Samotność

610 45 13
                                    

  Spadała, nie czując niczego. Zdążyła przyzwyczaić się także do ciemności wkoło. Przymknęła oczy, zastanawiając się, jak długo jeszcze będzie musiała tak lecieć. Próbowała przypomnieć sobie czy kiedykolwiek już tu była.

Po tym, jak się przebudziła, nie mogła nigdzie znaleźć siebie z dzieciństwa. Głosy w jej głowie ucichły. Otworzyła oczy i spojrzała na coś, co miało przedstawiać niebo. Jednak nie miało ani gwiazd, ani księżyca.

Odwróciła się i pośpiesznie złapała się wystającej skały. Syknęła, kiedy otarła sobie dłonie, po nie udanym, zatrzymaniu na pierwszej skałce. Teraz rozumiała już gdzie była. Kiedyś już widziała takie niebo. Kiedyś już była w takiej ciemności. Kiedyś już czuła ten spokój i obojętność o swój los. Spojrzała w dół a później na nowo w górę.

I co teraz? Jak długo utrzyma się na tej niewielkiej skałce. Spróbować się wspinać, a może kontynuować bezwładne spadanie, dając sobie czas na przemyślenie sytuacji? Nie wróci tam. Nie, kiedy zobaczyła prawdziwe niebo i prawdziwe gwiazdy.

Nie wróci do podziemi.



Otworzyła powoli oczy, czując irytujący ból w skroni, kiedy światło zaatakowało jej źrenice. Podniosła do góry dłoń w poszukiwaniu rany. Wypuściła jednak powietrze, zdając sobie sprawę, że już nie śni.

- Proszę- usłyszała obok siebie dziewczęcy głos i spojrzała w bok. Petra stała przy jej łóżku z wodą. Powoli usiadła i przyjęła szklankę od swojej współlokatorki- wiedziałam, że nie powinnaś iść sama.

- Co się stało, to się nie odstanie- mruknęła, wypijając całą zawartość w naczyniu. Posłała dziewczynie szybkie spojrzenie, po czym skierowała wzrok na brzuch, który owinięty był kilkoma warstwami bandażu. Dotknęła okolic żeber, zdając sobie sprawę, że musiała jednak dotrzeć do lekarza, bo rana została perfekcyjnie zaszyta. Przymknęła powieki, przypominając sobie powoli, co się stało po tym, jak opuściła pokój. Cóż spotkanie Mike i Levi'a było szczęściem w nieszczęściu.

- Generał Erwin nie jest zbyt zadowolony- spojrzała na blondynkę, nie do końca rozumiejąc- podobno nie możesz się nadwyrężać przez przynajmniej miesiąc, co oznacza, że...

- Ominie mnie następna wyprawa- ta pokiwała głową. Brunetka zagryzła ze złością wargę i przeczesała palcami włosy, które nie były już związane w luźną kitkę, którą tak uwielbiała. Tym razem opadały na jej ramiona, a niektóre z kosmyków przyczepiły się do polików- cholera!- przeklęła pod nosem.

- Nie ująłbym tego lepiej- obie spojrzały w stronę drzwi, kiedy usłyszały znajomy głos. Ral pośpiesznie zasalutowała, a druga zmierzyła nowo przybyłego zmęczonym wzrokiem- miałem nadzieję, że przetestuję twoje umiejętności podczas następnej wyprawy- Smith wszedł do środka, nie zwracając zbytnio uwagi na podwładną Levi'a, który sam wchodząc do środka, opierał się teraz o ścianę, prawie natychmiastowo- pomyślałbym, że zrobiłaś to celowo, aby...

- Oj!- przerwała mu, czując, jak wzrasta jej ciśnienie. Ten mężczyzna miał jakąś nietypową moc, wkurzania jej- a ty nie masz niczego innego do roboty jak irytowanie innych?- Petra mimowolnie zaśmiała się cicho, za co została zrugana przez swego Kapitana. Skłoniła się, przepraszając, po czym wyszła, żegnając się ze wszystkimi.

- Pamiętasz naszą rozmowę o hierarchii?- spytał dowódca, nie spuszczając z niej wzroku.

- Doskonale, a ty?- spoglądali sobie w oczy przez dłuższy czas, kiedy ciszę przerwał Zacharius, który stanął obok przyjaciela.

- Czemu nie poszłaś do lekarza za pierwszym razem, jak ci rozkazałem?- spytał, spoglądając na jej niezbyt zadowoloną minę.

- Nie rozkazałeś, a zaproponowałeś- burknęła- pułkowniku- dodała, widząc spojrzenie Erwina- na polu walki też w taki sposób...

