Rozdział 1

3K 140 23
                                    

Ciemny, mroczny las otaczał go dookoła. Gnał traktem jak burza na czarnym rumaku. Musiał uciec. Wykonał swoje zadanie, dostał zapłatę. Jednak ktoś mógł zacząć zadawać pytania. A tego chciał uniknąć. Musiał dostać się do najbliższej wioski. By ukryć się przed świtem. I odpocząć. Czarny Demon polował tylko nocą. Ona była jego sprzymierzeńcem i towarzyszką. Umiał się w niej ukryć przed wścibskimi oczami.

Nagle usłyszał tętent kopyt. Nie miał zamiaru się ukrywać. Kaptur płaszcza zasłaniał mu twarz, a wiatr nie mógł go zdradzić. Z dala wyczuł tę charakterystyczną woń. Zapach ludzkiej krwi. Po chwili dostrzegł galopującego jeźdźca, który spiął konia i zatrzymał się przed nim. Jeździec odrzucił kaptur, a jasne włosy błysnęły w świetle księżyca.

-Czego chcesz, Ahenie? - zapytał bez wstępów Czarny Demon.

-Podobno by dopaść tę pijawkę, wyrżnąłeś w pień wszystko co się ruszało w promieniu kilometra - zaczął Ahen. Czarny Demon prychnął cicho.

-Chcesz mi prawić kazania, chłopcze? - zapytał z lekkim rozbawieniem.

-Nie-zaczął blondyn. - Wampiry znów atakują, Evanie. Musimy się spieszyć i przed świtem ich dopaść.

-A czy to moja sprawa? Ludzie powinni w końcu nauczyć się radzić sobie sami - powiedział z irytacją. Rodzaj ludzki zawsze był słaby, a ciągłe poleganie na Łowcach sprawiało, że był jeszcze słabszy.

-To oni-szepnął Ahen. Evan drgnął, choć blondyn tego nie dostrzegł. Nagle spiął konia i pognał jak burza, zostawiając Ahena daleko w tyle.

Jedyne czego Evan nienawidził bardziej niż swojego marnego żywota, byli ONI. Ci, którzy niszczyli i zabijali wszystkich na swej drodze. Evan chciał ich już dopaść wiele lat temu... A teraz nadarzała się ku temu niespodziewana okazja. Takim istotom poświęcił całe swoje życie. Zmienił imię, które mu nadano w dniu narodzin. Szybko zyskał przydomek idealnie pasujący do jego mrocznej duszy. Jako Czarny Demon, Evan, zabijał takich jak on sam- wampiry.

Nie robił wyjątków dla nikogo.

Nie znał litości.

To był jego jedyny cel. Dopóki nie wytępi wampirów z tego świata, dopóty będzie żył.

I zabijał.


***


Sioda było mały miastem kupieckim. Leżało na szlaku handlowym. Toteż ludzie tu żyjący utrzymywali się przede wszystkim z handlu. Miasto było położone na planie koła z idealnym rozkładem ulic. Wszędzie było pełno zajazdów i gospód, tak by przejezdni mieli się gdzie zatrzymać. Wampirzy władca słynął z dobroci. Pod warunkiem, że uiszczano Podatek Krwi. W przeciwnym razie wpadał w gniew, co nie kończyło się dobrze. Dla nikogo.

Evan przemierzał puste ulice. Do świtu ludzie nie wyjdą ze swoich domów, by nie narazić się władzy. I by nie kusić Losu. Jedynie w karczmie w podlejszej dzielnicy paliły się światła. Evan właśnie tam skierował swego wierzchowca. Ahen nie próbował go dogonić. Ten ludzki mężczyzna wiedział, że nie ma to sensu. Czarny Demon zajmie się swoimi sprawami sam.

Gdy przekroczył próg karczmy, ucichły wszystkie rozmowy. Evan usiadł w kącie sali, gestem przywołując grubego karczmarza. Nie wiedzieć czemu, karczmarze zawsze byli grubi i prostolinijni. Evan uważał, że zwyczajnie nie chcą komplikować sobie życia, a nieatrakcyjny wygląd zimniejsza możliwość zaatakowania przez wampiry. A krwiopijcy byli estetami w każdym calu. Nie wypiliby krwi kogoś, kto źle wygląda.

Raj Utracony  Tom I ✓Where stories live. Discover now