20."What was his last name?"

404 53 56
                                    

  Poczułem, jak całuje mój kark.

-Kocham cię Andy.-wyszeptał.

-Ja ciebie też.-odwróciłem się do niego przodem.

-Andy, ale na naprawdę. Jestem w tobie zakochany i nie chcę cię stracić.-uśmiechnąłem się do niego ciepło.

-Też nie chcę cię stracić Rye i tak samo kocham cię i nigdy nie przestanę.-gładziłem go delikatnie dłonią po policzku. Brunet przymknął powieki, a ja przyglądałem mu się cały czas gładząc go po policzku. Spojrzałem na zegarek po dłuższej chwili 20:45.-Rye.-szepnąłem. Chłopak zasnął. Pocałowałem go delikatnie w usta, przykryłem kocem i cicho wyszedłem z pokoju, znalazłem w salonie swoje ubrania, ubrałem się i ruszyłem do drzwi. Jednak gdy złapałem za klamkę zatrzymałem się i i wróciłem do ubrań bruneta. Poskładałem je i znalazłem kartkę i długopis.

  "Musiałem już iść do domu. Nie chciałem cię budzić. Zabrałem ten klucz, oddam w najbliższym czasie.-Andy"  Wyszedłem z domu i zamknąłem go na klucz tym który wręczył mi brunet. Nawet nie zdążyłem mu za nie podziękować. Powoli szedłem w stronę domu. Kiedy byłem, już na swojej ulicy zobaczyłem postać z kapturem na głowie. Gdy podszedłem bliżej, chłopak, ponieważ okazał się nim być, podszedł do mnie.

-Andy.-po głosie poznałem, że to Zach.

-Co ty tu robisz?-chłopak zdjął kaptur. Miał całą posiniaczona twarz.-Kto ci to zrobił?-zacząłem dokładnie mu się przyglądać.-chłopak westchnął.

-Możesz pójść ze mną?-zmarszczyłem brwi.

-Gdzie?-diler przymknął na chwilę powieki i przełknął ślinę.

-Po prostu pójdź ze mną.-pokiwałem przecząco głową.

-Ja nie jestem uzależniony. Nigdzie nie pójdę, a teraz muszę już wracać.-odwróciłem się napięcie i ruszyłem w kierunku swojego domu.

-On mnie zabije, jeśli ze mną nie przyjdziesz.-zatrzymałem się gwałtownie.

-Zach w co ty się wpakowałeś?-spojrzałem na niego przez ramię.

-Proszę.-wziąłem głęboki oddech.

-Dobra.-podszedłem do niego.

-Choć na slamsy.-posłusznie ruszyłem z nim w wymienionym kierunku. Po chwili byliśmy na miejscu.

-Co ja mam tu robić?-chłopak tylko spuścił wzrok ku ziemi.

-Przepraszam za to poprzednie...i za to teraz.-ktoś złapał mnie za ramię i wprowadził do klatki jednego z bloków.

-Zach!-wrzasnąłem wystraszony.

-Andy ja tak strasznie cię przepraszam.-chłopak stał obok jakiegoś faceta.

-Gadaj. Komu nas wydałeś?-zapytał wściekle.

-Nikomu nic nie mówiłem.-wyszarpałem się z objęć mojego napastnika.

-A jednak policja była u nas, a dodatkowo ktoś sprzątnął nam jednego dilera. Dziwnym przypadkiem właśnie, wtedy gdy byłeś w szpitalu.-mężczyzna złapał bruneta za kark i wyciągnął z kieszeni broń.-Gadaj, komu sypnąłeś albo on pożegna się z życiem i to będzie twoja wina.-patrzyłem przerażony na całą tę sytuację.

-Ja naprawdę nawet nie rozmawiałem z policją.-mężczyzna pchnął na ścianę Zach'a.-Nic nie zrobiłem.-odwróciłem się z zamiarem wyjścia, ale nagle usłyszałem huk strzału z broni, a następnie krzyk. Spojrzałem niepewnie przez ramię i zobaczyłem jak Zach trzyma się za krwawiące udo. Zrobiłem duże oczy i spojrzałem wystraszony na dilera.

-Zapytam jeszcze raz. Co powiędnąłeś glonom?-podniósł głos.

-N..naprawdę ja nic nie powiedziałem.-głos mi drżał, byłem przerażony. Moje słowa jednak nie były odpowiedzią, której oczekiwał. Mężczyzna znów strzeli w chłopaka, tym razem trafił go w dłoń, dziurawiąc ją na wylot. Ten zawył z bólu.

-Oj zła odpowiedź.-zrobił smutną minkę, ale po chwili znów widziałem tylko tę złość i obrzydzenie.

-Ja nie chcę mieć z wami już nic wspólnego- postawiłem się. Jednak szybko pożałowałem tego. Mężczyzna wściekły złapał Zach'a i brutalnie podniósł. Stałem twarzą w twarz z młodym chłopakiem.

-Andy... Andy proszę...-ciężko oddychał i krztusił się swoimi łzami.

-Biedny Zach, a lubiłem go.-przejechał po policzku bruneta lufą od broni.

-Ja naprawdę nic nie mówiłem. Uwierz mi!-krzyknąłem szybko. Diler westchnął.

-Skoro to jest twoja ostateczna odpowiedź.-wzruszyła ramionami, pociągnął za spust broni. Ochlapała mnie krew Zach'a, a on sam upadł bezwładnie na ziemię. Z jego rany w głowie wylewała się strumieniami krew, tworząc kałużę na podłodze, z oczu spłynęły mu ostatnie łzy, a z ust stróżka krwi. Zakryłem usta dłonią. Było mi nie dobrze na jego widok.-Wynoś się śmieciu!-szybko uciekłem z bloku. Gdy tylko zbiegłem z chodów padłem na trawnik i zwymiotowałem, zalewając się łzami. Cały drżałem, nie potrafiłem się opanować. Szybko wstałem z trawnika i ruszyłem biegiem w stronę domu. Zwinnie wszedłem po rynnie i zacząłem przegrzebywać szafki. Po chwili znalazłem, małą buteleczkę.

-Przepraszam Rye, ale ja muszę teraz zapomnieć. Ja go zabiłem.-wyszeptałem i wyciągnąłem strzykawkę, nabrałem płynu i zaciskając przedramię paskiem, wstrzyknąłem sobie zawartość strzykawki. Ta dawka mnie nie zabije, a ja nie dał bym rady teraz bez tego. Usiadłem na łózko i zacząłem płakać. Czułem się taki winny śmierci Zach'a. Jednak nie wiedziałem, jak mogłem go uratować. 

I will never hurt you-*Randy*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz