Zobaczyłam mnóstwo innych zbrodniarzy i w tym samych moich rodziców.
- Kathie...Co ty tu robisz dziecko? - podeszła do mnie moja mama. Bellatrix mnie puściła i szczerząc się do mnie swoimi zniszczonymi zębami odeszła do innych.
- Mamo...Oni zabili Albusa...Co...Czemu tu jestem?
- To siedziba śmierciożerców.
Obróciłam się wokół siebie. Pełno znajomych twarzy. Wuj Thorfinn rozmawiający z Cameronem, kuzyn mojego ojca, rozmawiający z Lastrange, mój ojciec rozmawiający z Lucjuszem oraz on, chłopak, który mnie okłamał. Draco Malfoy stał w przejściu gapiąc się na mnie. Był jakiś przestraszony i smutny. Mój zawód wypełniał cały umysł chłopaka, przez to może czuł się źle.
-Katherine.
Odwróciłam się, a przede mną stanął Theodor Nott, a za nim jego ojciec, który uśmiechnął się lekko do mnie i poszedł do reszty.
- Theodor, dlaczego ty tu jesteś? Ty też...
- Tak, ale słuchaj. To jest dobra sprawa...
- To nie jest dobra sprawa...Okłamałeś mnie jak inni. Jesteś taki sam...
- Nie prawda. Ja bym cię nie zranił.
Nagle w salonie nastało wielkie obruszenie i wszyscy ruszyli w stronę pokoju z wielkim stołem. wszyscy mieli wyznaczone miejsca, co prawda było kilka wolnych, jednak nie byłam pewna, czy abym na pewno powinnam na nich usiąść. Naglę zapadła cisza i wszyscy skierowali głowy w kierunku wejścia do pokoju. Pojawił się w nim sam Lord Voldemort. Moje oczy na chwilę były wielkie jak planety, ale szybko się uspokoiłam i patrzałam na sytuację z udawaną przeze mnie odwagą. Na końcu stołu stał wysoki, blady człowiek, bez włosów, brwi i rzęs. Zamiast nosa miał dwie szpary. Oczy czerwone. Był przerażający. A jak pomyślałam, że to on pozabijał tylu ludzi i, że to on jest najpotężniejszym czarnoksiężnikiem tych czasów, robiło mi się słabo. W głowie. Moje serce zaczęło bić szybciej, kiedy stojąc tak przez dłuższą chwilę i rozkoszując się widokiem tych wszystkich zebranych ludzi, zobaczył mnie.
- Kim jesteś, dziewczyno?- zapytał się mnie, na swój sposób łagodnym głosem.
- Nazywam się Katherin Travers.- odpowiedziałam odważnie, po mimo, że mój puls był trylion razy szybszy niż powinien.
- Przypominasz mi kogoś...
- Panie - przerwał mu mój ojciec - To nasza córka.
- Co ona tutaj robi?
- Panie- powiedziała Bellatrix.- Ona widziała zabójstwo tego starca. Uciekała, więc postanowiliśmy ją złapać, może się przydać, możemy się też co nie co zabawić dziewuchą...
- Zamilcz - przerwał jej czarnoksiężnik. - Ona jest córką moich wysłanników...
-Ale ona chciała powstrzymać...- ciągnęła.
- Przyłączy się do nas...A teraz rozejść się! Chcę zostać sam...z naszą Katherine i wami- wskazał palcem na moich rodziców.
Usiedliśmy przy wcześniej wspomnianym stole. Voldemort patrzył na mnie swoimi czerwonymi ślepiami, jakby czegoś się we mnie doszukiwał.
- Grisha...
- Przepraszam, ale ja na prawdę widzę cię...- zacięłam się-...pana, znaczy się pierwszy raz.
- Travers - zwrócił się do moich rodzicieli - Macie może pojęcie, kim była Grisha McLaggen?
