Epilog

7.1K 737 424
                                    


- Dlaczego tu jest tak gorąco? - narzekał Lance.

Obydwaj z Keithem znajdowali się teraz na dworcu, czekając na pociąg, który zabierze ich do domu.

- Może dlatego, że mamy końcówkę sierpnia, a my stoimy na pełnym słońcu? - odparł Keith.

Miał na sobie czarny luźny podkoszulek i szorty, na prawym ramieniu zawiesił podróżny plecak. To był jego jedyny bagaż, podobnie jak u Lance'a. Resztę zabrali jego rodzice, gdy przyjechali zobaczyć kilka dni temu, jak czuje się ich syn po przebudzeniu.

- Przysięgam, jeśli ten pociąg nie zjawi się punktualnie, spłonę tu żywcem - oznajmił Lance.

Czarnowłosy spojrzał na niego ostrzegawczo.

- Jeszcze jeden żart o płonięciu żywcem, a obiecuję ci, że-

- No już, już. - Szatyn nie dał mu dokończyć. Zbliżył się i objął chłopaka ramieniem. - To nie było celowe.

- Przestań się do mnie kleić w taki upał! - fuknął. - I wiem, że ten tekst był celowy.

Keith miał racje, to było celowe. Przez ostatnie dni Lance'a wyjątkowo trzymały się kiepskie żarciki związane z ogniem, czy paleniem się. Być może to był jego sposób na odstresowanie się i poradzenie sobie z tym, co przeszli. Powiedzieć, że miał traumę było mocno wyolbrzymionym stwierdzeniem, ale cała ta sprawa z pożarem z pewnością mimo wszystko się na nim jakoś odbiła. Jakby na to nie patrzeć, znalazł się niesamowicie blisko śmierci i tylko wyjątkowe szczęście oraz silne płuca sprawiły, że przetrwał to wszystko i pozostał na tym świecie.

Od dnia, w którym się wybudził minął już tydzień. Spędził ten czas w szpitalu, ponieważ lekarz zarządził, aby pozostał tam jeszcze jakiś czas na obserwacji. I chociaż ciężko było mu wyleżeć wszystkie te godziny w niewygodnym łóżku z wykrochmaloną pościelą, zdecydowanie się nie nudził. Keith dostał pozwolenie, aby zostać jeszcze na jakiś czas w obozie, więc spędzał tam noce, a dniami przesiadywał z Lancem w szpitalu, rozmawiając z nim i oglądając nudnawe seriale na laptopie. Jego towarzystwo i bliskość były wszystkim, czego szatyn potrzebował.

Oprócz tego odwiedzali go przyjaciele, którzy także zostali na jeszcze kilka dni w obozie i rozjechali się do domów dopiero przedwczoraj.

W międzyczasie wyjaśniła się też sprawa z podpaleniem, a dokładniej mówiąc, policja znalazła wystarczające dowody, aby obciążyć za całą sytuację braci Troya. Głównymi z nich były skrawki ubrań i naskórka, a nawet śladowe ilości krwi na drucianym ogrodzeniu. Któryś z nich musiał zahaczyć o ostry, nierówno przecięty metal i się zranić. Tak czy inaczej Lance czuł spokój na duchu i satysfakcję, wiedząc, że chłopacy zostaną odpowiednio ukarani.

Dzień po przebudzeniu przyjechali także rodzice i rodzeństwo Lance'a. Po tym jak jego mama już się wypłakała, a chłopak przytulił ją odpowiednią ilość razy, zapewniając, że wszystko jest w porządku, oznajmiła mu, że przyjadą po niego, kiedy zostanie już wypisany ze szpitala. Szatyn powiedział jej wtedy, że nie ma takiej potrzeby, ponieważ chce wrócić z Keithem pociągiem. To był chyba moment, w którym jego mama zrozumiała, że coś jest na rzeczy, ponieważ uśmiechnęła się lekko zaskoczona i zmierzyła czarnowłosego wzrokiem od stóp do głów (wcześniej, kiedy go już rozpoznała, przyduszała go oczywiście kilka minut w uścisku).

Latynos domyślał się, że po powrocie do domu czeka go długa i zapewne dość niezręczna rozmowa na ten temat, ale w gruncie rzeczy był na nią całkiem gotowy. Wcześniej prawdopodobnie oblałby go zimny pot na samą taką myśl, ale teraz nawet się już zbytnio nie stresował. Nie po tym wszystkim, co się stało.

Sincerity |Klance|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz