twø

87 18 23
                                    

Otworzyłem leniwie oczy lecz po chwili spowrotem je zamknąłem ponieważ, słońce wpadające przez moje okno znajdowało się centralnie na mojej twarzy. Zacząłem powoli się podnosić do siadu, mrugając. Gdy już usiadłem poczułem mocny ból w plecach. Odwróciłem się za siebie. Pół leżąco, pół siedząco pod ścianą spał Zack. Miał spokojną minę i dłonie na brzuchu. Nie mogłem się powstrzymać i poczochrałem jego włosy, na tyle delikatnie żeby go nie obudzić. Jego pewnie też będzie dzisiaj łamało w kregosłupie. Laptop leżał na biurku, czyli pewnie mama zaglądała do nas w nocy. Zważając na to, że był dopiero wschód słońca musiało być mega wcześnie. Rozciągając ramiona i plecy podszedłem do telefonu i sprawdziłem godzinę.

- Piąta dwadzieścia.

Wyjazd miałem dopiero o siódmej więc miałem dużo czasu. Nie chciało mi się już spać, dlatego postanowiłem, że pójdę na spacer do parku, który znajdował się nie daleko mojego domu. Jako, że Zack nie był ciężki, ostrożnie przeniosłem go do jego pokoju. Wróciłem do mnie i ubrałem się w rzeczy w których miałem już jechać - czarne, dosyć obcisłe dżinsy, tego samego koloru katana, białą koszulkę, moją ukochaną czerwoną czapkę i do tego czerwone skarpety. Zabrałem telefon i słuchawki z biurka po czym wyszedłem z domu. Na stopach miałem czarne vansy, które idealnie pasowały do mojego ubioru. Wiał lekko chłodny wiatr lecz był on w stu procentach przyjemny. Promienie słoneczne delikatnie muskały moją skórę, ogrzewając ją. Szedłem wolnym krokiem rozgladając się na boki. Patrząc już przed siebie włożyłem do uszu słuchawki i puściłem "Mad World". Śpiewając cicho pod nosem popatrzyłem w niebo. Było koloru czerwonego zamieniającego się w błękit. Kochałem wschody i zachody słońca, było w nich coś... intrygującego. Jakby za każdym razem słońce wychodziło do nas, żeby ogrzać nasze ciała i wywołać lekki uśmiech, dając poczucie szczęścia i bezpieczeństwa. Ale po paru godzinach znowu chowało się za choryzontem, dając znak, ze już nadszedł koniec większości pozytywnych uczuć. Co za tym idzie powracają demony które chowają się w cieniu za dnia, czekając na najlepszy moment żeby nas zaatakować. Pogrążony głęboko w moich myślach o słońcu i rzeczy z nim związanych nawet nie zauważyłem kiedy dotarłem do parku. Przechodząc pomiędzy drzewami podążałem do mojej ulubionej części tego złoża drzew. Wysokie pnie rosły dosyć gęsto po dwóch stronach chodnika. Natomiast u ich podnóża znajdowały się średniej wielkości krzewy różnych kwiatów. Jako, iz było lato to wszędzie było pełno pięknych kolorów, od bladego żółtego, przez delikatny turkus, do intensywnego różu. W końcu dotarłem do mojego ulubionego miejsca. Znajdowało się ono w najodleglejszym od centrum parku miejscu. Było ono praktycznie na jego krańcu. Ławka stała przed dosyć dużym stawem nad którym był mały mostek. Powoli wszedłem na dosyć starą konstrukcję nad wodą. Oparłem się o poręcz i wpatrywałem w ognistą kulę na niebie która była coraz wyżej. Stałem tak i cicho podpiewując rozmyślałem o obozie. Co będziemy robić, co będę odwalał z Ryanem, czy poznam nowych, cudownych ludzi? Jak będą wyglądały pokoje, jakie będzie jedzenie? Oby było dobre, nie chce tam umrzeć z głodu. Popatrzyłrm na godzinę w telefonie.