- Hanako- spojrzała w stronę drzwi, przy których stał brunet. Spoglądał na nią chłodno, po cichu oceniając jej stan. Dostał zadanie od Erwina, aby ją obserwować i robić raport na temat jej rozwoju. Jako jedyny w oddziale znał ją na tyle dobrze, aby wiedzieć, czy będzie się nadawała na coś więcej niż jedynie mięso armatnie podczas następnej misji.

Sama postanowiła dołączyć do wojska, więc nie miał zamiaru jej ochraniać, tak jako to było, kiedy mieszkali wspólnie. Nie są już rodziną a żołnierzami walczącymi w obronie ludzkości. Pionkami w dłoniach bardziej wpływowych ludzi. Czy im się to podobało, czy też nie.

- Nie unikałam lekarza, aby wymigać się z wyprawy- zaczęła niepewnie, gładząc swoje poobijane żebra- nie jestem po prostu przyzwyczajona do tego, że ktoś inny się mną zajmuje- dodała z naburmuszoną, jak u dziecka, miną- tym bardziej, jeśli chodzi o tak zwaną medycynę- tu spojrzała mimowolnie na Levi'a.

- Przez ciebie, musimy teraz pomyśleć nad inną taktyką- mruknął Erwin, który nie wyglądał, jakby mu to przeszkadzało- podczas wyprawy miałaś jechać wraz ze mną, będąc odpowiedzialną, za przekazywanie informacji z prawej flanki a w tym momencie, wszystko poszło w cholerę.

- Przecież mówię, że nie zrobiłam tego specjalnie!- warknęła, posyłając mu wściekłe spojrzenie- jeśli masz mi coś do powiedzenia, lub zarzucenia, to powiedz mi to w oczy, SMITH!- w pokoju nastała cisza, a na ustach dowódcy pojawił się dziwny i niezrozumiały uśmiech.

- Wystarczy!- do rozmowy wtrącił się Zacharius, który najwyraźniej nie do końca zrozumiał taktyki dowódcy- Hanako, do cholery, jesteś w wojsku, więc...

- Tak jej tego nie wpoisz- przerwał mu Levi, podchodząc bliżej- jeśli zachowuje się jak rozpieszczony bachor, to powinniśmy ją tak traktować i ukarać w odpowiedni sposób- spojrzała na niego ze zdziwieniem- zastanawiam się, czy wytrzymałabyś dłużej niż ten dzieciak, Eren- zmrużyła oczy i drgnęła, słysząc w głowie głos ze snu. SAMOTNOŚĆ. Zagryzła wargę, spuszczając głowę. Jej oddech przyśpieszył, kiedy fragmenty ze snu powracały. Zacisnęła pięści na kołdrze, czując promieniujący ból w głowie, który nie dawał jej spokoju. Słowa Levi'a obudziły w niej tę cząstkę siebie, którą myślała, że pozostawiła za sobą.

Jego lodowaty wzrok i obojętność na jej los ją bolały. Próbowała przypomnieć sobie, czy kiedyś było inaczej, a ona sobie po prostu to wszystko wyobraża? Nie ON kiedyś był inny. Był inny wobec NIEJ.

Spoglądali na nią ze zdziwieniem, kiedy jej postawa się zmieniła, a oddech przyśpieszył. Schowała twarz w jedną z dłoni, a na pościel poleciała kropelka krwi z jej warg.

- Przepraszam- zaczęła po chwili, próbując uspokoić oddech. Czuła jak jej serce zaczyna mocniej bić. Nie mogła uspokoić kotłujących się w jej głowie wspomnień i głosów- ja... proszę mi wybaczyć, Generale!- Erwin zmrużył oczy, spoglądając na jej drastyczną zmianę postawy- oczywiście przyjmę każdą karę czy to z ręki Pułkownika, Twojej generale, czy kapitana Levi'a- odwróciła na nich zmęczony wzrok. Wyglądała jakby właśnie przebiegła maraton po nieprzespanej nocy. Bała się. Ten jeden sen, te powracające wspomnienia wzbudziły w niej jej największy strach. SAMOTNOŚĆ. Nie chciała być sama, nie chciała już udawać silnej osoby, którą nic nie ruszy.

Nikt nie wiedział, co się tu właśnie stało, ale Levi wiedział, że to, co kiedyś uważał za rozdwojenie jaźni u młodej dziewczyny, teraz mogło być czymś poważniejszym. Czymś, co może negatywnie wpłynąć na jej psychikę i podejmowane przez nią decyzje. Fakt, że czuje się, tak jak czuje, oznaczać może, że próbuje z tym walczyć. Jednak pytanie brzmi, czy dla niej jest to odruch bezwarunkowy, a może jednak zdaje sobie z tego sprawę?

