Rozdział 1 Cisza

27 0 0
                                    

Znów tam jestem

Rất tiếc! Hình ảnh này không tuân theo hướng dẫn nội dung. Để tiếp tục đăng tải, vui lòng xóa hoặc tải lên một hình ảnh khác.

Znów tam jestem. Znów mam sześć lat. Znowu w środku nocy budzi mnie czyjś zbolały jęk,zduszony,przedzierający się przez miękki mrok niczym złamane ostrze. Wstaję ze swojego łóżka,przecieram rączkami zaspane oczy,nagie stopy dotykają zimnych paneli na podłodze. Z salonu dochodzi do mnie ciepłe światło dobrze znanych mi świateł,a gdy zbliżam się zaciekawiona do drzwi znów dobiega mnie ten jęk.Stłumiony,jakby ktoś mówił przez sen. Moja dziecięca ciekawość zwycięża i zakradam się cichutko do pokoju dziennego. Widzę tatę stojącego przy sofie i mamę,która przysiadła na jej brzegu. Kto tak cicho jęczał? Chowam się za rogiem i wsłuchuję się uważnie.

-Nic z tego nie będzie.-tata mówi ze śmiertelną powagą. Mama milczy i pochyla się i wtedy coś dostrzegam. Nie,nie coś,raczej kogoś. Widzę chłopca może niewiele starczego ode mnie. To przerażający widok. Chłopiec leży nieprzytomny w poszarpanych i pokrwawionych ciuchach,jego przeorana przez pazury twarz jest cała mokra od potu,który wycisnęła z niego gorączka. Chłopiec porusza niemrawo ustami i po chwili znów spomiędzy nich wydobywa się zduszony jęk.

-Jego wnętrzności są w rozsypce.-mama mówi czule gładząc włosy chłopca tak jak miała to w zwyczaju robić. Zawsze przeczesywała moje rdzawe włosy w taki sposób jakby chciała mi przekazać całą swoją matczyną miłość w tym jednym prostym geście. Zupełnie tak jakby nie miała w sobie nic prócz tej miłości.

-Nic więcej nie możemy dla niego zrobić.-tata sięga po coś ze stolika kawowego,a gdy dostrzegam błyszczącą w świetle igłę wzdrygam się zaniepokojona. Nigdy nie przepadałam za igłami,lekarzami i szpitalami. Gdy tata nacisnął lekko tłok strzykawki z końcówki igły wyciekła jedna złota kropla.

-Dajmy mu czas do rana,może Bóg pozwoli...

-Hanno...-tata kładzie mamie dłoń na ramieniu przerywając jej błagania.-On umiera w agonii. Dajmy mu odejść w spokoju.

Odejść? Ale co to znaczy?Przecież ten chłopiec jest bardzo chory,nie jest w stanie stanąć o własnych siłach. Gdzie miałby odejść?

Byłam wtedy taka niewinna,tylu rzeczy jeszcze nie wiedziałam.

Nagle mama zakryła twarz dłońmi i zaczęła szlochać. Był to cichy szloch,jakby niezależny od niej. Nigdy dotąd nie widziałam jak płakała. To rozdarło moje serce na pół. Widok płaczącej mamy dla małego dziecka jest najbardziej bolesnym doświadczeniem.

Jednak po krótkiej chwili wstrzymała łzy,otarła szybko twarz tak jakby bała się że ktokolwiek mógłby je zobaczyć i położyła dłoń na policzku poturbowanego dziecka.

-Spokojnie maleńki.-zaczęła czule ze ściśniętym gardłem głaszcząc chłopca po policzku.-Zaraz przestanie boleć,obiecuję.

Serce zaciskało mi się mocniej z każdym jej słowem. Zacisnęłam dłoń przyciskając ją do ust i łzy same spłynęły z moich powiek. Nie wiem dlaczego.Dlaczego tak bardzo bolało mnie w serduszku?

W mroku ciszyNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