Jest to trzecia część książki "Painkiller"
Rye chciał zapomnieć...
Andy nie pamiętał...
Jak można żyć, gdy ta jedyna osoba jest dla ciebie jak tlen.
A bez tlenu nie da się żyć.
Wszystko się powoli rozpada. Jak domek z kart, przy większym podmuchu...
-Nie musiałeś go uderzać, aż tak mocno.-powiedziałem w połowie drogi.
-To, co miałem pozwolić, na to, żeby to on cię uderzył?-spojrzałem na szatyna.
-Choć by nawet.-chłopa otworzył usta, żeby coś powiedzieć, lecz najwidoczniej nie wiedział co.
-Nigdy bym na to nie pozwolił.-odezwał się po chwili.
-Ale nie musiałeś go uderzać.-powiedziałem stanowczo, urywając tym ten temat. Gdy stanęliśmy przed drzwiami, do domu blondynka drżącą dłonią zapukałem. Po chwili usłyszałem trzask zamka. W niewielkiej szparze między drzwiami a futryną zobaczyłem twarz Brooklyna.
-Brook? To ja Rye.-powiedziałem spokojnie. Chłopak zamknął mi drzwi przed nosem. Zaskoczony jego ruchem zapukałem ponownie.-Brooklyn otwieraj.-moje pukanie nasiliło się. Bałem się o blondynka.-Brooklyn!-gdy miałem mocno uderzyć w drewnianą powłokę Jacob złapał moją dłoń.
-On nie chce z nami rozmawiać.-spojrzałem mu w oczy.
-Nie.-powiedziałem stanowczo.-Muszę z nimi porozmawiać.-dodałem głośniej. Nagle skrzepnięcie drzwi, zwróciło naszą uwagę. Blondynek stał ze spuszczoną głowa.-Brook.-powiedziałem spokojnie.
-Ryan...dlaczego tak długo cię nie było?-spojrzał załzawionym wzrokiem mi w oczy.
-Ja bałem się, że gdy będziemy razem, to przeszłość was zniszczy.-powiedziałem zgodnie z prawdą.
-To boli.-zobaczyłem na jego szyi siny ślad, po sznurze.
-Dlaczego to zrobiłeś?-niepewnie złapałem go za dłoń.
-Powiedzieli, że będę sam.-zmarszczyłem brwi.
-Kto?-chłopak nabrał dużo powietrza do płuc.
-Wszyscy mi to powtarzają.-spojrzałem na Jacoba, chłopak patrzył na twarz blondynka z bólem na twarzy. Dobrze wiedziałem, że on już miał raz taką sytuację.
-Nie będziesz już sam.-zapewniłem go.
-Rye, gdy cię nie było, tak dużo się zmieniło.-mówił jak by zamyślony.-Jack stał się taki groźny, Mikey kłamał..mu prosto w twarz by i jego nie zostawił.-oblizałem wyschnięte usta.
-A ty?-zapytałem niepewnie.
-Ja? Ja już próbowałem każdej próby skończenia ze sobą.-nie wiele myśląc, przytuliłem go. Oni potrzebują się nawzajem. Na tę myśl mocniej go przytuliłem. -Andy cię nie pamięta, jako jedyny nie przypomniał sobie ciebie.-oderwałem się od niego.
-Już mnie pamięta.-uśmiechnąłem się delikatnie.
-Andy to chuj.-odezwał się nagle.-Chciał byśmy zginęli. Nie chciał uwierzyć w to, że kiedyś kochał chłopaka.-zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc.
-Co chcesz przez to powiedzieć?-chłopak spuścił głowę ku ziemi.
-Rye musimy iść, bo zaraz nam się oberwie.-powiedział Jacob, niechętnie cofnąłem się krok w tył.
-Spotkajmy się jutro...-szatyn szturchnął mnie w ramię, pospieszając.
-Jutro nie możesz.-przypomniał.
-A on tak. Masz mój numer, zdzwonimy się i pamiętaj, masz nas.-przegnaliśmy się z chłopakiem i ruszyliśmy w drogę powrotną.-Jacob ja muszę jeszcze iść do tej kobiety.-powiedziałem nagle.
-Nie ma na to czasu.-powiedział i przyspieszył kroku.
-Muszę.-powiedziałem stanowczo.
-Dobra, ale tylko chwilę.-uśmiechałem się i szybko ruszyłem w dobrze znanym mi kierunku. Zapukałem do drzwi i po chwili zobaczyłem w nich starszą kobietę.
-Rye co tu robisz o ta później porze.-zdziwiła się i spojrzał na Jacoba.-A ten nic ci nie zrobił.-spojrzałem również na chłopaka, a ten tylko przewrócił oczami i mamrocząc coś pod nosem, wyszedł z jej posesji, opierając się o bramkę.
-On nigdy by mnie nie skrzywdził.-powiedziałem i oderwałem od niego wzrok.-Możemy porozmawiać?-zapytałem z nadzieję.
-Oczywiście.-wpuścił mnie do środka. Usiedliśmy na tych samych fotelach co parę godzin wcześniej. -Co cię trapi?-złapała moją dłoń.
-Chłopcy, oni się rozsypali.-powiedziałem, a w oczach pojawiły mi się łzy.
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.