Rozdział 5

2.7K 138 26
                                    

Powrót minął mi dosyć szybko, mimo tego że musiałam jednak wracać pociągiem, gdyż ojciec nie dał za wygraną.

Siedziałam już Wielkiej Sali i czekałam na resztę swoich przyjaciół. Nieopodal siedzieli Ślizgoni, ale nigdzie nie mogłam znaleźć Lucjusza. Siedząc tak samotnie, raz po raz ktoś z moich znajomych podchodził do mnie i witał mnie serdecznym uśmiechem na buzi. To było dla mnie naprawdę miłe. Nagle odwracając wzrok zauważyłam jak Huncwoci wraz z Lily wchodzą przez drzwi wejściowe. Dziewczyna od razu mnie dostrzegła i czym prędzej się do mnie przybliżyła.

-Fabienne! Jesteś jeszcze piękniejsza niż wcześniej! - wykrzyczała z radością rudowłosa.

-Lily! A ty jak zwykle bezpośrednia.- zauważyłam. Nie za bardzo lubiłam komplementy w towarzystwie ludzi. 

-Evans ma rację. - stwierdził Lupin. A reszta Huncwotów tylko posyłała sobie niewinne uśmieszki. 

-Dziękuje Wam, Wy też wyglądacie świetnie. No dobrze jak tam samopoczucie po świętach? - zapytałam, szybko zmieniając temat. 

-Dawno nie byłem tak objedzony jak teraz. - odrzekł z lekkim oburzeniem Peter, a my wszyscy wybuchnęliśmy  śmiechem.

-Tak, ja też. Pani Potter robi niesamowite rzeczy w kuchni. - rzekł Łapa, a ja ukradkiem przyglądałam się mu, jedocześnie nie dając mu satysfakcji, ponieważ wyglądał naprawdę dobrze.  Jego włosy były lekko zaczesane  do tyłu, co dawało mu więcej wdzięku niż do tej pory. 

-Wąchacz, zjadł chyba wszystkie ciastka! - zaśmiał się głośno Potter, obejmując Lily ramieniem. 

Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, gdy nagle Dumledore wszedł na podest i zaczął głośno chrząkać.

-Moi Drodzy uczniowie! Witam Was serdecznie po tych świętach! Mam nadzieję że jesteście w pełni wypoczęci i macie siły na dalszą naukę! - serdecznym i głośnym głosem powiedział Dyrektor.

-Tak, na pewno. - skomentował Rogacz, ukradkiem śmiejąc się do Syriusza.

-W tym roku, uczniowe na szóstym roku, będą mieli Bal Bożonarodzeniowy! Niestety nie mógł odbyć się on przed świętami, z pewnych ważnych powodów, dlatego też zdecydowaliśmy się aby odbył się po nich. Mam nadzieję że każdy umie tańczyć!- i zaczął klaskać w ręce. - Resztę informacji dostarczy wam pani profesor McGonagall, a tymaczasem Smacznego! - spojrzał na nas radośnie i po czym udał się do swojego stołu.

Świetnie. Ja i bal? Tego jeszcze nie pisali, nie czułam się najlepiej na tego typu imprezach, ale nie myślałam o tym za bardzo. Cieszyłam się że spędze te chwilę z Lily i resztą. Po uczcie udaliśmy się wszyscy do swoich dormitoriów. Siedziałam na podłodze opierając się o ścianie i wpatrywałam w pełnie księżyca, która oświetlała cały pokój.

-Myślę, że Brian Smith na pewno mnie zaprosi. - wparowały moje współlokatorki z Rosie na czele.

-A ja żyję nadzieją że pójdę z Syriuszem... - odparła szczupła dziewczyna o imieniu Amelia.

-Ciekawa jestem czy kogoś ma? Fabienne? Często cię widzę w towarzystwie Huncwotów, nie wiesz przypadkiem czy Black ma już partnerkę na Bal?

Spojrzałam na nią z nudną miną, po czym wstałam z miejsca.

-Nie mam pojęcia. - opowiedziałam sennie.

-Szkoda. Idziesz już spać?

-Tak, jestem wykończona po podróży. Dobranoc. - opowiedziałam jej i szybko zasnęłam, aby jak najmniej słuchać ich dopuszczeń.

Obudziłam się dosyć późno, dlatego też nie zeszłam na śniadanie. Na zewnątrz była przepiękna pogoda, więc postanowiłam że pospaceruje trochę po błoniach. Tak bardzo lubiłam być na łonie natury. Ubrałam czarną delikatnie na mnie za dużą bluzę, dżinsy,a włosy zostawiłam rozpuszczone. Wzięłam w rękę książkę pożyczoną od Lily i miałam nadzieję że wreszcie uda mi się ją skończyć, po czym zeszłam na błonia. Słońce świeciło niesamowicie, mimo tego że była zima, i mogłoby się zdawać że już prawie jest wiosna nas wita, gdyż po śniegu nie było ani  śladu. Ptaki śpiewały coraz głośniej, a w oddali było słychać jakieś odgłosy różnych zwierząt, prawdopodobnie mieszkających w Zakazanym Lesie.

Szłam sobie rozglądając się na boki i zauważyłam Huncwotów przy Wierzy Bijącej. Wyglądało to trochę tak jakby się kłócili. Co oni kombinują? – pomyślałam. Chciałam do nich podejść, żeby dowiedzieć się o co chodzi, ale ktoś mnie zatrzymał.

-Witaj księżniczko. - posłał mi delikatny uśmiech blondyn.

-Witaj, Lucjuszu. - uśmiechnęłam się pogodnie do chłopaka. Wyglądał nieco inaczej niż zazwyczaj, miał jakąś tejamnicę w oczach.

-Znowu spacerujesz sama? - zdziwił się.

-Tak wyszło, ale nie przeszkadza mi to. - odpowiedziałam mu po cichu.

-Rozumiem. Jak przygotowania na Bal Bożonarodzeniowy? - zapytał mnie zawstydzony.

-Bal? A kiedy on dokładnie jest? - zaczęłam się śmiać sama do siebie.

-W przyszłym tygodniu. Masz osobę towarzyszącą? - zapytał już lekko zniecierpliwiony.

-Niestety nie...

-Taka ładna dziewczyna, a jeszcze nikogo nie znalazła?

-Nie jestem fanką takich imprez. Jeszcze nie miałam okazji by kogoś poszukać. - stwierdziłam mu po chwili.

-Podobnie do mnie. Może masz ochotę wybrać się ze mną? Jak nie będzie nam się podobało zawsze możemy się stamtąd wyrwać. - uśmiechnął się szeroko i pewnie siebie.

-Czemu nie? Zgoda.

-Bardzo się  cieszę Fabienne. - dodał uradowany chłopak. Po chwili jeden ze Ślizgonów, spacerujący nieopodal zaczął go wołać i ciągnąć do tyłu, i machając mi tylko zniknęli  zza jednym z drzew.

Oczywiście całą tę sytuację widzieli Huncwoci. Niestety nie zdążyli do mnie dojść bo ich wyprzedziłam i udałam się do Zamku.

















Nigdy o Tobie nie zapomnę [Syriusz Black]Where stories live. Discover now