Rozdział 35

249 14 2
                                    

Słyszałam, że w Seattle trzęsienia ziemi mogą się zdarzyć, ale w życiu nie sądziłam, że mogę jakiegoś doświadczyć na własnej skórze.

Nagle ziemia pode mną zaczęła się rozstępować. Chwyciłam się kurczowo klamki i próbowałam otworzyć drzwi. Zamek jak na złość się zaciął. No tak, mój pech musiał zadziałać w chwili zagrożenia życia. Że też ta cholerna ziemia rozstąpiła się tuż pode mną.

Zaraz, to może się zdarzyć? Ziemia rozstępuje się tylko w jednym miejscu i nie jest to jakaś wielka dziura. A może to ktoś z Hale'ów, kto kontroluje żywioł ziemi?

I w końcu nastąpiło to, co myślałam, że wkrótce nastąpi. Kawałek ziemi się zapadł.

Całe szczęście, że chwyciłam tą klamkę. Chociaż na niej zawisłam. Zawsze to kilka sekund dłużej na myślenie, co dalej.

Zaczęłam krzyczeć. Może chociaż któryś z Hale'ów będzie w stanie mnie usłyszeć i jakoś mi pomóc. Teraz już tylko wisiałam na klamce, a moje nogi nie miały żadnego podparcia. Próbowałam stanąć na podłogę w miejscu, które jeszcze się nie zapadło, ale nie mogłam do niego dosięgnąć.

Nagle drzwi otworzyły się z wielkim hukiem. Najwyraźniej ktoś mnie usłyszał i postanowił mi pomóc.

Chwyciłam klamkę po drugiej stronie i przeniosłam na nią swój ciężar ciała. Przed drzwiami stali Nick i Julie. Chłopak pomógł mi stabilnie stanąć na korytarzu.

- Co to... do cholery... było?! - zapytałam, patrząc oniemiała na dziurę w podłodze w łazience.

- No co? - usłyszałam głos za sobą i cała nasza trójka się odwróciła. Za nami stała Mary. - Był pokaz talentów, nie? Właśnie zaprezentowałam swój.

- Tak, narażając przy tym Katie - odparł wkurzony Nick.

- Nic jej się nie stało - prychnęła dziewczyna i odeszła.

- Nie martw się - pocieszała mnie Julie. - Po prostu jest zazdrosna. O Adama. Zakochała się w nim. Bez wzajemności.

- Taa... Słyszałam - odpowiedziałam. Ale to nie zmienia faktu, że mi z tym głupio, dodałam w myślach.

Potem cały czas siedziałam na kanapie w salonie, rozmawiając z wampirami. Trochę rozmawiałam z Molly, trochę z Alexem, ale najwięcej chyba z Julie i Nickiem. Z całej rodziny ich chyba polubiłam najbardziej. Oczywiście nie wliczając Adama.

Po jakimś czasie odezwał się stojący przy oknie Alex.

- Wraca nasza wampirza policja - zażartował.

Wiedziałam, że chodzi mu o Andrew i Adama, więc od razu podeszłam do chłopaka.

- Wszystko z nimi w porządku? - zapytałam.

- Spokojnie, Katie - odparł. - On jechał tylko sprawdzić okoliczności, w jakich ten wampir zaatakował wilki i być może go znaleźć. To nie jest jakaś niebezpieczna misja.

- Kto wie - westchnęłam. - Wszędzie może być niebezpiecznie.

- Nie martw się - poklepał mnie lekko po plecach. - Adam i tak dałby sobie radę.

W głębi duszy wiedziałam, że pewnie tak by było, co nie zmienia faktu, że się o niego bałam. Tak już chyba mam, że boję się o bliskich mi ludzi w każdej sytuacji.

W tym momencie frontowe drzwi się otworzyły i ujrzałam za nimi starszego z Hale'ów. Tuż za nim wszedł mój chłopak.

- Wróciłeś! - krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję.

- Myślałaś, że nie wrócę? - zapytał, odwzajemniając uścisk. Nie widziałam jego twarzy, ale mogłam przysiąc, że się uśmiechnął.

- Wiedziałam, że wrócisz, ale i tak się cieszę - odparłam, nie rozluźniając uścisku.

- Ja też - przytaknął.

- I co? - usłyszałam głos Julie i odsunęłam się od Adama, nadal jednak trzymałam ręce na jego ramionach. Spojrzałam na dziewczynę, potem na głowę rodziny.

- Gordon opowiedział nam, co się stało, ale nic więcej nie byliśmy w stanie zrobić.

- Więc co zamierzacie zrobić teraz? - zapytałam.

- Nic - odpowiedział mężczyzna. - A co innego nam pozostało?

Chyba wszyscy zgodzili się z tym, że nie da się temu zapobiec, ponieważ nikt więcej się nie odezwał i każdy wrócił do wcześniejszych czynności.

Usiedliśmy z Adamem na kanapie obok rodzeństwa Clancy. Podeszli też do nas Alex i Molly.

- Widzę, że moje kochane wampirze rodzeństwo cię nie zjadło - zażartował szatyn.

- Nie, jedynie prawie zjadła mnie ziemia w łazience - odparłam również żartem. - Nic takiego.

- Zjadła cię ziemia? - zdziwił się chłopak. - W jakim sensie?

- Zazdrosna Mary - Julie wyprzedziła mnie z odpowiedzią.

- No tak - Adam chyba zrozumiał, o co chodzi. - Żywioł ziemi.

Hale przyjrzał mi się uważniej, jakby zauważył jakąś różnicę.

- A właściwie czemu masz na sobie ciuchy Julie? - zapytał.

- Żywioł wody - odpowiedziałam i wiedziałam, że się domyśli, co się stało.

- Molly? Alex? - spojrzał na rodzeństwo.

- To jego wina - powiedziała oskarżycielsko dziewczyna, wskazując blondyna. - Prezentowałam swoją umiejętność, a on oblał mnie wodą, przez co straciłam panowanie i ta woda tak jakby spadła na Katie.

- To był przypadek - podsumował Alex.

- Ale wy nic nie podpaliliście, prawda? - spojrzał na Nicka i Julie z miną pełną obaw.

- Jedynie świeczki - odpowiedział szatyn.

- To dobrze - uspokoił się Adam. - Chyba lepiej będzie, jak już pojedziesz, Katie. Twoi rodzice na pewno się martwią. Odwiozę cię.

- Ok, dzięki - odparłam krótko.

Pożegnałam się ze wszystkimi i wsiedliśmy do auta. Już po kilku minutach byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy i chłopak odprowadził mnie na ganek.

- Jeszcze raz dzięki za podwózkę - powiedziałam i go przytuliłam.

- Nie ma za co. Może wejdę z tobą? - zaproponował.

- Moi rodzice nie będą zadowoleni.

- Chyba kiedyś będziesz musiała im o nas powiedzieć, prawda? Lepiej zrobić to szybciej.

Weszliśmy do domu i zapaliłam światło.

- Jestem! - krzyknęłam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. - Mamo? Tato?

Wydawało mi się to podejrzane. Tata rzeczywiście mógł być poza domem, pewnie znowu wyszedł gdzieś z kolegami, ale mama? Ona powinna być w domu.

Poszłam do kuchni i rozejrzałam się uważniej. W ciemności ledwo cokolwiek widziałam, więc zapaliłam światło. I wtedy to zobaczyłam.

Moja mama leżała na podłodze z wielką raną na szyi.

Miasto tajemnic [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now