Zapadła cisza, jednakże po chwili usłyszeliśmy odchrząknięcie mojego ojca.
-Panie, to była moja matka.
- Odejść!- krzyknął i szybko odeszliśmy od stołu. - Ty zostań - zwrócił się do mnie. Muszę z tobą omówić jedną rzecz.
Wróciłam z powrotem na swoje miejsce.
- Nie poznałaś matki twojego ojca.
Milczałam. Bałam się go.
- Nie miałaś jak...Umarła jak twój tata dopiero się narodził...
Przełknęłam ślinę. Nie miałam pojęcia do czego zmierzał.
- Głupia dziewczyna...Myślała, że mnie powstrzyma...Zostawiła rodzinę żeby mnie szukać, wiesz?
Pokręciłam przecząco głową.
- Przecież ją zabiłem...Nie mogłaś o tym wiedzieć.
Zmieszana sytuacją dalej słuchałam. Do tego okazało się, że wmawiano mi kolejne kłamstwa.
- Była zakochana...W Hogwarcie myślała, że naprawdę mogło by coś z tego być...Nie odpuszczała, nawet kiedy miała już męża i dziecko... Robiła za piękną ozdobę w moim kufrze z...z częścią mnie. Nikt nie wiedział co się z nią stało, prawda? Nie dziwne...
Podniosłam lekko głowę i spojrzałam kątem oka na sami-wiecie-kogo.
- Masz po niej oczy...Była naprawdę piękna i utalentowana, tylko...po prostu nie dorównywała mi swoimi umiejętnościami...Gdybym jej posłuchał...Nie było by mnie tutaj...Dobrze, że zginęła. Podaj rękę.
Podałam mu ją, a on mówiąc jakieś zaklęcie wyczarował na moim lewym przedramieniu Mroczny Znak. Łzy w oczach dawały się we znaki. Nie z bólu, a z żalu. Z tego, że tak ich nienawidziłam to i tak stałam się jedną z nich. Wbrew mojej woli.
- Tylko żebyś nie miała po niej tej wielce dobrej duszyczki. Odejdź!
Wyszłam z sali najszybciej jak potrafiłam. Łzy zamazały mi widok. Wpadłam na kogoś. Była to Narcyza.
- Co się stało?
Stałam przed nią, nie mogąc spojrzeć jej w oczy. Stałam z dalej odwiniętym rękawem, nie mogąc nawet na to zerknąć.
- Nie płacz Tina, nie możesz - powiedziała cicho. -Zaraz znajdziemy dla ciebie jakiś pokój. Chodź na chwilę na górę.
Kobieta otworzyła drzwi i wskazała mi miejsce na łóżku. Byłam w pokoju Dracona. Pamiętam to pomieszczenie. Chłopak siedział po drugiej stronie łóżka, czytając Proroka Codziennego, a ja nie daleko od niego, płakałam coraz mocniej, z każdą sekundą, próbując odwinąć rękaw, abym już nie musiała patrzeć na to okropieństwo. Draco położył swoją dłoń na mój bark, jednak szybko je od siebie odciągnęłam.
- Nie dotykaj mnie ty...ty...
- Potworze? Wiem co masz na myśli, ale zrozum...Zrobiłem to dla rodziny, ja nie miałem wyboru Katherine, proszę, zrozum...
-Ja...Ja nawet nie wiem dlaczego?! Dlaczego tu jestem, co? Dlaczego na to pozwoliłeś?
- Ja nie mogłem nic zrobić...
- Nie...Ty po prostu nie miałeś powodów...Co ja sobie myślałam, przecież ja jestem nikim ważnym...Przepraszam, pójdę już...
Wyszłam, pociągając nosem. Musiałam wziąć się w garść, bo nie pozostało mi nic innego niż walka.
CZYTASZ
genesis|draco malfoy
Fanfiction1 #magic 04 VI 18 Dlaczego taka jesteś Katherine? 'Kocham Cię Madzia Matczak'