Spojrzał na Smitha, który z jakiegoś powodu nie był zadowolony. Czyżby ten cholerny sadysta, chciał zobaczyć, jak daleko dziewczyna może się posunąć? Czy jego dziwna i chora teoria mogła się sprawdzić? NIE! Jeśli byłoby to prawdą, to on, Levi, ten, który spędził z nią najwięcej czasu, by o tym wiedział. Chociaż z drugiej strony, sam nie wiedział za dużo o swojej rodzinie a co dopiero o jej przeszłości, którą się z nimi nigdy nie dzieliła.

Spoglądał na nią z pewnym zawodem w sercu. Miał nadzieję, że jeśli przyciśnie ją słownie, to będzie w stanie zobaczyć jej drugą osobowość. Drugie 'ja', które mogło być ciekawą alternatywą podczas wypadów i walk z Tytanami. Pamiętał doskonale, jak ojciec opowiadał mu o dwóch rodzinach, które w przeszłości toczyły między sobą wojnę. Rodziny, które nienawidziły się tak bardzo, że ich walki doprowadziły, do tego, że słuch o nich zaginął, a plotki mówiły, że wybiły się nawzajem. Oczywiście, głupio było myśleć, że o to właśnie sierota z podziemi, może należeć do jednego z tych rodów, ale wiedział jedno. Takiego wzroku nie widział jeszcze nigdy.

-Jako, że Mike jest twoim kapitanem, to właśnie jemu zostawiam wymierzenie ci kary- po czym odwrócił się i jakby nigdy nic opuścił pokój. Levi posłał dziewczynie ostatnie spojrzenie i sam zawędrował za generałem. Zacharius stał na środku pokoju, spoglądając na powoli uspokajającą się dziewczynę.

- Z takim nastawieniem, nie zyskasz tutaj przyjaciół- zaczął niepewnie, spodziewając się, że te słowa mogą rozpętać małą wojenkę między nimi. Podniosła do góry wzrok i uśmiechnęła się smutno.

- Przyjaciół?- drgnął, słysząc jej smutny głos- nie wiedziałam, że wojsko jest miejscem na takie właśnie relacje- uśmiechnął się lekko, widząc, że najwyraźniej uspokoiła się już kompletnie, więc może i uda mu się z nią normalnie porozmawiać. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu Erwin źle na nią wpływał.

- Uważasz, że nie jesteś w stanie znaleźć tutaj nikogo, z którym mogłabyś spędzić wolny czas?- posłała mu niezrozumiałe spojrzenie. Zmierzyła go z góry na dół. Coś było w nim nie tak. Nie tylko jego dziwny nawyk z wąchaniem nowo poznanych, ale coś jeszcze go w niej wkurzało. Coś, czego nie była w stanie określić.

- Jaki jest sens szukania przyjaciół w miejscu, w którym nie jest się pewnym jutra?- uniósł do góry brew i wypuścił powietrze. Rozłożył bezradnie ręce i oparł się o ścianę za sobą.

- Cóż, jeśli nie znasz odpowiedzi na tak banalne pytanie, to ja nie mogę ci pomóc- spuściła głowę, zaciskając pięści coraz mocniej na kawałku kołdry. Oddychała głębiej, próbując uspokoić myśli, które teraz kotłowały się w jej głowie, bez żadnego uporządkowania. Nie była w stanie stwierdzić, dokąd zmierza ta rozmowa, ale samo jej istnienie jej się nie podobało.

- Więzi między ludzkie przynoszą więcej cierpienia niż korzyści- zmarszczył brwi, zdziwiony, że kontynuuje rozmowę- a my żołnierze cierpimy już wystarczająco...

- Samotność i odcinanie się od wszystkich też nie jest odpowiedzią- spojrzała na niego z wyraźną ciekawością- oczywiście, że będąc Zwiadowcami, możemy szybciej niż inni doczekać się śmierci naszych przyjaciół, ale to także dodaje nam siły, aby walczyć jeszcze bardziej- odwrócił się i położył dłoń na klamce.

- Dlaczego ?- spytała cicho, jakby bojąc się, że usłyszy to pytanie.

- Bo wtedy staramy się jeszcze bardziej, aby nie stracić tej więzi- spojrzał na nią jeszcze raz, po czym otworzył drzwi- jutro skieruj się do mojego gabinetu, obgadamy twoją karę- po czym zostawił ją kompletnie samą, ze swoimi myślami kołującymi w jej głowie z prędkością światła, przyprawiając ją o migrenę.

Świat bez przyszłości [Levi x OC] <Zawieszony>Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz