Świeże powietrze

3.6K 285 136
                                    

Co prawda powietrze nie jest takie czyste jak w moich rodzinnych okolicach, ale mimo to daje niemałą ulgę.

Wychodząc z hotelu czuję się jeszcze lepiej niż na balkonie. Po chwili się orientuję, że dookoła znajduje się śnieg. Czemu tego nie zauważyłem wcześniej?

Jest zima, a ja nie wziąłem żadnej kurtki. Pewnie jest ledwie z kilka stopni na minusie, co jest nie często spotykane w takim mieście jak Moskwa. Tutaj mrozy często dają o sobie znać i sięgają od kilkunastu po nawet kilkadziesiąt stopni. Całe szczęście trafiłem na jeden z cieplejszych dni choć mimo to ludzie są ubrani w ciepłe kurtki i patrzą się na mnie z lekkim zdziwieniem. Mi jednak nie jest zimno. Może jest to spowodowane nadmiarem emocji?

Intuicyjnie skręcam w prawo. Najpierw patrzę na pojedyńcze drzewa, które są ładnie pokryte śniegiem, by następnie obserwować samochody przejeżdżające obok mnie. Dziwny jest to dla mnie widok, gdy samochody poruszają się prawostronnie. Niby powinienem się do tego przyzwyczaić, lecz widok tych pojazdów poruszających się lewostronnie w Japonii najwidoczniej za bardzo utkwił mi w pamięci.

Odrywam wzrok od ulicy rozglądając się dookoła. Gdzie ja jestem? Co prawda kojarzę okolicę, lecz czy udałoby mi się wrócić do hotelu?

Potrząsam głową. I tak nie idę teraz do hotelu, więc nie powinienem się tym martwić. Bardziej wypadałoby pomyśleć dokąd pójść.

Jak na razie nie widzę niczego interesującego, więc idę dalej. Po chwili jednak zauważam jakiś park. Co prawda najpierw chciałem pójść do pabu, lecz nowy pomysł, który zakiełkował w mojej głowie wydaje mi się lepszy. O tej porze jest zapewnie mało ludzi, co pozwoli mi uporządkować myśli.

Wchodząc do parku od razu dopada mnie atmosfera tego miejsca. Ciemne latarnie oświetlają żółtym światłem główną aleję, co sprawia, że wydaje się być tajemnicza, jakby skrywa w sobie coś ważnego. Ziemia jest pokryta grubą warstwą śniegu, a łyse krzaki i drzewa wyglądałby ponuro, gdyby nie miliony białych płatków, które osadziły się na nich. Klimat, wieczór i brak ludzi powoduje, że to miejsce emanuje spokojem.

Zaciągam się porządnie powietrzem. Niesamowite, że w centrum tak dużego miasta potrafi ono utrzymać taką świeżość. Czując się wyraźnie lepiej idę wzdłuż głównej alei, by następnie skręcić w węższą dróżkę. Widząc, że nikogo nie ma w pobliżu siadam na pierwszej napotkanej ławce. Stwierdzając z ulgą, że nie jest mokra, opieram się na niej wygodnie obserwując znajdujące się nade mną gałęzie. Zamykam oczy. Rozkoszuję się tą chwilą spokoju, czując powoli szczypanie w okolicach twarzy. Gdyby Victor tu był...

Pochylam się nieco, zastanawiając się, co on może robić. Pewnie nadal jest na bankiecie. Czy już się zorientował, że nigdzie mnie nie ma?

Wzdycham ciężko czując przygniatający mnie ciężar wyrzutów sumienia. Niepotrzebnie obwiniałem Victora, mogłem to przeczekać, pogadać z nim, cokolwiek. Zamiast tego wdałem się z nim w kłótnie, a potem złamałem mu serce...

Czuję, jak coś mokrego spływa mi po policzku. Ze dziwinieniem sięgam tam dłonią uświamiając sobie, że to łza. Po chwili spływa mi kolejna, i kolejna. Teraz lecą mi ciurkiem, jak dwa strumienie niekontrolowanego smutku.

Płaczę, ale nie dbam o to. Pochylam głowę zastanawiając się, co może mi ulżyć w moich cierpieniach. Niewyobrażalny smutek ciąży w moim sercu, nie chcąc ani trochę zelżeć. Cholera - wycieram niedbale twarz dłonią - gdybym mógł zobaczyć Victora. Wszystko bym mu wytłumaczył. Powiedziałbym, że mu ufam...

- Yuri!

Zrywam się na równe nogi, rozglądając się gwałtownie dookoła. Po chwili zauważam Victora, który biegnie do mnie z zadziwiającą prędkością. Nie zastanawiając się dłużej biegnę ku niemu, by następnie wpaść mu w objęcia.

Nagle ogarnia mnie ulga tak duża, że zapominam na chwilę o moim smutku. Ciężko mi uwierzyć, że tu przyszedł, że mnie znalazł. A jednak tu stoi, dlatego muszę się nim nacieszyć, póki jest. W tym celu z niemałą rozkoszą wtulam swój nos w jego garnitur, chcąc tym samym poczuć jego piękny zapach. Przybliżam się trochę, pragnąc być jak najbliżej niego. Po prostu chcę go poczuć całym sobą i nie musieć go nigdy tracić.

- Bałem się, że cię nie znajdę. Och Yuri, nie rób mi tak więcej! - w jego głosie słychać troskę - Ira przyszła tak niespodziewanie, że wybiła mnie z rytmu i straciłem na chwilę ciebie z oczu. Potem jednak widziałem cię z Anastazją - zamiast troski słychać już podenerwowanie - nie jest kobietą godną uwagi, zresztą widziałeś jej zachowanie - prycha pogardliwie odsuwając się ode mnie tak, by widzieć moją twarz - co ty właściwie z nią... Yuri?

Victor dopiero teraz zauważa moją zapłakaną twarz. Ciągle mi lecą łzy, a ja nie potrafię ich powstrzymać. Trzymam głowę prosto, lecz unikam jego wzroku. Jeszcze nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy, nie po tym wszystkim.

Victor widząc to delikatnie ujmuje mój podbródek. Podnosi go do góry, mówiąc bardzo miękko:

- Yuuuriii...

Wiem, co chce przez to powiedzieć. Jego natarczywy wzrok, który odczuwam na sobie mówi zresztą to samo: ,,spójrz na mnie''. Wzdycham przeciągle zwlekając przez chwilę. Co, jeśli jest zły? Uświadamiam sobie jednak, że ciągłe unikanie jego wzroku nic nie da, więc niechętnie daję za wygraną.

Podnoszę powoli swój wzrok, obawiając się najgorszego. Jednak w jego jasnych, pięknych oczach nie dostrzegam złości, tylko troskę. Uspokajam się nieco, bo wiem, że Victor chce dla mnie jak najlepiej. Jednak poczucie winy nadal mnie nie opuszcza i nawet jego błękitne tęczówki nie potrafią wymazać ze mnie tego uczucia. Łzy nadal spływają po moich zmarzniętych policzkach, jako dowód mojej bezsilności. Co mogę zrobić w tej sytuacji?

- Yuri, co Cię gnębi?

Ciężko jest mi odpowiedzieć od razu. Przez moją głowę przelatują miliony słów, które chcę powiedzieć, lecz nie potrafię. Jest ich zbyt dużo, większość z nich nie ma sensu, a ja nie wiem, które z nich będą najbardziej odpowiednie.

W jego olśniewających tęczówkach nadal widzę wyczekiwanie. Muszę mu coś powiedzieć, choć trochę...

- Ja... - słowa z trudem przechodzą mi przez gardło - ten wieczór, było za dużo emocji... Nagle pojawiła się ta Ira i nie mogłem racjonalnie myśleć... Robiłem głupie rzeczy, bo chciałem, byś zwrócił na mnie uwagę i... I byś poczuł się tak samo paskudnie jak ja. Victor... Tak mi przykro...

Mój narzeczony przytula mnie mocno. Jak przez mgłę widzę kilka pojedyńczych płatków śniegu spadających leniwie na dróżkę.

- Doskonale Ciebie rozumiem Yuri - mówi Victor lekko trzęsącym się głosem.

Wtulam się w niego mocniej. Trzęsie się. Zimno mu? Płacze? Nie wiem, ale widzę ciemne kształty lamp, które świecą nad naszymi głowami. I łyse gałęzie, na które spadają płatki śniegu.

- Victor? - pytam już dziwnie spokojny - nie opuścisz mnie, prawda?

Mój narzeczony odchyla się nieco, wpatrując się we mnie przez chwilę. Nagle częstuje mnie gorącym pocałunkiem. Jego usta są ciepłe, a jego czułość, kiedy muska moje wargi mówi sama za siebie za odpowiedź. Mimo to odrywa się ode mnie i mówi:

- Nigdy Cię nie zostawię. Nigdy.

Patrzymy sobie w oczy, ja w jego hipnotyzujący błękit. Laternie oświetlają delikatnie jego rysy twarzy, mróz szczypie mnie w twarz, a śnieg pada i pada, jakby go nie było końca...

Dzięki wielkie, że dotrwaliście do końca! Szczerze mówiąc, mi momentami było ciężko się zabrać za pisanie nowych części, ale udało się, z czego się naprawdę cieszę :-). Chcę podziękować za wszystkie komentarze, uwagi i miłe słowa zawarte w nich - one dają mi siłę i gdyby nie one, to możliwe, że ta seria nie byłaby dokończona. Dzięki wielkie jeszcze raz!

Yuri On Ice - Bankiet Where stories live. Discover now