8. "Proszę się przyjrzeć. Czy to Pani córka?"

452 14 7
                                    

Igor:

Bolały mnie już kolana od klęczenia na podłodze. Od kilku godzin starałem się sprać z dywanu plamę krwi. Nie chciałem widzieć żadnej pozostałości po wydarzeniu sprzed południa.
Za tą plamą krwi chowały się moje winy, a dywan był odpowiednikiem mojego sumienia. Starałem się zatuszować to co zrobiłem. Starałem się wmówić sobie, że to nie jest moja wina.
Gdyby się nie wyrywała i uspokoiła się wtedy gdy ją o to prosiłem, nic by jej się nie stało. Gdyby się mnie słuchała, wszystko byłoby w porządku.
Mogłaby się do mnie przekonać, polubić mnie, docenić mnie. Mogłaby zauważyć jak dużo mogę jej zaoferować, zrozumiałaby, że nikt nie pokocha jej tak mocno jak ja to zrobiłem. Nie wymagałem od niej takich samych uczuć, chociaż cicho liczyłem na to, że będzie w stanie mnie pokochać.
Od początku była do mnie uprzedzona. Zaślepiona nienawiścią nawet nie dała sobie szansy, aby spojrzeć na mnie inaczej.
Dlaczego nie doceniła tego ile dla niej poświęciłem? Dlaczego nie doceniła jak wiele starań włożyłem, aby czuła się tu komfortowo. Dlaczego nie doceniła tego z jak ogromną czułością ją przywitałem?
Siedziała tylko na łóżku i patrzyła na mnie z obrzydzeniem. Wiem, że mogłem ją przestraszyć swoimi niektórymi zachowaniami. Nie robiłem tego specjalnie, po prostu czasami doprowadzała mnie do szału. Zakochani tak mają prawda? Czasami zachowują się nierozważnie, bo miłość, którą odczuwają sprawia, że tracą nad sobą kontrolę. Gdy ją widziałem, czułem szczęście, że w końcu stoi naprzeciwko mnie. Ale jednocześnie byłem wściekły, gdy widziałem jak na mnie patrzy. Szukałem w jej oczach tej Leny, która mówiła mi po raz pierwszy "Dzień dobry", ale nie mogłem jej znaleźć. Wtedy uświadamiałem sobie, że ona mnie nie pamięta. To wywoływało wściekłość, czułem się zdradzony, bo to oznaczało, że nie tylko mnie obdarowuje takim uśmiechem. To oznaczało, że uśmiecha się tak do wszystkich facetów nie zwracając na nich większej uwagii. To oznaczało, że jest kokietką. Zastanawiało mnie tylko czemu zauważyłem to dopiero teraz, a nie rzuciło mi się to w oczy przez te cztery lata.
Jednak moje uczucia się nie zmieniły i to łamało mi serce. Bolało mnie też to, że doprowadziłem do sytuacji, której najbardziej chciałem uniknąć.
Teraz wiem, że Lena już nigdy mi nie wybaczy.

Marta:

Gdy mężczyzna w fartuchu otworzył drzwi prowadzące do kostnicy, poczułam chłód. Ale nie ten z powodu obniżonej temperatury, tylko chłód pochodzący gdzieś z mojego wnętrza. Bałam się co zastanę za nastepnymi drzwiami. Bałam się jak ja to zareaguję i jaką pustkę wywoła we mnie ten widok. Bałam się kim się stanę gdy będę miała pewność, że Lena już nigdy nie pojawi się u mojego boku.

- Wy musicie zostać na zewnątrz - lekarz zwrócił się do Dawida i dziewczyn. Nie chciałam, żeby tu przychodzili, ale oni uparli się, że musimy się wspierać, a poza tym i tak nie są w stanie iść do szkoły.

Posłusznie usiedli na krzesełkach posyłając mi uśmiech mówiący "idź, dasz radę". Facet w fartuchu otworzył kolejne drzwi.
Na środku pomieszczenia znajdował się stół okryty białą płachtą spod której wystawał tylko palec od stopy. Rzucił mi się w oczy czerwony lakier do paznokci i czułam jak powoli się zatracam.
Lena też miała pomalowane paznokcie na czerwono twierdząc, że ten kolor idealnie pasuje do butów.
Powoli stanęłam przy stole starając się go nie dotknąć jakbym bała się, że mnie oparzy, albo, że postać spod prześcieradła nagle powstanie.

- Jest Pani gotowa? - spytał lekarz współczującym głosem. Pokiwałam głową przytakując, ale tak naprawdę nie byłam gotowa. Wiedziałam tylko, że jest to nieuniknione, a ja jak najszybciej chce mieć to za sobą.

Mężczyzna powoli ściągnął materiał odkrywając twarz i klatkę piersiową denatki. Zamknęłam oczy i zaczęłam głęboko oddychać, żeby przygotować się na ponowne ich otwarcie.
Ostrożnie podniosłam powieki skupiając wzrok na drobnym ciałku. Poczułam palące łzy i z hukiem osunęłam się na podłogę. Nie mogłam pozbyć się widoku oszpeconej od licznych ran twarzy i bólu, który się na niej malował.

