thanks

1.1K 137 25
                                    

Rok szkolny dobiegł końca. Ku zdziwieniu Lauren, udało jej się zdać wszystkie egzaminy. Może wyniki nie były bardzo zadowalające, ale cieszyła się mimo tego. Camila natomiast przebiła samą siebie i pozostałych uczniów przy okazji. Nawet nie marzyła o tak wspaniałych wynikach. A przez ostatnie wydarzenia, stres i cierpienie, nie była w stanie się uczyć. Jednak wszystko skończyło się pomyśle. 

- Jak się czujesz, ze świadomością, że już tu nie wrócisz? - zapytała starsza, gdy opuściły mury szkoły z dyplomami w dłoniach. 

- Dziwnie, ale i dobrze. Cieszę się, że to już koniec tych tortur. 

- W sumie ja też. Jakoś mi ulżyło. 

- Tobie też? - zaśmiała się. - Myślałam, że tylko mi spadł kamień z serca. 

- Miałaś prawo czuć się tym wszystkim przytłoczona. Chodź, jedziemy na polanę. Już na nas czekają. 

- Trzeba to oblać!

Przyjaciółki odjechały, zostawiając za sobą bagaż pewnych wspomnień. Nie wszystkie z nich były negatywne, ale obie wolały zakończyć ten rozdział i napisać nową historię. 

Na osłonecznionym, zielonym terenie zgromadziło się wiele osób, głównie młodsze grono obu grup. Już nie toczyli ze sobą sporów. Wszyscy zgodnie odrzucili dawny konflikt i zapanowała prawdziwa zgoda. 

Część chłopaków ganiała po polanie za piłką, inni układali drewno na ognisko, dziewczyny opalały się w prażącym słońcu. Obrazek jak z wyobrażeń o idealnym letnim popołudniu. 

- Tobie też przydałoby się trochę opalić. Wyglądasz, jakbyś dopiero co skończyła pracę w piekarni - zasugerowała Camila. 

- Opalam ręce i nogi. To mi wystarczy - odparła swobodnie, jednak kryło się za tym coś więcej. 

Cabello doskonale wiedziała, co dręczy młodszą. Spędzała z nią bardzo dużo czasu i zdążyła zauważyć, że się wstydzi. Ale czego? To było oczywiste. 

- Chodzi o bliznę? - zapytała, mimo iż znała odpowiedź. - Lauren, nawet gdyby ta przeklęta blizna przechodziłaby ci przez pół twarzy, nadal byłabyś piękna. To tylko dowód na to, że jesteś wspaniałą, silną i cholernie odważną osobą. Nie musisz się tego wstydzić - mówiła szczerze. - Więc zdejmuj koszulkę i kładź się na trawie, póki świeci słońce. Tutaj nigdy nie można być pewnym pogody. 

Jauregui nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się jedynie pod nosem i posłuchała dziewczyny. Jej słowa były dla niej bardzo ważne, i jeśli ona uważała ją za piękną, to musiała być prawda. Tylko jej zdanie miało znaczenie. 

Powolnym i nadal niepewnym ruchem zdjęła bluzkę. Uciekała wzrokiem, jednak Camila nie miała zamiaru odpuścić. Gdy tylko Lauren się położyła, uważnie przyglądnęła się powodowi jej zawstydzenia. Przejechała palcem od krawędzi stanika, przez sam środek blizny, aż do materiału spodni, co wywołało u młodszej ten dreszcz. Ten przyjemny dreszcz, który czuje za każdym razem, gdy jej dotknie. 

- To tylko drobna skaza, a mimo to jesteś idealna. 

- Tak uważasz? 

- Zawsze tak myślałam i zdania nie zmienię. To niepodważalna prawda. 

- Gołąbeczki! - zawołała Dinah. - Chodźcie do nas!

- No i się poopalałam - mruknęła Jauregui. 

Wszyscy zasiedli wokół ognia. Lauren jak zwykle była oczarowana, co nie umknęło uwadze Camili. Kątem oka zerkała na nią co chwilę i uśmiechała się pod nosem. Widziała odbicie płomieni w jej szmaragdowych tęczówkach i to ją hipnotyzowało. 

- Mamy dużo toastów do wzniesienia, więc lepiej zacznijmy już pić - odezwał się chłopak Ally. - Na początek wypijmy za coś oczywistego. Lauren - zwrócił się do dziewczyny. - Nieźle nas przestraszyłaś. Lepiej nie rób tego więcej, bo będę ci towarzyszył na sali po zawale. - Wszyscy się zaśmiali. - Cieszymy się, że wszystko skończyło się dobrze. Było nam nudno bez ciebie, ale tak jakoś spokojniej. - Kolejne śmiechy. - Twoje zdrowie. 

Każdy upił łyk ze swojej butelki piwa i czekał na kolejny toast. 

- Może teraz ja coś powiem - zaproponowała Cabello. - Nie tylko ostatnie miesiące były trudne. Długo toczyliśmy bezsensowną wojnę z absurdalnych przyczyn. Od początku mogło być, tak jak jest teraz, ale zburzyliśmy panujący pokój. Nie powtarzajmy tego błędu. Jesteśmy tacy sami i nie ma znaczenia, po której stronie miasta mieszkamy, czy w co wierzymy. Bądźmy ludźmi, a nie zwierzętami, które chcą się powybijać. 

- Dobrze gada! - ktoś przyznał jej rację. 

- Napijmy się za to. 

Kolejne osoby zaczynały swoje przemowy, niektóre były krótkie i zabawne, a inne dłuższe i wzruszające. Nie każdy miał coś do powiedzenia, ale Lauren tak. Ona jako ostatnia zabrała głos. 

- Jeszcze ja muszę coś dodać. Tak to już jest, muszę mieć ostatnie słowo - zażartowała. - Głównie chcę wam podziękować. Byliście przy mnie, choć nikt z was nie musiał. Wspieraliście mnie i martwiliście się, a to wiele dla mnie znaczy, więc dziękuję. - Skinęła głową. - Osobne podziękowania należą się tobie, Camz, choć ty masz odmienne zdanie na ten temat. - Zwróciła się bezpośrednio do niej. - Nie będę ukrywać, że zawsze byłaś dla mnie bardzo ważna. Może nie najważniejsza, bo ten zaszczyt przypadał moim dziadkom. - Uśmiechnęła się na ciche śmiechy. - Wszystko już wygląda inaczej, a my, po serii bolesnych ciosów, znów możemy nazwać się przyjaciółkami. Teraz śmiało mogę powiedzieć, że jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Dziękuję ci, że w nim jesteś. 

Po policzkach Cabello mimowolnie popłynęły łzy. Nie znała słów, jakimi mogłaby odpowiedzieć, więc po prostu ją przytuliła. 

versus  | CAMREN |Donde viven las historias. Descúbrelo ahora