Rozdział 7

1K 82 10
                                    

Jest godzina piąta rano. Zakładam właśnie kamizelkę w laboratorium Shuri. Barnes stoi obok mnie również się szykując. Spojrzałam na księżniczkę, siedzącą przy komputerze. Po chwili wstała i podeszła do nas poprawiając pasek przy moim stroju. Odsunęła się i pokiwała głową.
- Macie 10 minut na wejście i wyjście z budynku, w którym jest Nakia. Przez tyle jestem w stanie zmylić ich system. Jeśli nie zdążycie już po was. -zaczęła gestykulując zawzięcie. - Musicie jednak wpierw unieszkodliwić strażników przed budynkiem, tak aby nie wszczęli alarmu. -Pokiwałam głową, jednocześnie przewracając oczami. Omawiamy już to trzeci raz. Cały plan to głównie wejść niezauważonym, uratować zakładnika, oraz wyjść również niezauważonym. