda. Ja bym cię nie zranił.

Nagle w salonie nastało wielkie obruszenie i wszyscy ruszyli w stronę pokoju z wielkim stołem. wszyscy mieli wyznaczone miejsca, co prawda było kilka wolnych, jednak nie byłam pewna, czy abym na pewno powinnam na nich usiąść. Naglę zapadła cisza i wszyscy skierowali głowy w kierunku wejścia do pokoju. Pojawił się w nim sam Lord Voldemort. Moje oczy na chwilę były wielkie jak planety, ale szybko się uspokoiłam i patrzałam na sytuację z udawaną przeze mnie odwagą. Na końcu stołu stał wysoki, blady człowiek, bez włosów, brwi i rzęs. Zamiast nosa miał dwie szpary. Oczy czerwone. Był przerażający. A jak pomyślałam, że to on pozabijał tylu ludzi i, że to on jest najpotężniejszym czarnoksiężnikiem tych czasów, robiło mi się słabo. W głowie. Moje serce zaczęło bić szybciej, kiedy stojąc tak przez dłuższą chwilę i rozkoszując się widokiem tych wszystkich zebranych ludzi, zobaczył mnie. 

- Kim jesteś, dziewczyno?- zapytał się mnie, na swój sposób łagodnym głosem.

- Nazywam się Katherin Travers.- odpowiedziałam odważnie, po mimo, że mój puls był trylion razy szybszy niż powinien. 

- Przypominasz mi kogoś...

- Panie - przerwał mu mój ojciec - To nasza córka.

- Co ona tutaj robi?

- Panie- powiedziała Bellatrix.- Ona widziała zabójstwo tego starca. Uciekała, więc postanowiliśmy ją złapać, może się przydać, możemy się też co nie co zabawić dziewuchą...

- Zamilcz - przerwał jej czarnoksiężnik. - Ona jest córką moich wysłanników...

-Ale ona chciała powstrzymać...- ciągnęła.

- Przyłączy się do nas...A teraz rozejść się! Chcę zostać sam...z naszą Katherine i wami- wskazał palcem na moich rodziców.

Usiedliśmy przy wcześniej wspomnianym stole. Voldemort patrzył na mnie swoimi czerwonymi ślepiami, jakby czegoś się we mnie doszukiwał. 

- Grisha...

- Przepraszam, ale ja na prawdę widzę cię...- zacięłam się-...pana, znaczy się pierwszy raz.

- Travers - zwrócił się do moich rodzicieli - Macie może pojęcie, kim była Grisha McLaggen? 

Zapadła cisza, jednakże po chwili usłyszeliśmy odchrząknięcie mojego ojca.

-Panie, to była moja matka. 

- Odejść!- krzyknął i szybko odeszliśmy od stołu. - Ty zostań - zwrócił się do mnie. Muszę z tobą omówić jedną rzecz.

Wróciłam z powrotem na swoje miejsce. 

- Nie poznałaś matki twojego ojca.

Milczałam. Bałam się go.

- Nie miałaś jak...Umarła jak twój tata dopiero się narodził...

Przełknęłam ślinę. Nie miałam pojęcia do czego zmierzał.

- Głupia dziewczyna...Myślała, że mnie powstrzyma...Zostawiła rodzinę żeby mnie szukać, wiesz?

Pokręciłam przecząco głową.

- Przecież ją zabiłem...Nie mogłaś o tym wiedzieć.

Zmieszana sytuacją dalej słuchałam. Do tego okazało się, że wmawiano mi kolejne kłamstwa.

- Była zakochana...W Hogwarcie myślała, że naprawdę mogło by coś z tego być...Nie odpuszczała, nawet kiedy miała już męża i dziecko... Robiła za piękną ozdobę w moim kufrze z...z częścią mnie. Nikt nie wiedział co się z nią stało, prawda? Nie dziwne...

Podniosłam lekko głowę i spojrzałam kątem oka na sami-wiecie-kogo.

- Masz po niej oczy...Była naprawdę piękna i utalentowana, tylko...po prostu nie dorównywała mi swoimi umiejętnościami...Gdybym jej posłuchał...Nie było by mnie tutaj...Dobrze, że zginęła. Podaj rękę.

Podałam mu ją, a on mówiąc jakieś zaklęcie wyczarował na moim lewym przedramieniu Mroczny Znak. Łzy w oczach dawały się we znaki. Nie z bólu, a z żalu. Z tego, że tak ich nienawidziłam to i tak stałam się jedną z nich. Wbrew mojej woli.

- Tylko żebyś nie miała po niej tej wielce dobrej duszyczki. Odejdź! 

Wyszłam z sali najszybciej jak potrafiłam. Łzy zamazały mi widok. Wpadłam na kogoś. Była to Narcyza.

- Co się stało?

Stałam przed nią, nie mogąc spojrzeć jej w oczy. Stałam z dalej odwiniętym rękawem, nie mogąc nawet na to zerknąć.

- Nie płacz Tina, nie możesz - powiedziała cicho. -Zaraz znajdziemy dla ciebie jakiś pokój. Chodź na chwilę na górę.

Kobieta otworzyła drzwi i wskazała mi miejsce na łóżku. Byłam w pokoju Dracona. Pamiętam to pomieszczenie. Chłopak siedział po drugiej stronie łóżka, czytając Proroka Codziennego, a ja nie daleko od niego, płakałam coraz mocniej, z każdą sekundą, próbując odwinąć rękaw, abym już nie musiała patrzeć na to okropieństwo. Draco położył swoją dłoń na mój bark, jednak szybko je od siebie odciągnęłam.

- Nie dotykaj mnie ty...ty...

- Potworze? Wiem co masz na myśli, ale zrozum...Zrobiłem to dla rodziny, ja nie miałem wyboru Katherine, proszę, zrozum...

-Ja...Ja nawet nie wiem dlaczego?! Dlaczego tu jestem, co? Dlaczego na to pozwoliłeś? 

- Ja nie mogłem nic zrobić...

- Nie...Ty po prostu nie miałeś powodów...Co ja sobie myślałam, przecież ja jestem nikim ważnym...Przepraszam, pójdę już...

Wyszłam, pociągając nosem. Musiałam wziąć się w garść, bo nie pozostało mi nic innego niż walka.

genesis|draco malfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz