Rozdział 5 Próba

7 1 0
                                    


W obozie zostali już tylko wartownicy trzymający nocną wartę. Doskonale. Oboje będziemy czuli się bardziej swobodnie i pewnie. Wyszliśmy z domu. Aleks trzymał się bardzo blisko mnie. Jest wilkiem. W obozie kotów. Nie mogłam mu mieć tego za złe. Mimo jednak swojej niepewności podziwiał nasz obóz,spoglądał ku górze gdzie paliły się pochodnie,ale ani na chwilę nie tracił czujności.

-Rozmawiałam przed chwilą z naszym królem.-mówię spokojnie.-Kazał mi się tobą opiekować.

-Kazał ci?-zadał mi pytanie jakby ze smutkiem,ale skąd on się u niego wziął tak nagle?

-Wiesz,od pokoleń nie widzieliśmy żadnego wilka.-wzdycham lekko chcąc brzmieć na rozluźnioną,chociaż moje zmysły pracowały na najwyższych obrotach.-Dlatego wszyscy jesteśmy...trochę skołowani waszym pojawieniem się.

-Naszym? Czy...-Aleks przystanął nagle i chwycił mnie mocno za ramiona.-Czy w obozie jest jeszcze jakiś wilk?

-On jest inny.-najeżyłam się.

-Dlaczego jest inny?

-Bo jest potworem.

-Dlaczego?

-Nie jest taki jak ty.

-Ale dlaczego?

Powtarzał to pytanie bez względu na odpowiedzi jakich mu udzielałam. W końcu się poddałam i powiedziałam jedyną rzecz jaka przyszła mi na myśl.

-Bo ciebie nie próbowałam zabić.-mówię cicho,spoglądając na jego twarz spod przymkniętych powiek. Kiedy tak patrzyłam na twarz tego młodego wilka skąpaną w półmroku przypomniała mi się Lucy. Tak samo nic nie rozumiał,jak dziecko we mgle. I tak samo jak ona potrzebował mojej ochrony. Tylko dlaczego mnie nikt nigdy nie ochraniał? Nawet matka. Kazała mi zmagać się z przeciwnościami losu jakby to były przeszkody w zawodach sportowych. Nawet kiedy wracałam do niej z płaczem ona zawsze powtarzała że nigdy nie mogę się poddać. I tak to ja musiałam sobie dawać radę,ja musiałam dbać o innych. Ja musiałam zagryzać zęby i iść przed siebie bez względu na to jak wielkie straty poniosłam.

Pokazałam Aleksowi główne budynki po czym skierowaliśmy się z powrotem do domu.

-Od kiedy tu jesteś Delio?-spytał gdy już staliśmy przed wejściem. Pierwszy raz wypowiedział moje imię,aż poczułam przyjemne ciepło w sercu.

-Od dzisiaj,jak ty.-puściłam do niego oko.-Także nie przejmuj się,nie tylko ty nikogo tu nie znasz.

I uśmiechnął się. Tak po prostu,z taką lekkością i ulgą. Ani razu się do mnie nie uśmiechnął. Cały czas był taki poważny i smutny. Jednak móc zobaczyć ten uśmiech było dla mnie wystarczającą nagrodą,chociaż na żadną nie liczyłam. Nie mogłam również się nie uśmiechnąć. Staliśmy tak patrząc na siebie w milczeniu,pogrążeni we własnych myślach.

-Dziękuję.-mówi i odchodzi. Tylko tyle. Chciałam słyszeć więcej słów wychodzących z jego ust,słyszeć jego głos. To uczucie było wprost nie do wytrzymania. Westchnęłam ciężko i wróciłam do swojego pokoju. Musiałam wypocząć. Jutro miał się rozpocząć mój pierwszy trening. Z samego ranka...

-Spóźniłaś się.-złowrogi głos Maximusa zbudził mnie ze snu jak kubeł zimnej wody. Natychmiast otwieram powieki i zrywam się stając na baczność. Zaraz,czemu ten koleś jest w moim pokoju? Opuszczam wzrok na swoje ciuchy. Jestem w samym podkoszulku i majtkach! Natychmiast na moich policzkach pojawiają się rumieńce zawstydzenia,mimo to staram się nie zwracać na nie uwagi.

-Wybacz.-mówię twardo. Mężczyzna wbija we mnie lodowate spojrzenie,lecz przez moment wydaje mi się,że spostrzegam w jego oczach nieokreślony błysk.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 23, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

W mroku ciszyWhere stories live. Discover now