- Czy to Pani córka? - spytał lekarz kładąc mi rękę na ramieniu. Chciałam mu odpowiedzieć, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie dźwięku. - Czy dziewczyna, którą Pani właśnie zobaczyła to Lena?

Zaczęłam powoli oddychać starając się uspokoić płytki i szybki oddech i powstrzymać łzy cieknące po policzkach.

- Nie - wyszeptałam - to nie jest Lena

Iza:

Gdy usłyszeliśmy huk jednocześnie zerwaliśmy się z siedzeń.

- Co się stało? - spytałam, chociaż dobrze wiedziałam jak bardzo to pytanie nie ma sensu.

- Mama Leny leży na podłodze, płacze - zawsze donośny głos Dawida dzisiaj był prawie niesłyszalny.

- Widzisz ciało? - zaszlochała Alicja, a ja lekko przytuliłam ją do siebie.

- Widzę, ale nie widzę twarzy. Wstaje... wychodzi.

Gdy zobaczyłam zapłakaną kobietę byłam już przygotowana na najgorsze. Przytuliłam Alicję mocniej do siebie.
Wbrew pozorom, jakie sprawiała dziewczyna, ona przechodziła to najgorzej.

- To nie jest Lena - uśmiechnęła się jednocześnie wybuchając jeszcze większym płaczem. Odetchnęłam z ulgą wypuszczając przyjaciółkę z objęć.

- To dlaczego Pani płacze? - rozsunęłam ręce w geście zapraszającym do uścisku.

- Ze szczęścia, a dodatkowo zastanawiam się jak okropnym człowiekiem muszę być skoro cieszy mnie śmierć niewinnej dziewczyny, byleby to nie było moje dziecko.

- Jest Pani po prostu matką, która chcę, aby Lena wróciła do nas cała i zdrowa. Za te myśli diabeł raczej nie uzna Pani za wspólnika. - przytuliłam ją mocniej szczęśliwa i zmartwiona jednoczesne.
Szczęśliwa? Jest możliwość, że Lena żyje i niedługo ją znajdziemy. Zmartwiona? Nadal nie wiemy gdzie ona jest.

Lena:

Ból głowy powoli robił się nie do zniesienia. Próba podniesienia się do siadu za każdym razem wywoływała zawroty, w efekcie czego kończyła się porażką.
Gdy spałam miałam kilka snów, do tego stopnia realistycznych, że nie byłam pewna co właściwie się wczoraj stało. Wiem, że kłóciłam się z Igorem i upadłam. Reszty nie pamiętam.
Przepraszam.. błąd. Nie chciałam pamiętać. W rzeczywistości podświadomie doskonale pamiętałam każdy szczegół z wczorajszego dnia. Każde słowo, każde słowo, zapach... . Ten obrzydliwy, okropny zapach mężczyzny, który Cię dotyka gdy ty tego nie chcesz. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł po moim kręgosłupie na to wspomnienie.
Nie chciałam teraz widzieć Igora. Wstydziłam się spojrzeć mu w oczy. Wiem, że nie powinnam, że nie zrobiłam nic złego. Nie przekroczyłam żadnej granicy. To on to zrobił. To on to robił od czterech lat. Jednak mimo to czułam tak okropny wstyd.

- Lena? Jak się czujesz? - wzdrygnęłam się, nie wiem jak długo stał nad moim łóżkiem.
- W porządku - mruknęłam
- Kłamiesz... przecież słyszę - wręcz cuchnął wyrzutami sumienia - Lena, ja..-ja przepraszam.

Milczałam. Co miałam mu odpowiedzieć?
"Nic się nie stało"?
"Okej, ale więcej tego nie rób"?
Czy może "Nigdy Ci tego nie wybaczę, więc najlepiej wyjdź"?

Żadna z tych odpowiedzi nie była odpowiednia.

- Przepraszam - kontynuował. Jego głos się załamał, a po oszpeconym policzku spłynęła łza - ja nie wiem co we mnie wstąpiło.

- Nie płacz - szepnęłam - wygrałeś. Już nie będę walczyć, nie będę się stawiać. Masz to, czego chciałeś.

Złapał moją dłoń i przyciągnął do twarzy. Ucałował ją delikatnie, a z jego ust wyrwał się drżący szloch.
Nie zabrałam ręki, nie zależało mi na tym. Nie chciałam już się buntować. Zalała mnie fala obojętności na to, co ze mną robi.

Igor drgnął.
- Telefon dzwoni - powiedział ocierając łzę - pójdę odebrać i zrobię Ci coś do jedzenia.

Gdy wyszedł otuliłam się kocem i wytarłam w niego mokrą od łez mężczyzny dłoń.

Nagle usłyszałam huk i krzyk Igora. Rozdzierający wrzask przepełniony bólem, rozpaczą i tęsknotą. Tą, która uderza niespodziewanie ze swoją największą mocą.

"ON"Where stories live. Discover now