Rozdział 4 Wyzwania

9 0 0
                                    

Znów ten cholerny koszmar. Ten sam,co zawsze. Umierający chłopiec. To bardziej wspomnienie niż sen.  Ale kiedy zasnęłam?

Natychmiast unoszę powieki. Jestem w pokoju w nowym obozie. Za oknem przez wieczorny mrok przedziera się mętny blask palących się pochodzi. Nie wiem jak się tu znalazłam. Co się dziś działo? W mojej głowie majaczą niewyraźne przebłyski poprzednich godzin. Pamiętam nieprzytomnego chłopaka i niekończącą się tułaczkę po lesie,ale co się stało gdy dotarłam do obozu? Byłam tak zmęczona,że nie wiele pamiętam.

Szybko zbiegam na dół. Widzę Lucy leżącą na maleńkiej sofie. Kiedy mnie widzi podnosi się gwałtownie i wpada w moje ramiona.

-O Boże tak się bałam!-szlocha w moje ramię.

-Już wszystko dobrze.-gładzę jej plecy i pozwalam jej się wypłakać.

-Kiedy Harry dowiedział się,że poszłaś sama do lasu był na ciebie taki wściekły!-Lucy odsuwa się by na mnie spojrzeć.-Bałam się,że coś ci się stanie,błagałam go by wysłał kogoś za tobą,gdy długo nie wracałaś.

-A co z chłopakiem?-nagłe pytanie wyrywa się z moich ust. Jakby moje ciało działało poza moją wolą.

-Leży w pokoju na górze,Sara jest przy nim.-odpowiada.-To kolejny wilczy.-dodaje cicho. W jej głosie wyczułam tą nutę niepewności. Czułam to samo. Mówiono nam,że wilkołaków nie ma już na świecie,a skoro tak skąd wzięła się ta dwójka? I czemu akurat teraz? W tym momencie naszego życia,gdy wszystko się zmienia?

-A co z tym drugim?-pytam z niechęcią,mając cichą nadzieję,że nie przeżył tego dnia.

-Nadal się nie wybudził.-moja siostra wzrusza ramionami bezradnie.

-A ty? Jadłaś coś? Pewnie jesteś zmęczona.-kładę dłonie na jej ramionach i przyglądam jej się czule.

-Znalazłam w lodówce jajka i usmażyłam sobie naleśniki.-uśmiecha się do mnie pogodnie.-Były pyszne.

-Cieszę się.-odpowiadam jej uśmiechem i przytulam mocno do siebie.-Poznałaś już nasze stado?

-Nie,a ty?

-Tak,wartowników. Gabe wydaje się być całkiem sympatyczny,może pójdziesz z nim porozmawiać?-zaproponowałam. Nie chciałam by Lucy siedziała zamknięta w tym domu i wciąż się zamartwiała. Musiała być sobą,jeśli nie jej światło nie wytrzymam tutaj długo.

-Gabe? Ten pulchny chłopak? Przynieśli cię nieprzytomną wraz z Sebastianem i Tomem.

-Nieprzytomną?-spytałam starając sobie przypomnieć cokolwiek z mojego powrotu z lasu.

-Byłaś taka wycieńczona,że padłaś od razu gdy zabrano od ciebie wilka. Do tego momentu wciąż stałaś na nogach.

Musiałam. Obiecałam sobie i jemu,że razem wrócimy do obozu.

-Ale już wszystko dobrze. Idź do wartoników,myślę że szybko zaprzyjaźnisz się z Gabe'em.

-Tak myślisz?-na twarzy Lucy pojawił się szeroki uśmiech.

-Pewnie,biegnij.-zachęciłam ją,a ona zachichotała jak miała w zwyczaju i wybiegła z domu.

Wreszcie byłam sama. Musiałam go zobaczyć,upewnić się,że jest bezpieczny i nic mu nie jest. Wciąż nie rozumiałam tego co czułam,choć wiedziałam,że powinnam czuć inaczej. Jednak ten uśmiech,ten błagalny ton gdy posyłał szeptem ku mnie prośbę sprawił,że chciałam by był bezpieczny. Nie ważne czy był wilkiem,kotem,czy człowiekiem.

Znalazłam go w jednym z pokoi na poddaszu. Sara drzemała na krześle pod oknem. On leżał na tym wąskim łóżku z wilgotnym ręcznikiem na czole,w czystych ciuchach. Jego tętno,rytm bicia serca,oddech i temperatura ciała wracały już do normy. Usiadłam na brzegu łóżka wpatrując się w niego. Jest taki spokojny. W niczym nie przypomina tego potwora,który zaatakował Lucy,ani bestii z opowieści przekazywanych mi,gdy byłam dzieckiem. Mówiono mi,że od wieków koty prowadziły z wilczymi wojny,których początków nikt nie pamięta. Były to głównie wojny o terytorium,a także o istnienie. Rody wykańczały siebie nawzajem w niezrozumiałej nienawiści tocząc ze sobą krwawe bitwy obfitujące tylko w ofiary i cierpienie. Ale on? Kto tak spokojny jak on mógłby kogokolwiek skrzywdzić?

W mroku ciszyWhere stories live. Discover now