00

212 36 9
                                    


Miałem do niego podejście takie, jak do całej ludzkości - był mi całkowicie obojętny. Bo przecież, jak nie on, to będzie ktoś inny. Nauczyłem się, będąc zawsze, od początków świata aż do teraz, że nie mogę przywiązywać się do ludzi. Przecież i tak złapie ich za rękę śmierć i jedyne, co po nich pozostanie, to wspomnienia. Wspomnienia? Każdy zapomina. Popłaczą, powspominają, może nawet obejdzie się bez tego. Standardowo człowiek myśli o kimś pięć minut i zapomina, to przykre, prawda? Czasem może im się przypomni, chwile będą opłakiwać, a potem zapomną bo każdy zapomina, więc może lepiej żyć pięknie żebyśmy byli podziwiani jak najdłużej? W zasadzie nie powinienem o tym myśleć, bo nie dotyczy to mnie, przewija mi się masa osób dziennie i myślicie, że będę pamiętał za pięć minut o tym chłopaku, który mimo tego, że jest 4:18 chodzi jak gdyby nigdy nic po ulicy Lillehammer? Myślę o nim już szóstą minutę, a standardowo myśli się pięć. Czy to oznacza, że będę jego obserwatorem? Muszę przyznać, że mnie zaintrygował.

Właśnie, gdzie moje maniery. Nazywam się niebo, ale możecie mi mówić niebko. To brzmi tak niewinnie.

Lillehammer to całkiem urocze miasto. Dobrze tam być. Dziś niebo było tam piękne! Uważam, że naprawdę się postarałem z mieszaniem kolorów i efekt tego był nieziemski, a skoro ja mówię, że było pięknie, to naprawdę tak musiało być. Jestem krytyczny wobec siebie i nawet złoszcze się sam na siebie, gdy często słyszę, że innym się podobam. Przecież nie mogę ciągle być piękny. Gdybym był ludzie mieliby mnie za normę, gdybym był różowy nawet by nie wyszli popodziwiać, a ta dziewczynka w blond włosach nie powiedziałaby do rodziców: Mamo, tato, niebo jest piękne! Zobaczcie, zobaczcie!

Uważam, że czasem lepiej jest zgrywać szaroburego, a nagle z tej brzydkości przejawia się prawdziwe piękno. Lubię, jak ludzie robią mi zdjęcia. Staram się nawet ładnie zapozować jeśli polubię osobę z aparatem. Chociaż czasem nie umiem dogadać się ze słońcem i wtedy kiedy ja chcę być najpiękniejszy, to ono robi się czerwone i wschodzi do góry, powolutku aż w końcu znika dla ludzkiego oka. Szach mat, ja jestem wieczny i widzi mnie każdy. Niezależnie od tego, czy chce czy nie. Jestem i będę.

Kenneth. Tak miał na imię ten mężczyzna, który tak bardzo mnie zaciekawił. Przyjrzałem mu się dokładnie, szczupły, umięśniony z ostrym zarysem kości policzkowych, oraz z włosami które żyły chyba własnym życiem. Kiedy go obserwowałem, włosy chyba toczyły jakąś walkę, bo mimo tego, że Kenneth gładził je ręką co chwilę, one i tak leciały na lewo, na prawo, do góry. Właściwie, co teraz robi Kenneth? Kenneth, lekko zdenerwowany znajdował się właśnie w kwiaciarni. Nie umiał zdecydować się na kwiaty po które tu przyszedł. Początkowo wybrał różowe lilie i biedna pani z kwiaciarni, która nie zdążyła jeszcze poznać swojego klienta od strony mężczyzny niezdecydowanego, chciała już je ładnie zapakować i wyciągnęła nawet złotą wstążkę, która niesamowicie błyszczała. Mężczyzna zauważwszy, że kobieta chce je pakować wydobył z siebie głośne: nie, na co kwiaciarka zdębiała i powiedziała coś w stylu, że dobrze kochaneczku, zaczekam. Nie zrozumiałem tego kochaneczku, co to miało znaczyć? Nie zagłębiajmy się w to, wiedziałem, że przecież oni ze sobą nie są blisko, są sobie obcy, ona jest panią z kwiaciarni a on jej klientem. I tyle. Później stwierdził, że te róże z żółtego wazonu wyglądają intrygująco i będą pasować do jej czerwonej sukienki.Pani tylko przytaknęła i powiedziała, że są wyjątkowe z pewnością jak jego kobieta. przecież nie mogła powiedzieć, że róże są uschnięte i były psikane milion razy lakierami i innymi chemikaliami aby wyglądały nieziemsko, a sama boi się ich dotykać żeby tylko się nie rozpadły. Na szczęście Kenneth szybko się rozmyślił. Prędzej podarowałby swojej ukochanej łodygę przyozdobioną kolcami niż różę. Jestem pewien, że gdyby tylko wyszedł z kwiaciarni, płatki tych pięknych, intrygujących róż opadłyby. Nie zwróciłby tego, bo przecież dokładnie jest napisane czerwonym markerem: ZWROTÓW NIE PRZYJMUJEMY. Zresztą, co miałby zwrócić? Łodygę? Pani powiedziałaby, że to nie jej wina, a on byłby zdenerwowany, zakląłby i powiedział, że już nigdy tam nie wejdzie, po czym pójdzie tam za miesiąc, żeby kupić kwiaty dla swojej kobiety. Zabawne. W końcu zdecydował się na bukiet chryzantem z domieszką białych goździków. Przeczytał kiedyś, że chryzantemy symbolizują wieczność, a wiedział, że jego ukochana z pewnością zna symbolikę każdego kwiatka i każdej innej rzeczy, godziny, minuty. Uwielbiała magię i czerwone wino, a on uwielbiał ją. Kwiaciarka zdawała się być zadowolona, że chłopak się wreszcie zdecydował na bukiet, sprawnie go skasowała i życzyła udanego wieczoru i powiedziała, że kwiaty z pewnością ukochanej się spodobają. 

Spodobały, nawet bardzo. Romantyczna kolacja, czerwone wino - jej ulubione. Piła je wolno, śmiejąc się od czasu do czasu, a on w kółko powtarzał jej, że bardzo ją kocha. Schlebiało jej to, znalazła swój ideał. 

 Przynajmniej miała go za takiego. 



*

dobra, jazda z tym!! trochę się wstydzę, ale trudno:-) dziękuje wszystkim za pomoc oraz wsparcie!!! wiem, że są jakieś błędy, ale będzie lepiej, obiecuję

miłego dnia/wieczoru

pragnienie nieba | k. gangnesOnde histórias criam vida. Descubra agora