(not) truce

3.5K 184 22
                                    

  Puste ulice małego miasteczka spowijała ciemna, można nawet powiedzieć, że mroczna noc. Głucha cisza odbijała się od okiennych szyb okolicznych domów. Mieszkańcy byli pogrążeni w głębokim, spokojnym śnie. Gdzieniegdzie stały latarnie, a wysoko umiejscowione żarówki migały co jakiś czas. Zwyczajna noc, można byłoby pomyśleć.

Niedaleko zacisznego osiedla rozgrywała się istna wojna. Na słowa, rzecz jasna. Nikt ze zgromadzonych nie posunąłby się do wyciągnięcia z kieszeni noża lub broni zza paska spodni. Dwie grupy stały naprzeciwko siebie, przekrzykując się nawzajem.

Tamta noc była wyjątkowo chłodna, jednak nie dlatego każdy z nich odziany był w skórzaną bądź jeansową kurtkę zdobioną jednym z dwóch rozpoznawalnych wśród mieszkańców miasta logiem. Wszyscy dumnie reprezentowali swoje poglądy, przekonania i zasady.

Na czele obu grup stały kobiety. Obie pewne siebie, zadziorne i waleczne. Jedna nieco niższa, druga natomiast nieco starsza. Dzieliły je głównie cechy wyglądu. Za to charaktery miały bardzo do siebie zbliżone, co znacznie utrudniało negocjacje.

Patrząc z boku na ten obrazek, można byłoby śmiało rzec, że to konflikt gangów, czy coś w ten deseń. W istocie tak właśnie było, ale żadna z liderek nie pałała entuzjazmem do tego typu określenia. Gang z definicji to wieloczłonowa, hierarchiczna struktura, której celem jest prowadzenie ciągłej działalności przestępczej i czerpanie z niej zysków. Oni byli czymś więcej. Byli rodziną, społecznością, braćmi i siostrami, którzy dbali o siebie, wspierali się nawzajem i bezgranicznie sobie ufali. Prawda, nie zawsze działali zgodnie z prawem, jednak 'działalnością przestępczą' nie można nazwać ich poczynań.

Mimo panującego chłodu, który przeistaczał się w parę w kontakcie z ciepłymi oddechami, atmosfera była gorąca. Krew wrzała w żyłach każdej zgromadzonej osoby. Początkowo kulturalna i spokojna dyskusja przeszła w chaotyczną, pełną wyzwisk kłótnie.

- Cisza! - wrzasnęła Camila, dumna liderka Sangria Wine.

Faktycznie nastała cisza. Jej ludzie byli posłuszni z szacunku do niej, natomiast pozostali woleli zamilknąć z obawy przed konsekwencjami niesubordynacji.

- Nie dojdziemy do porozumienia, Jauregui — zwróciła się bezpośrednio do swojej konkurentki, stojącej na czele DragonFly.

- A więc sytuacja pozostaje bez zmian, Cabello — odparła nad wyraz spokojnie. - Stadion w dalszym ciągu jest bezstronną miejscówką.

- Zdążyłam to wydedukować z pierwszego zdania. Do jutra, złotko. - Teatralnie cmoknęła powietrze.

Nie tylko stadion był przybytkiem stojącym na granicy wschodniej i zachodniej części miasta. Należała do nich również jedyna prywatna szkoła w okolicy, do której uczęszczały obie dziewczyny. Poza jej budynkiem mogły skakać sobie do gardeł, czy posuwać się do aktów przemocy wobec siebie, jednak w trakcie przebywania na terenie szkoły musiały chociaż stwarzać pozory, że się tolerują.

Jauregui odwróciła się napięcie i gestem ręki pokazała swoim ludziom, że mają ruszyć za nią. Nikt nie protestował. Chmara członków DragonFly wyrwała się w przód. Camila spojrzała z pogardą na ważkę, widniejącą na plecach Lauren. Ten przeklęty symbol był jej utrapieniem, odkąd dziadek wprowadził ją w to życie.

- Jak ona mnie wkurwia — burknęła, gdy zniknęli w mroku. - Nie prościej byłoby się jej pozbyć raz na zawsze?

- Nie tylko Jauregui jest problemem, Cami. Tutaj chodzi o całą grupę. Ona tylko stoi na czele. Jeśli utniesz potworowi głowę, wyrośnie druga. Może nawet bardziej problematyczna.

Cabello doskonale wiedziała, co się stanie, gdy zaatakuje. Była porywcza, ale nie głupia. Czasem mówiła i robiła, zanim pomyślała, ale znała granicę. Gdyby ją przekroczyła pod wpływem emocji, pożałowałaby tego. Nie mogła sobie pozwolić na pochopne decyzje. Bezgraniczne zaufanie, jakim obdarzyli ją ludzie pod jej skrzydłami, mogłoby się okazać ograniczone i kruche. Nigdy nie naraziłaby ich na niepotrzebne niebezpieczeństwo.

- Mamy problem! - krzyknął jeden z najmłodszych członków grupy. - Dzwonił posterunkowy. Jakaś bójka przy West High.

- Załatwcie to. - Machnęła ręką. - Tylko delikatnie.

- Oczywiście. - Skinął głową, po czym pokazał kilku kolegom, że mają iść za nim.

Camila westchnęła ciężko. Była zmęczona. Nie tylko tym dniem, ale całą sytuacją z konkurentami. Tęskniła za okresem, gdy nie wchodzili sobie w drogę. Niestety żaden rozejm nie trwa wiecznie. W końcu musiało dojść do zerwania umowy.

- Jadę do domu. Odwieźć cię, DJ?

- Nie, dzięki. Obiecałam chłopakom, że skopie im dupska.

- Tylko nie rozwal toru, jak ostatnio — zaśmiała się. - Do jutra.

- Do jutra. - Ucałowała przyjaciółkę w policzek.

Każdy ruszył w swoją stronę. Niektórzy do domów, inni do baru. Część osób udała się na kręgielnie, a Camila cierpliwie czekała, aż wszyscy się rozejdą.

Nigdy nie była sentymentalna, ale ten stadion zawsze ceniła nad wyraz. Nie chodziło tu o sam przybytek, lecz o wspomnienia z nim związane.

Kiedy ucichły wszystkie rozmowy, śmiechy i szelesty kroków, dziewczyna usiadła na wilgotnej trawie. Podciągnęła kolana pod brodę i owinęła je ramionami. Niegdyś tak właśnie spędzała wieczory. Z jedną małą różnicą. Wtedy nie była sama.

Cabello pogrążyła się we wspomnieniach minionych lat, próbując zapomnieć o czasach obecnych.

- Coś cię trapi, bąbelku?

- Nie, dziadku — odpowiedziała młodsza wersja Camili.

- Wiesz, jaki mam stosunek do kłamstwa, Karla — odparł surowym tonem.

- Wiem, dziadku. Przepraszam. - Jeszcze mocniej zacisnęła ręce na kolanach.

- No już, powiedz mi, o co chodzi.

- A obiecasz, że nie będziesz zły? - Niepewnie podniosła wzrok na starszego mężczyznę.

- Zły? Na ciebie? - roześmiał się radośnie. - Przecież wiesz, że nie potrafię się na ciebie złościć, księżniczko.

Dziewczynka spojrzała na niego pełna obaw. Milczała przez dłuższą chwilę, po czym zebrała się na odwagę.

- Bawiłam się dzisiaj z Lolo — wyszeptała. - Nie lubisz jej dziadka. Widziałam, jak się kłócicie.

Mężczyzna uśmiechnął się łagodnie i pełnym opanowania głosem odpowiedział:

- Masz rację, skarbie. My się nie lubimy, ale wy tak. To najważniejsze. Nasz spór jeszcze was nie dotyczy.

- Jeszcze? - Nie rozumiała.

- Za jakiś czas zrozumiesz.

Już rozumiała.  

versus  | CAMREN |Où les histoires vivent. Découvrez maintenant