Rozdział drugi

5K 279 155
                                    

TIMOTHY

Patrzę na stos papierów przede mną i nie wiem co mam robić. Ciągle brakuje mi czasu, a pracy przybywa.

Bycie właścicielem restauracji ma swoje plusy i minusy. Od samego początku wiedziałem w co się pakuje, ale chciałem pokazać, że coś w życiu osiągnę i uniosłem się honorem. Mój brat kilkakrotnie chciał mi pomóc, ale za każdym razem odmawiałem, twierdząc że nie potrzebuje od nikogo pomocy.

Byłoby łatwiej, gdybym nie łączył spraw prywatnych z zawodowymi, bo tym oto sposobem straciłem wczoraj pracownice.

Może i jestem draniem, bo wykorzystałem fakt, że jej się podobam, ale do cholery, nic jej nie obiecywałem.

Kelly spakowała swoje rzeczy, zwyzywała mnie od kutasów i wybiegła z gabinetu, aż się za nią kurzyło. Teraz zostałem z tym całym bałaganem sam, a przecież trzeba wysłać zamówienia do dostawców. Z czegoś muszę w końcu robić te wszystkie potrawy.

Jako szef kuchni muszę dbać o to, by moim gościom smakowało jedzenie i, by tutaj chętnie wracali.

To moja pierwsza restauracja i wiem, że gdyby coś teraz poszło nie tak, to bym się podłamał. Traktuje ją jak moje pierwsze dziecko. Nie potrafię sobie wyobrazić, co by się stało, gdybym musiał zamknąć lokal.

- Szefie!

- Tak, Maddy?

- Pański brat przyszedł i chce porozmawiać.

Cholera. Znowu on.

- Poproś, żeby tutaj przyszedł - mówię i spowrotem spoglądam w stronę papierów.

Słyszę otwieranie drzwi, ale nawet na chwilę nie podnoszę głowy z nad dokumentów. Może jak będę udawał, że jestem bardzo zajęty, to sobie odpuści i pójdzie? Nie mam ochoty z nim rozmawiać, a tym bardziej dzisiaj.

Najchętniej zaszyłbym się w domu i z niego nie wychodził, aczkolwiek tutaj przynajmniej nie myślę o tym co się stało.

- Cześć.

- Po co przyszedłeś?

- Tim, proszę Cię, porozmawiaj ze mną. Wiem, że jest ci ciężko, ale...

- Nic nie wiesz! Rozumiesz?! Nic! - krzyczę.

- Minęły dwa lata, a ty dalej się obwiniasz! To nie była twoja wina, Timothy!

To była moja wina.

Moja.

Tylko moja.

To moja wina.

- Przyjdź dzisiaj do nas na kolacje. Nicky stęsknił się za swoim ukochanym wujkiem - mówi. - Przyjdziesz?

Oddychaj, Tim.

- Tak - odpowiadam.

Chris przytula mnie na pożegnanie, dziękuje, po czym opuszcza pomieszczenie.

Na myśl o moim bratanku ciepło rozlewa mi się na sercu. To taki kochany urwis. Ma trzy latka i jest tak bardzo podobny do ojca. Te same oczka, włosy, nawet zachowują się podobnie.

Zrywam się ze stołka, zabieram kurtkę i wychodzę z restauracji. Zanim pójdę do brata, muszę coś zrobić. Muszę pójść w pewne miejsce. Zwłaszcza dzisiejszego dnia powinienem tam być.

****

- Cześć bąbelku! - witam się z bratankiem. Przytulam go i łaskocze, a on piszczy radośnie.

Secret Love Song ✔Donde viven las historias. Descúbrelo ahora