Rozdział XII

5.7K 608 345
                                    

W momencie kiedy Keith otworzył oczy, nie był jeszcze na tyle świadomy i przebudzony, aby zacząć żałować wczorajszego wieczora. Zrzucił więc z siebie kołdrę, postawił stopy na drewnianej podłodze i zlustrował powoli pokój. Był sam, sąsiednie łóżka dziewczyn były puste. Sięgnął po telefon; kilka minut temu wybiła jedenasta.

Chłopak przeciągnął się lekko, przetarł zaspane oczy i dokładnie w tym momencie do jego głowy napłynęły wszystkie wspomnienia z minionej nocy.

- O nie - jęknął, po czym w trybie natychmiastowym zakopał się z powrotem pod kołdrę.

Przez krótką chwilę miał szczerą nadzieję, że nie są to jego rzeczywiste wspomnienia, tylko urywki wyjątkowo kiepskiego snu. Ale niestety. Wczorajszy wieczór i noc naprawdę miały miejsce, a minimalna dawka alkoholu otępiła jego umysł na tyle, że powiedział Lance'owi rzecz, której bynajmniej nie zamierzał mu mówić jeszcze przez bardzo długi czas. A może nawet i nigdy.

Naprawdę nie miał pojęcia, co go do tego podkusiło. Siedzieli w milczeniu na dworze, dookoła było cicho i spokojnie, dawało się słyszeć jedynie kojące dźwięki nocnego lasu. I nagle to powiedział, tak po prostu.

Część jego osoby chciała to z siebie zwyczajnie wyrzucić, chciała aby Lance się dowiedział. Dlatego, że powinien wiedzieć skoro starają się wrócić do tego co było i nie mieć przed sobą żadnych tajemnic? A może po prostu zależało mu na zobaczeniu reakcji szatyna?

Początkowo wydała mu się ona koszmarna, gdy Latynos zaczął się upierać, że Keith przecież nie może być gejem, tak jak w tych okropnych, chorych sytuacjach, gdzie rodzice wmawiają swojemu dziecku „nie jesteś homoseksualistą, tylko ci się wydaje, przejdzie ci i będziesz żałował tego całego przedstawienia". Od przyjaciela oczekiwał innej reakcji.

Jednak gdy pierwszy szok przeszedł, Lance szybko się zreflektował i kiedy zaczął przepraszać, zapewniać, że to w porządku i między nimi nic się nie zmieni, Keith poczuł jak kamień spada mu z serca. Miał nadzieję, że chłopak naprawdę mówił szczerze i dalej będą mogli ze sobą normalnie rozmawiać i spędzać czas. Czarnowłosy naprawdę nie chciał, aby było między nimi niezręcznie, chociaż miał świadomość, że to pod pewnym względem nieuniknione, przynajmniej dopóki Lance na dobre nie oswoi się z tą myślą. Nic nie da się na to poradzić, Keith palnął to bez większego namysłu i musiał się teraz liczyć z konsekwencjami.

W całym tym bagnie starał się znaleźć jakieś plusy i jedyne do czego doszedł, to fakt, że szczerość rzeczywiście była dobrą rzeczą i umacniała przyjaźnie. No, przynajmniej teoretycznie.

Keith przesłonił twarz dłońmi i wciąż leżąc na łóżku, zaśmiał się gorzko.

Boże, szczerość? Jaka znowu szczerość. Co jak co, ale Keithowi było do niej raczej daleko.

Kiedy zobaczył przestraszoną twarz Lance'a, trochę spanikował. Szatyn wyraźnie bił się z myślami; był blady, trzęsły mu się ręce i głos, chociaż wyraźnie starał się tego po sobie nie pokazywać. Czarnowłosy próbował to zrozumieć, w końcu taka informacja miała prawo być dla niego szokiem. Dlatego uznał też, że powinien jasno i wyraźnie zaznaczyć, że postrzega Lance'a tylko i wyłącznie jako przyjaciela, aby chłopak nie czuł się przy nim niezręcznie. Powtarzał mu, że nie jest nim zainteresowany w ten sposób i kiedy szatyn zaczął w końcu się śmiać i żartować, Keith uznał to za dobry znak i trochę odetchnął.

Gorzej, że wypowiedziane przez niego słowa nie były do końca prawdą.

Skłamałby, gdyby powiedział, że nigdy nie myślał o Lancie poza granicami przyjaźni. Że nie wyobrażał sobie „a co, gdyby...?"

Sincerity |Klance|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz