Rozdział 3 Walka

12 0 0
                                    



Woń krwi. Mojej i jego. Mieszają się ze sobą w powietrzu tak obrzydliwie. Obóz mojego nowego stada przypomina małpi gaj. Kilka  małych budynków ukrytych za drewnianą balustradą,a nad nimi gąszcz linowych mostów prowadzących do posterunków rozstawionych w całym lesie. Kiedy dotarliśmy na miejsce był późny ranek,słońce świeciło wysoko,a mimo to cały las pogrążony był w zimnym pół mroku. Nawet za dnia w obozie paliły się pochodnie ustawione wzdłuż muru. Jednak Harry miał rację. Same samce. A w każdym z nich tkwiła jakaś martwa materia pozbawiająca ich uśmiechu i pogody ducha. Aż czuło się ten smutek i przygnębienie w powietrzu.

Kiedy tylko Harry wyszedł przywołał do siebie jednego ze swoich podwładnych i kazał mu zabrać ciało wciąż nieprzytomnego wilka.Ten zabrał się do pracy bez zbędnych pytań.

-Pokażę wam wasz dom.-mówi do nas gdy opuszczamy vana.

-A co z Delią? Jest ranna.-Lucy mówi zatroskana.

-W domu opatrzy ją Sara.-król stada uśmiecha się do niej ciepło. Zabiera nasze walizki i prowadzi nas wydeptanymi ścieżkami pomiędzy budynkami do jednego małego domku schowanego w kącie obozowiska.Przez całą drogę napotykam na zaciekawione i nieufne spojrzenia mężczyzn,którzy zatrzymują się,by się nam przyjrzeć. U niektórych słyszę przyspieszony oddech jakby obawiali się co może przynieść nasza obecność,ale kiedy znikamy z ich pola widzenia ruszają dalej w swoją stronę.

Wnętrze naszego nowego domu jest wyjątkowo puste i smutne,staromodnie urządzone ale zadbane. W dużym oliwkowym fotelu w salonie dostrzegam skuloną śpiącą postać. To stara kobieta,jej całkowicie siwe włosy opadają wokół chudej twarzy o karmelowej skórze. Kiedy jednak wchodzimy do środka otwiera oczy. W jej spojrzeniu mądrych oczu dostrzegam troskę i zmartwienie.

-Witaj matko,wróciliśmy.-Harry klęka przed kobietą i ujmuje jej pomarszczone dłonie w swoje.

-Dobrze,mój synu. Ale...-kobieta mówi zachrypniętym,starczym głosem.-Przywieźliście ze sobą nieplanowanego gościa.

Skąd ona to wiedziała? Stare koty tracą swój węch i dobry wzrok,więc nie powinna wyczuć smrodu tego rannego psa.

Kiedy Harry jest już gotowy zdać swej matce całą relację z naszej podróży staruszka wbija we mnie swoje mądre oczy. Patrzy na mnie tak wymownie jakby chciała mi coś przekazać.

-Przynieś mi apteczkę,synu.-uwalnia dłonie z uścisku rąk Harrego i wskazuje jedną z nich na kuchnie. Jej palce drżą. Jest naprawdę wiekowa,ale widać również że bardzo silna. Mężczyzna rusza posłusznie we wskazanym kierunku i jestem zadziwiona jak wielkim szacunkiem i miłością obdarza swoją matkę. Nawet samemu będąc już mężczyzną w podeszłym wieku ona zawsze będzie jego matką.Troszczy się o nią i korzysta z jej mądrości. To godne pochwały i szacunku.

-A ty podejdź do mnie,dziecko.-gdy Harry znika za rogiem kuchni wskazuje na mnie. Klękam więc obok niej. Najpierw staruszka ogląda spokojnie moją zasklepioną już,ale zabrudzoną od piasku ranę,apotem powraca do mojej twarzy spojrzeniem swoich czekoladowych,wyblakłych już nieco,oczu.

-To co zrobiłaś jest chwalebne,moja droga.-zaczyna uważnie dobierając słowa.-Tkwi w tobie wielka potęga i siła twoich przodków,ale jeśli nie przekujesz tego potencjału w ogniu nauki on przyniesie jedynie ból i cierpienie twoim bliskim.

Wsłuchiwałam się w jej słowa z powagą i ogromną uwagą. I w głębi serca czuję,że Sara ma rację. Że nic mi po mojej sile i zapalczywości,jeśli jej właściwie nie ukierunkowuję. Zerknęłam na Lucy,która stała tak jak stała kompletnie nic nie pojmując.Uśmiechnęłam się do niej. Będę się szkolić,dla niej. Aż zostanę pełnoprawną łowczynią godną miana córki króla kociego rodu,a kiedy tak się stanie wrócę i sprawię,że mój ojciec będzie ze mnie dumny.

W mroku ciszyМесто, где живут истории. Откройте их для себя