Rozdział 4

88.3K 2.5K 625
                                    

O godzinie dwudziestej skończyłam pracę. Byłam zmęczona ciągłym chodzeniem po biurze i sortowaniem papierów, więc gdy wreszcie mogłam wyjśc z mojego gabinetu odetchnęłam z ulgą.

-Skończyła pani?-zapytał szef opierając się o ścianę. Boże, jaką mam ochotę go pocałować!

-Tak. Wszystko jest na swoim miejscu.

-Dobrze. Spisała się pani. W takim razie do zobaczenia jutro.

-Do zobaczenia-wyjąkałam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę windy.
***

Byłam padnięta. Po pracy pojechałam jeszcze zrobić zakupy więć koło dwudziestej pierwszej byłam w domu. Zrzuciłam te niewygodne buty i udałam się do kuchni odnieść zakupy. 

-Jak było w pracy?-zapytała Julie ubrana w krótką, zieloną sukienkę i w mocnym makijażu.

-Padam. Jestem cholernie zmęczona. A ty gdzie się wybierasz?

-Jasper zabiera mnie do klubu. Będe pewnie wcześnie rano.

-Nie wracaj do domu z kacem. Ja ide spać, bo ledwo trzymam się na nogach. Narazie-pocałowałam przyjaciółkę w policzek i poszłam do swojego pokoju.
***

-Dzień dobry-przywitałam się z szerokim uśmiechem z wysoką mulatką która pracowała w tym biurze.

-Witaj Brooke-odpowiedziała mijając mnie. Wsiadłam do windy witając się również z panem Stevenem który wsiadł do windy razem ze mną. Po wyjechaniu na dwudzieste piąte piętro skierowałam się do swojego biura wpadając po drodzę na szefa.

-Dzień dobry-przywitałam się cicho patrząc w jego hipnotyzujące oczy.

-Dzień dobry-pokiwał głową.-dzisiejsza praca to przeglądnięcie papierów na twoim biurku i sprawdzenie czy są przeterminowane. Jeżeli tak to je wyrzuć, a te nadające się do użytku przenieś na drugą kupkę i zanieś mi, dobrze?

-Oczywiście-bąknęłam wchodząc pędem do gabinetu. Dzisiaj mój strój składaj się z czarnej, ciemnej koszuli i czarnej, obcisłej spódnicy. No i oczywiście szpilki. Nieodłączny element eleganckiego stylu. Zaczęłam tak jak kazał mi szef przeglądać całkiem sporą kupkę różnych papierów. wyrzucając te niepotrzebne.

Skończyłam po ponad godzinie. Wzięłam potrzebne papiery i powolnym krokiem szłam w stronę biura pana Iana. Bałam się, że natrafie na taką sytuację jak wczoraj. Na samą myśl o tym pociły mi się ręce. Tym razem zapukałam i gdy usłyszałam jego głos weszłam do środka. Mężczyzna siedział wypełniając jakieś ważne papiery i był niezwykle skupiony.

-Gotowe-powiedziałam kładąc mu na biurku stos papierów.

-Dobrze. Przynieś mi czarną kawę i jakąś sałatkę. Znajdziesz w bufecie. Ale nic z orzechami. Jestem na nie uczulony.

-Czarna kawa i orzechy-powiedziałam, aby sobie przypomnieć.-dobrze. Zaraz będe.

Drogę do bufetu znałam już na pamięć więc trafiłam tam bez problemu. Stał tam też ten sam mężczyzna którego spotkałam tutaj pierwszego dnia i który prowadził mnie do biura. Włączyłam ekspres do kawy w chwili gdy mężczyzna na mnie spojrzał.

-Znowu pani-uśmiechnął się uroczo.-nie miałem okazji się pani przedstawic. Tony Harris-wystawił ręke którą uścisnęłam.

-Brook Wilson-odpowiedziałam.-miło mi.

-Mi również. Co pani tu sprowadza?

-Robię kawe dla szefa-odpowiedziałam.

-Rozumiem. To może skoro o kawie mowa da się pani zaprosić do jakiejś kawiarni?-zaproponował, a ja popatrzyłam ne niego spod przymrużonych oczu.

-Jestem w pracy, więc nie mogę.

-Nie teraz oczywiście. Może jutro po pracy. Co pani na to?

Wzięłam do ręki kawę szefa myśląc nad propozycją mężczyzny/

-W sumie...nie mam innych planów. Kawa może być-powiedziałam biorąc z chłodni miske z sałatką.

-Idealnie. To do widzenia-ukłonił się i wyszedł z bufetu. Ja równieżwyszłam niosąc w jednej ręce kawę a w drugiej sałatkę.

Zapukałam do jego biura i weszłam do środka. Oczywiście musiałam uspokoić kołatanie serca gdy go zobaczyłam. Siedział za biurkiem w skupieniu wypełniając jakieś papiery i był niesamowicie przystojny w tym garniturze. Na dodatek lekko przygryzał długopis, a jego wzrok skupiony był na jakiś papierach. 

Czy tylko mi nagle zrobiło się gorąco?

-Uhm...pańska kawa i sałatka-powiedziałam podchodząc i ostrożnie kładąc zamówienie szefa, aby nie uszkodzić żadnych papierów.

-Dziękuje Brooke-sposób w jaki wypowiedział moje imie sprawił, że miałam ochotę zemdleć. Popatrzyłam na mężczyzne i zauważyłam, że ten również mi się przygląda.

-To...ja wrócę już do pracy-powiedziałam drapiąc się zakłopotana po karku, a potem czym prędzej wyszłam z jego gabinetu po drodze starając się uspokoić szalejące serce.

BossWhere stories live. Discover now