- O fuck, szósta piętnaście. Kiedy to zleciało? Lepiej już wrócę do domu. - powiedziałem sam do siebie.

Z lekkim smutkiem wyszedłem z parku, lecz gdy byłem już pod domem, wróciła do mnie radość. No halo, jadę na moje ukochane kolonie z moim najlepszym przyjacielem! Co może pójść nie tak?

wszystko

Wszedłem po cichu do domu, a następnie do pokoju gdzie usiadłem na łóżku, wpatrując się w walizkę. Wyjazd miałem za trzydzieci minut, więc muszę już się zbierać na autobus który będzie za dziesięć minut. Bezszelestnie poszedłem z moim bagażem do kuchni, gdzie zostawiłem karteczkę do rodziny:

"Zadzwonię jak dojadę, kocham was. Tyler"

Zrobiłem sobie szybko kanapki na drogę i wyszedłem z domu z plecakiem oraz walizką, kierując się w stronę przystanku który był za zakrętem. Zdążyłem idealnie, kiedy stanąłem przy krawężniku moja podwózka zatrzymała się centralnie przede mną. Usiadłem na jednym z ostatnich siedzeń, jadąc patrzyłem się na widok zza okna. Na miejscu zbiórki byłem dziesięć minut przed siódmą. Stanąłem obok kiosku z gazetami rozglądając się po ludziach tu zebranych. Zauważyłem Brendona z którym co kolonie się kolegowałem, ale po obozie znajomość się zawsze urywała. Ciekawe czy mnie pamięta. Stał z dwoma innymi chłopakami. Niestety stali tyłem i nie widziałem ich twarzy. Przez te dwa lata które go nie widziałem zmężniał i zrobił się bardziej przystojny i uroczy. Nagle poczułem jak ktoś wskakuje mi na plecy. Gwałtownie się odwróciłem i wcale nie byłem zdziwiony widokiem osoby przede mną.

- Hej Tyler! - prawie krzyknął Ryan i mnie mocno przytulił. Oddałem uścisk.

- Hej Ryan. - umiechnąłem się do niego kiedy się od siebie odsunęliśmy.

- Ale się cieszę, że jedziemy na ten obóz! - wymachiwał rękoma, szczęśliwy.

- Ja też.  - zamiałem się. - Gdzie siadamy? - zapytałem patrząc na podjeżdżająy autokar.

- Po środku. Tyły pewnie zajmą najstarsi. - powiedział zamyślony.

- Taa, pewnie tak. Dobry pomysł. Najlepiej blisko wyjścia.

- To chodźmy już, żebyśmy mieli najlepsze miejsce!

- Okej, okej.

Ryan pociągnął mnie gwałtownie za ramię. Wbiegł do autokaru rzucając co w stylu "Idę zająć miejsce, wpakuj moją walizkę". Pokręciłm głową i zrobiłem to o co mnie "poprosił". W autokarze panowała gwara. Po sprawdzeniu obecnoci ruszyliśmy. Obejrzałem się za siebie. Po środku, na końcu siedział śmiejący sie Brendon. Po jego lewej stronie siedział przystojny brunet, który tylko lekko się uśmiechał, patrząc pusto w odległy punkt przed sobą. Niestety był zbyt daleko, żeby dostrzec szczegóły jego urody. Reszty niestety nie widziałem, bo wysokie osoby przed nimi mi zasłaniały. Z cichym westchęciem odwróciłem się do Ryana.

- Tyler, ja chcę spać. - spojrzał na mnie lekko przekrzywiając głowę.

- No to idziemy spać w takim razie. - zachichotałem i ziewnąłem przeciągle.

Obaj włożyliśmy w uszy słuchawki i zasnęliśmy wsłuchani w muzykę..

Before You Start Your Day | joshler Where stories live. Discover now