Odwiedziny

293 38 8
                                    


Od tamtego zdarzenia minęły trzy dni. Dla Iruki były to niemiłosiernie długie dni. Czuł się coraz gorzej chociaż powinno być inaczej. Prawie przez cały czas go mdliło. Zwłaszcza na zapach szpitalnego jedzenia. Do tego jeszcze te koszmary. Wciąż mu się na zmianę śnił wężowaty i Kakashi. Przenikał go nieznany chłód. Już nie pamiętał nawet, kiedy się czuł aż tak źle. Do tego nie miał sił nawet żeby wstać do toalety. A wokół nikt nie chciał mu pomóc.

Znów ktoś wszedł do pokoju. Odsłonił okno. Otworzył jedną część, by wpadło trochę świeżego powietrza, ale żeby nie wiało na śpiącego. Iruka otworzył zmęczone oczy.

- Obudziłeś się wreszcie, śpiochu?- usłyszał znajomy, męski głos.

- Asuma-san?- zapytał przecierając oczy.

- No ja. Pewnie wolałbyś Kakashi'ego?

- Co z nim? Nikt nie chce mi nic powiedzieć. W ogóle nie chcą ze mną rozmawiać.

- Żyje. Jest jeszcze bardzo słaby, ale wyjdzie z tego.

- Pytał o mnie? Mówił coś?

- Nie...

Iruka zmarkotniał. Nabierał pewności, że Kakashi się na niego obraził za tą akcję. Odwrócił głowę. Nie ma więc sensu walczyć. Czekać na niego. Postanowił poddać się tej niszczącej go od środka sile. Coś ewidentnie rozpełzało się po jego wnętrzu chcąc go zniszczyć.

- Hej, co to za smutna mina? Uratowałeś go. Przeżył tylko dzięki tobie.

Brunet poruszył ustami chcąc coś wiedzieć, ale znów poczuł mdłości.

- Co się dzieje? Strasznie zbladłeś.

- To nic. Zaraz...przejdzie.

- Jak to nic? Przecież widzę. Boli cię coś? Wezwać lekarza?

- Nie trzeba. Tylko mi się trochę niedobrze zrobiło.

- Strasznie marnie wyglądasz. Coś ukrywasz przede mną i przed lekarzami. Ktoś z odwodnieniem i jedną raną nie wyglądałby aż tak źle po trzech dniach pobytu w szpitalu!

- Nikt mnie nie słucha, no. Opowiedz mi lepiej co tam u mojego głupka i u dzieciaków.

- Iruka?- zapytał podejrzliwie.

Był zaniepokojony i zdziwiony. Coś było z nim ewidentnie nie tak. Sam z siebie nigdy by nie powiedział czegoś takiego. Gada zupełnie tak jakby pytał o swoją rodzinę. Męża i dzieci. Przecież on nie ma dzieci? O które więc dzieciaki mu chodzi? Co się z nim dzieje?

Dotknął jego czoła. Było rozpalone. No tak. Gorączka, zwłaszcza tak wysoka potrafi odebrać ludziom logiczne myślenie. Majaczył.

- Masz straszną gorączkę. Idę po lekarza.

- Zostań. Proszę. Nie chcę znów być sam.- wymamrotał niezbyt przytomnie.

Asuma usiadł i położyl mu dłoń na głowie. Poczekał aż Iruka odpłynie. Wstał i wyszedł z sali. Wrócił po dłuższej chwili z lekarzem, którego udało mu się znaleźć po długich poszukiwaniach. Podeszli do łóżka, na którym spał niespokojny i widocznie rozgorączkowany Iruka.

- No niech doktor spojrzy. Przecież to nawet tak widać, że biedak ma straszną gorączkę. A od samego rana jak tu przyszedłem to żywej duszy przy nim nie było. Nikt się nie zainteresował. Przecież pracuje tu tyle pielęgniarek.

- Dobrze, że przyszedł pan z tym do mnie. Już się nim zajmę. I podejmę odpowiednie kroki, w celu poprawienia tej przykrej sytuacji.- powiedział lekarz wystudiowanym głosem wypraszając Asumę z pokoju.

Wielkolud niezbyt zachwycony, ale opuścił pomieszczenie i usiadł na krzesełku przed.

Po chwili z sali wyszedł lekarz i widocznie gdzieś mu się nagle śpieszno zrobiło.

- I co z nim doktorze?

- A pan kim jest dla pacjenta?

- Starszym bratem?

- Skoro tak, to rodzinie mogę powiedzieć. Stan pana Umino jest stabilny, chociaż te nagłe napady gorączki i mdłości są niepokojące. Będziemy musieli zrobić dodatkowe badania. Po krótkiej rozmowie z pacjentem sądzę, że może cierpieć na Depresję Pourazową. To dość powszechna przypadłość ninja jego rangi. Umówię mu wizytę z naszą specjalistką w tej dziedzinie. Proszę się nie martwić. Do końca tygodnia powinien już być w stanie stanąć na nogach o własnych siłach.

- Dziękuję, doktorze.

- Do widzenia, panu. Proszę wspierać brata. On tego teraz może bardzo potrzebować.

- Oczywiście, doktorze.- odpowiedział już w sumie do pleców lekarza.

Wszedł znów do pokoju i usiadł na krześle obok łóżka śpiącego. Wciąż był niespokojny a lekko rozchylone wargi całkiem spierzchnięte. Nie bardzo miał pomysł, co jeszcze z tym chodzącym nieszczęściem mógłby zrobić, by szybciej postawić go na nogi. 

Śmiertelna PieczęćWhere stories live. Discover now