ROZDZIAŁ III - KARCZMA

15 0 0
                                    

- Co macie dzisiaj dobrego, gospodarzu? - zapytał Falibor.
- A, dzisiaj, mości panie, mamy na kolację wyśmienitego dzika marynowanego w trawie żubrowej! Być może upolowałeś kiedyś smaczniejsze mięsko, lecz zapewniam, że to nie ma czego się powstydzić. Żona specjalnie dla pana użyła naszych najlepszych przypraw, prosto z Clamor!
- Z Clamor, powiadasz? - łowca uniósł brwi - Zaiste, mają tam przednie przyprawy. Co prawda nigdy tam nie byłem, lecz dane mi było kilka razy skosztować dań, których smak doskonale uzupełniał clamorski ostryż oraz zioła - odparł łowca.
- Próbował pan takich przypraw? - zdziwił się gospodarz.
- A jakże! Bo widzi pan...Jak wielmożny karczmarz się nazywa?
- Absalon.
- Nie będziesz miał nic przeciwko jeśli przejdziemy na „ty"?
- Oczywiście, jeśli również ty mi wyjawisz swoje imię- gospodarz oparł się łokciem o blat stołu.
- Zwą mnie Faliborem.
- Nie może być! - wykrzyknął-To ten sam Falibor, wielki łowca, który ubił tego gigantycznego wilka niecały miesiąc temu w lesie na granicy z Ren?!
- W rzeczy samej, gospodarzu. - odparł z lekkim uśmiechem.
- No ale opowiadaj, gdzieżeś próbował tych przypraw, bom ciekaw.
- No więc kontynuuję. Widzisz, Absalonie, chociaż ostatnio narzekam na brak zleceń, jeszcze niedawno byłem zapraszany na uczty w zamkach, podczas których kosztowałem różnych specjałów, w czasie, gdy hrabiowie kłócili się, kto miał mnie wynająć jako pierwszy. A to jakiś półwilkołak nęka pobliskie miejscowości, tu, wspomniany przez ciebie wilk porywa co większe zwierzęta...
- Wybacz, Faliborze, ale czy z takimi problemami nie mogą uporać się rycerze lub zwyczajni myśliwi? Przecież chyba po to są ich profesje.
- Trafna uwaga, lecz pomyśl, na jednego półwiklołaka potrzeba około pięciu dorosłych mężczyzn i przynajmniej jednego tropiciela. Standardowo w zamku mieszka około stu do stu pięćdziesięciu rycerzy, którzy muszą patrolować duży teren. Leśniczych w okolicy jest w najlepszym wypadku około dziesięciu i przeważnie nie są to tropiciele zdolni do przechytrzenia groźnych potworów. Pomyśl, co by było, gdyby połowa zamku wyjechała szukać zwierząt i stworów, zostawiając innych bez zabezpieczenia przed przestępcami lub nawet napaścią?
- Racja.
W tym momencie do pary rozmówców podeszła dziewczyna, na oko szesnastoletnia.
- Dzik niedługo będzie gotowy- oznajmiła.
- Dobrze-odrzekł gospodarz- przed podaniem chciałbym natomiast zadać jeszcze kilka pytań...
- Pytaj, ostatnio nie miałem zbyt wielu okazji do rozmowy.
- Czymże jest ów półwilkołak? Słyszałem o wilkołakach, ale o takich stworach jeszcze nie.
- Zaiste, to ciekawy stwór. Choć przerażający. Nie tylko ze względu na swoją posturę czy też niebezpieczeństwo jakie stwarza. Wiesz w jaki sposób powstają wilkołaki?
- To wie każde dziecko. Gdy inny wilkołak ugryzie mężczyznę podczas pełni księżyca, ten, również podczas każdej pełni, zamienia się w owe monstrum i wyrusza na krwawą nocną rzeź, by następnego dnia zbudzić się rano i nic nie pamiętać.
- Tak jest, zaiste. Więc wyobraź sobie, że ów wilkołak nie jest tą samą osobą. Nie chodzi mi o to, że ten człowiek zmienia się w zwierzę. To budzi się ukryty w nim wilk, którego duch został zaszczepiony podczas ugryzienia. A co jeśli zwierzęce instynkty zaczną powoli przenikać od umysłu biedaka, coraz bardziej go wynaturzając? Wtedy taki człowiek staje się kimś więcej niż zwykłym wilkołakiem, zaczyna być bardzo agresywny w stosunku do każdego, wyostrza mu się węch, wzrok i słuch, , uszy stają się szpiczaste, paznokcie gniją i wypadają, a na ich miejsce wyrastają pazury... Jednocześnie zanikają u niego ludzkie odruchy i uczucia, takie jak empatia, litość, miłość... Wielu wydaje się, że półwikołaki są mniej niebezpieczne od zwyczajnych. A jest zgoła inaczej...- westchnął Falibor.
- Od twojej opowieści włosy się jeżą na głowie, łowco ...- wzdrygnął się karczmarz. – To muszą być naprawdę straszne poczwary... Ale skoro te półwilkołaki są takie niebezpieczne, to czemu polujecie na nich w pojedynkę?
- Nie wszyscy. Większość pracuje w grupkach po kilka osób. Nieliczni natomiast potrafią ubić taką bestię samodzielnie. I ja się zaliczam do nich.
- Ciekaw jestem w jaki sposób to robisz, mości łowco.
- To niech pozostanie moją tajemnicą. Klan łowców niechętnie dzieli się swoimi sekretami. –uśmiechnął się tajemniczo Falibor.
- Dzik jest już gotowy!- oznajmiła żona karczmarza.

__________________________________________________

Gospoda była schludna, zadbana. Zaraz po przekroczeniu progu uderzał w nozdrza zapach pieczonego mięsa, wymieszany z lekką wonią kurzu i piwa. Ale przede wszystkim piwa. Pociemniałe stoły widziały z pewnością lepsze czasy, lecz wciąż bardzo dobrze się trzymały. Zaiste, dzik był wyśmienity, ale Falibor nie zwracał na to dużej uwagi. Cały czas zastanawiał się, skąd Absalon mógł zdobyć takie przyprawy. W końcu stwierdził, że musiał po prostu dać łapówkę jakiemuś przewoźnikowi. Sporą łapówkę, jak mniemał. Za nielegalny handel takim towarem wymierzano w Vindrii ogromne kary.
- Tylko czego dał je akurat dla mnie? - zastanawiał się.
W tym momencie otworzyły się drzwi karczmy. Gorące powietrze wymieszało się z napływającym z zewnątrz nocnym chłodem. W progu stanęli dwaj mężczyźni-niscy, smukli, z wyrzeźbionymi mięśniami nóg.
- Jeźdźcy. - pomyślał Falibor.-Pewnie posłańcy. Ale ich stroje na to nie wskazują...
- Podeszli do lady. Jeden z nich powiedział coś do Absalona. Ten, kiwając głową, wskazał im stół, przy którym siedział łowca. Natychmiast skierowali ku niemu swe kroki.
- Czy jesteś łowcą Faliborem?
- Być może. A jak wy się zwiecie, mości panowie? - odpowiedział nie przerywając posiłku.
- Nazywam się Eponer, a oto mój brat- Eponair. Przybywamy z wioski Praecelty z poselstwem. Przynosimy ofertę od naszego sołtysa. Jego syn został porwany przez jakąś bestię, która już od dwóch tygodni coraz bardziej naprzykrza się mieszkańcom.
- Straszna bestyja mości łowco!-wtrącił głośno Eponair-Wysoki jak cztery chłopy, diabelsko silne. Słyszałem, że ma trzy głowy, z czego każda bardziej okropna od poprzedniej! I do tego cała obrośnięta futrem...
- Skąd masz takie inforamcje? - zapytał Falibor.
- Ano tak słyszałem od bab... - opuścił głowę Eponair.
- Czyli plotki. I to babskie. Najgorsze źródło informacji ze wszystkich możliwych. Wiejskie baby nawet opowieść o szczurze w gospodzie potrafiłyby wyolbrzymić do wszechobecnej plagi ogromnych gryzoni nękających całe hrabstwo... -odparł łowca-Cóż, ile dajecie za takie zlecenie?
- Dwieście wekarów.
- Zobaczę, co da się zrobić.-odparł łowca beznamiętnie.
„Dwieście wekarów! Ha! Za taka sumę to ja będę mógł balować przez kolejny miesiąc!"- pomyślał.
- Mamy również powtórzyć, że jeśli syn nie będzie w jednym kawałku po ubiciu poczwary, zapłata będzie wynosić pięćdziesiąt wekarów.
Jednak sprawa nie będzie taka prosta... Skrzywił się w myślach. Raczej nieopłacalne ryzyko.
- Panie, proszę!- to mój przyjaciel! - krzyknął błagalnie Eponair.
- Muszę się najpierw przygotować. Postaram się niedługo wyruszyć do waszej wioski.
- Ale to sprawa niecierpiąca zwłoki! - nalegał posłaniec.
- Muszę się przygotować. - powtórzył Falibor, wziąwszy kęs dziczyzny.
- Żrąc mięso i żłopiąc piwo! Patrzcie go, wielki psia jego mać, łowca przygotowuje się! On tam cierpi katusze, a ty siedzisz tu, żresz dziczyznę i gadasz z nami jak z kumplami przy piwie! - zakrzyknął Eponair - My tu z poselstwem jesteśmy!
- Uspokój się. Jesteś ze wsi, to może tłumaczyć takie zachowanie. Ale nigdy, przenigdy nie mów tak do nikogo ważniejszego od ciebie. - Falibor stopniowo ściszał głos, powodując, że Eponair musiał wytężyć słuch, aby go usłyszeć, a głosy w karczmie powoli ucichały, gdyż każdy był teraz zaciekawiony tą rozmową. Będą mieli o czym gadać przez najbliższe dni.
- Chodźmy do mojego pokoju, lepiej dokończyć tą rozmowę na osobności.
Po godzinie zadowoleni posłańcy wyszli z karczmy.
- Mówiłem, że to jest gość? Jakbyś na niego z mordą nie skakał to byśmy to od razu pozałatwywali.
- Lepiej jakby wyjechał od razu z nami. Ja bym tam mu z tymi jego pierdołami się uporać pomógł. Tu chodzi o życie Awardwena! Ty nie przyjaźniłeś się z nim od szczeniaka!
- Daj spokój, to profer..prosef...prosefjonalista jest. Jak mówi, że potrzebuje tyle czasu, to tyle potrzebuje.
- Pewnie masz rację. Jedźmy lepiej do domu. Łowca na pewno już zbiera się do roboty.
Łowca resztę spędził na tańczeniu, słuchaniu rubasznych dowcipów i piosenek minstrela i piciu. Następnego dnia rano zjadł śniadanie, zapakował swoje rzeczy to tobołków i wyruszył do Praecelty.

Zajęło mu to dwie godziny.

Dwa światy Where stories live. Discover now