25/02/18

890 134 76
                                    

Byun Baekhyun

- "Wiem, że kochałaś mnie zawsze bez mówienia mi tego. Wiem, że zawsze obejmowałaś mnie od tyłu. Nawet jeśli teraz jestem przerażony, znajdę swoją drogę. Nawet jeśli upadnę kilkakrotnie, podniosę się. Uwierzę w siebie i polecę jeszcze raz."* - Śpiewałem cicho, wędrując po opustoszonej ulicy. Śnieg od kilku dni nieustannie padał z nieba, a towarzyszący temu wiatr zniechęcał kogokolwiek do wyjścia z domu. Wszędzie było sporo lodu, a ja martwiłem się, że lada chwila wyląduję na ziemi z połamanymi kończynami. Nie dziwiłem się ludziom, którzy postanowili tego dnia pozostać w domu. Sam również to rozważałem, ale nie chciałem odwoływać swoich planów.
Moje zamróżone oczy wędrowały po tabliczkach z nazwami ulic, a widząc cel mojej podróży uśmiechnąłem się i przerwałem samodzielny koncert. - Błękitny dach, błękitny dach, błękitny dach. - Powtarzałem rozglądając się po okolicy. W końcu moje oczy znalazły mały domek z błękitnym dachem, którego kolor był w większości przysłonięty śniegiem. - To tu. - Szepnąłem upewniając się co do miejsca po spojrzeniu na numer na drzwiach.
Podszdłem bliżej i otworzyłem bramę, która nie była zamknięta. Wszedłem do pustego ogrodu, na którym śnieg był idealnie gładki i nienaruszony. Moja niszczycielska natura natychmiast się odezwała i zmusiła mnie do wychylenia się w stronę śniegu, aby zostawić na nim ślad podeszwy. Niestety nie zdawałem sobie sprawy z ukrytych pod śniegiem kamieni, dlatego po chwili cały mój świat stał się ciemny i zimny, a moja twarz wraz z resztą ciała z impetem runęła w śnieg. Stęsknąłem powstrzymując łzy cisnące się do oczu. Czułem jakby moje policzki zamarzały. Przewróciłem się na plecy pozwalając, aby śnieg wślizgnął się pod moje ubrania, na brzuch, dekold i nadgarstki. Najważniejsze, że mogłem odetchnąć bez obawy, że zimno dostanie się do moich ust. Mrugnąłem kilka razy, po czym podniosłem się czując, jak moje mokre spodnie ściśle przylegają do ud.
- Robisz aniołki, Baekhyun? - Usłyszałem śmiech dobiegający ze strony drzwi wejściowych. Od razu zadrżałem z niepokoju, który natychmiastowo ogarnął moje ciało. Wcześniej go nie czułem zbyt zajęty śpiewaniem lub snem w komunikacji miejskiej.
Zawstydzony podniosłem wzrok na stojącą w drzwiach kobietę, na której twarzy malował się uśmiech.
- Wstawaj, kochanie, bo się przeziębisz. - Powiedziała, a ja słysząc to natychmiast podniosłem się i otrzepałem ciało ze śniegu.
- Dzień dobry, Pani Park. - Sapnąłem mocno się kłaniając.
-Chodź szybko do środka, jesteś cały zmarźnięty. - Rozkazała pozostając przy tym z łagodnym wyrazem twarzy. Przytaknąłem i zabrałem lnianą torbę ze śniegu. Była ciężka i przemoknięta. - Co tu robisz?
- Ja... - Jęknąłem przystanąc w progu. Pani Park tego nie zrobiła, dlatego szybko zdjąłem buty i ruszyłem za nią w głąb domu. - Przywiozłem książki, o które Pani prosiła.
- Oh, nie musiałeś tak od razu! Prosiłam o nie wczoraj, mogłeś przeczekać tą śnieżycę! - Zapewniła wyraźnie zaskoczona. - Poza tym prosiłam o to Chanyeol'a. Nie musiałeś się fatygować, słoneczko. - Powiedziała posyłając mi lekki uśmiech. Słysząc to poczułem się nieco gorzej. Nie chciałem się wpraszać i bałem się, że mogłem sprawić jej kłopot przyjeżdżając. - Chanyeol cię odwiózł?
- Jest na szkoleniu.
- Przyjechałeś tu busem? To kawał drogi. - Rzuciła zmartwiona, a ja delikatnie przytaknąłem. - Chanyeol mówił, że jesteś kochanym chłopcem, Baekhyun'ie. - Wspomniała zabierając ode mnie książki. Były trzy. Dwie związane z gotowaniem i jedna norweska powieść. - Następnym razem nie narażaj swojego zdrowia. Mogłam poczekać. Chan mówił, że w styczniu byłeś chory.
- Tylko przez chwilę. - Powiedziałem czując jak pieką mnie policzki. Zadrżałem lekko, ponieważ wciąż było mi zimno. Próbowałem to ukryć, ale czułem na sobie czujny wzrok Pani Park, tak niesamowicie podobny do tego należącego do Chanyeol'a. - Powinienem już pójść. - Rzuciłem wciąż mając w głowie myśl, że narzucam się swoją obecnością.
Decyzja o przyjeździe była nagła i niezbyt przemyślana. Chanyeol dowiedział się o szkoleniu dziś rano, a miał już zaplanowany przyjazd do rodziców, aby spełnić prośbę swojej mamy. Było mi smutno, że nie mógł tego zrobić, a po jego wyjściu miałem wrażenie, że powinienem był mu zaproponować, że go wyręczę. Pracował więcej i ciężej niż ja. Miał prawo wypocząć, ale nie prosił mnie o pomoc. Bałem się, że może uważać, że do niczego się nie nadaję i nie może na mnie liczyć. Chciałem mu pokazać, że jako mój chłopak może na mnie liczyć.
- Coraz mocniej pada. Zostań, napijemy się herbaty. - Powiedziała mama Chanyeol'a. Otworzyła drzwi kuchni, z której od razy wyleciały dwa spore, ciekawskie psy.
- Cynamon, Jack! - Krzyknąłem szczęśliwy, patrząc, jak większy z psów do mnie podbiega. Od razu mnie poznał. Był wdzięczny i wierny.
Zmierzyłem go wzrokiem orientując się jak bardzo się zmienił. Był zadbany i nieco pulchniutki, ale wciąż miał w sobie niesamowity urok.
- Przywitasz się z nimi później. Idź do pokoju Chanyeol'a i znajdź sobie coś do przebrania. - Usłyszałem nad sobą głos Pani Park, dlatego oderwałem dłonie od sierści psa i gwałtownie podkręciłem głową.
- Nie trzeba, nie chcę Pani kłopotać.
- Nie '' Pani", Baekhyun. Wkrótce będziesz częścią naszej rodziny! Nie możesz mówić do mnie '' Pani"! Nazywam się Hyebin. Mów mi po imieniu, słońce. - Powiedziała zawstydzając mnie jeszcze bardziej. - Sypialnia Chan'a jest na piętrze. Pierwsze drzwi na lewo.
- Dziękuję. - Odparłem i szybko wstałem, aby uciec z obszaru jej wzroku. Zdjąłem z siebie kurtkę, którą odwiesiłem w przedpokoju, po czym znalazłem schody (co nie było trudne zważywszy na to, że dom nie był zbyt duży) i wspiąłem się na piętro. Dopiero przed drzwiami uświadomiłem sobie, że był to pokój, w którym dorastał Chanyeol. Było to pierwsze, po szpitalu, miejsce, które poznał. Jego ostoja przez wiele lat. Pomieszczenie, do którego uciekł po kłótni z rodzicami czy ciężkim dniu w szkole oraz, później, w pierwszej pracy.
Drzwi były białe, ale nad klamką został narysowany szablon kota. Wyglądało to na marker. Gdy je otworzyłem, pierwsze czym zauważyłem były kreski na framudze. Te same kreski, które rysują rodzice, aby pokazać dzieciom ile urosły. Były przy nich najróżniejsze daty. Przy najniżej osadzonej lini widniała data 07.03.1995, a przy najwyższej 12.09.2008.
Później spojrzałem na kolor ścian. Były błękitne i zdawało mi się, że nieco zmniejszały optycznie pokój. Najbliżej drzwi stało biurko, a po drugiej ich stronie o szafę opierał się futerał, w którym prawdopodobnie skrywała się gitara. W rogu pokoju stało dość szerokie, dwuosobowe łóżko i szafka nocna. Był też niewielki, okrągły dywan oraz kilka kartonów, które wciśnięte zostały między biurko, a łóżko.
Niewiele myśląc podszedłem do okna i podniosłem rolety, z których nieco kurzu uniosło się w powietrze. Widać było, że wyjątkowo rzadko ktokolwiek tu bywał.
Podszedłem do szafy, ponieważ bałem się, że moje ciało za moment zamarźnie. Drzwiczki otworzyły się ze skrzypnięciem, które zagłuszyła Pani Park rozmawiająca z kimś przez telefon.
W środku nie było wielu rzeczy. Wybrałem szare dresy, które wydawały się najkrótsze oraz sporą, ciemno zieloną bluzę.
Ekspresowo zrzuciłem z siebie ubrania i nałożyłem te, które wcześniej wybrałem. Zmieniłem też skarpetki, po czym złożyłem przemoknięte rzeczy i zasłoniłem palce dłoni materiałem bluzy, aby nieco je ogrzać. Kilkakrotnie miałem okazję nosić ubrania Chanyeol'a. Były za duże, ale zawsze czułem się w nich bezpiecznie. Być może powodował to fakt, że to właśnie przy moim chłopaku czułem się najbezpieczniej.
Przyciskając ubrania do brzucha podszedłem do biurka, nad którym wysiało kilka zdjęć. Na większości z nich był Chanyeol z dwoma rówieśnikami. Dziewczyną i niższym chłopcem. Nie miałem pojęcia kim są.
Na jednym ze zdjęć była cała rodzina Park.
Na blacie leżał pluszowy, brązowy miś i jakiś segregator, którego nie odważyłem się otworzyć.
Nie było tu wielu prywatnych rzeczy. Na tablicy korkowej przyczepione były głównie zapisane kartki. Była jedna fotografia związana z Japonią oraz sporo dat sięgających kilka lat wstecz.
Parapet był dość szeroki, ale zauważyłem, że to była cecha tego domu. Wszystkie parapety były wyjątkowo szerokie.
Leżał na nim koc, a ja wyobrażałem sobie, jak nastoletni Chanyeol siedział owiniety nim i patrzył się na nocne niebo, podczas bezsennych nocy.

Miracles in December |ChanBaek|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz