Rozdział 28

72.2K 2K 399
                                    

-Pójde po coś do bufetu-oznajmił Ian wstając z krzesła.

-Pójdę z tobą-powiedziałam.Mężczyzna kiwnął głową i ruszył korytarzem, a ja po chwili do niego dołączyłam. Szliśmy w ciszy skupieni na własnych myślach. Ian pokazał teraz swoją drugą twarz. Twarz troskliwego, wrażliwego mężczyzny który boi się o życie swojej chrzestnicy. To nie jest ten sam Ian co w pracy; tajemniczy, wymagający i pracowity. Tutaj jets zupełnie inny.

-Chcesz kawe?-zapytał podchodząc do automatu.

-Poproszę-mruknęłam cicho siadając przy dwuosobowym stoliku. Mężczyzna po chwili postawił przede mną kubek z parującym napojem, a sam usiadł naprzeciwko mnie. Kawa była obrzydliwa, ale co poradzić? To w końcu szpitalna kawa.

-Jak się czujesz?-zagadałam widząc, że Ian siedzi wpatrzony w swoją kawe.

-Dobrze-wyszeptał krótko.

-Będzie dobrze Ian-położyłam swojądłoń na jego dużo większej, a ten popatrzył na mnie zdziwiony.-może poszedłbyś spać, albo po jakieś ubrania? Wyglądasz strasznie.

-Nie chce-pokręcił głową.-zostanę tutaj.

-Ian...wyglądasz strasznie. Jesteś blady, masz wory pod oczami. Wyglądasz jak wrak człowieka.

-Zostanę w szpitalu-powiedział dopitnie, a ja upiłam łyk tego świnstwa.

-Jak chcesz. Chce ci tylko powiedzieć, że będe cie wspierać. Też się strasznie o nią martwie. I będe tutaj. Z tobą.

-Dziękuje-wyszeptał patrząc w moje oczy.-mam nadzieje, że Charlotte przeżyje. Nie wiem co zrobie gdy...ona odejdzie. Zostawi mnie, rodziców...swoją siostre. One traktują się jak przyjaciółki. Są dla siebie wzorem, autorytetem...gdy Charlotte...umrze-pociągnął nosem.-jak powiemy Eveline co się stało z Charlotte?

-Ian-wstałam od stołu i podeszłam do mężczyzny, a potem bardzo po woli i nieśmiało usiadłam na jego kolanach. Mężczyzna był początkowo zdziwiony,ale szybko objął mnie w talii, abym nie spadła.-nawet tak kurwa nie mów. Charlotte przeżyje. Ja to wiem. Myśl pozytywnie. Niedługo wszystko wróci do normy. 

Mężczyzna kiwnął głową i popatrzył w moje oczy. Przybliżył swoją twarz do mojej i złączył nasze usta w jedność. Zarzuciłam swoją ręke za jego ramie, aby było mi wygodniej i oddałam pocałunek. Jedna ręka Iana trzymała mnie, abym nie spadła, a drugą położył na moim policzku gładząc tam moją rozpaloną skóre.

-Tylko ty potrafisz mnie tak pocieszyć-wyszeptał mi do ust, a ja zaśmiałam się cicho.

-Może wracajmy już do nich-odparłam, a Ian oddalił się ode mnie i kiwnął głową. Wstałam z jego kolan biorąc swoją kawe do rąk. Wyszliśmy z Ianem z bufetu kierując się do Kendall i Ericka. Małżeństwo siedziało obok siebie. Kobieta przytulała się do męża, a na ich kolanach siedziała Eveline która co chwile przecierała oczy.

-Zająć się Eveline?-zapytałam widząc, że małżeństwo jest już lekko zmęczone.

-Mogłabyś?-kobieta posłała mi smutny uśmiech.

-Oczywiście. Chodź kochanie. Pójdziemy się pobawić.

Wzięłam dziewczynkę na ręce i poszłam z niądokącika zabaw. Klęknęłam z Eveline przy stoliku, a ta zaczęła układać puzzle i czymś się bawić. Po chwili obok mnie usiadł Ian. Oparłam głowę o jego ramie, a ten pocałował mnie w cuzbek głowy. I dla niektórych mogłoby się wydawać, że jesteśmy szczęśliwą rodziną, ale tak nie jest. I nigdy nie będzie.

-Może poszłabyś spać? Nie musisz tu być-powiedział mężczyzna.

-Zostanę. Obiecałam ci to-odparłam trzymając dziewczynkę, aby nie spadła.

-Jesteś cudowna-wyszeptał do mojego ucha, a ja się zaczerwieniłam i położyłam głowę na jego ramieniu przez co Ian wybuchnął śmiechem.

Popatrzyłam na Eveline która z lekkim uśmiechem na twarzy bawiła się z jakąś  małą dziewczynką z brązowymi włosami . Obie siedziały na dywanie i bawiły się lalkami.

Popatrzyłam tym razem na rodziców Eveline i Charlotte którzy wciąż siedzieli w takich samych pozycjach jak wcześniej.

Eveline jednak znudzona zabawą poszła do swojej mamy siadając jej na kolanach.

Gdy wreszcie z sali wyszedł lekarz moje serce mocniej zabiło. Ian zerwał się na równe nogi, podobnie jak ja i rodzice dziewczynek. Wszyscy podeszliśmy do mężczyzny w białym kitlu czekając na jego diagnoze.

-Stan dziecka jest stabilny-gdy to powiedział odetchnęłam z ulgą. Usłyszałam jak jej mama cicho płacze i przytula się do męża.-póki co jest pod wpływem środków usypiających-dodał. Ze szczęście przytuliłam się do Iana który objął mnie mocno i położył podbródek na mojej głowie.

-Wie pan co jej zaszkodziło?-zapytała Kendall która płakała, ale tym razem ze szczęścia.

-Robiliśmy wiele badań. Prosze mi powiedzieć czy przez te pare godzin nie działo się nic niepokojącego? Czy dziecko nie skarżyło się na zwaroty głowy, bóle serca albo pleców.

-Nic z tych rzeczy-odparła blondynka.

-Może...zjadła coś innego niż zawsze. Albo wypiła.

-Nie. Nic takiego. Chociaż...-zrobiła wielkie oczy.-boże, tak! Kupiłam im mango bo chciały spróbować. Eveline nie posmakowało, a Charlotte zjadła tego bardzo dużo. Pare minut potem zemdlała.

-Być może jest to reakcja alergiczna na tego typu produkt. Zrobimy jeszcze podstawowe badania.

-Czy można do niej wejść?-zapytałąm wtulona w Iana.

-Przykro mi, ale tylko rodzice. Niech państwo przyjadą jutro-posłałnam pocieszający uśmiech i odszedł.

-Boże, jak mi ulżyło-westchnął mężczyzna.

-Widzisz?Obiecałam, że wszystko będzie dobrze-uśmiechnęłam się lekko w stronę mężczyzny.



No więc Charlotte żyje.Kto myślał, że będzie inaczej?
Do następnego
Buziaki :*

BossOnde histórias criam vida. Descubra agora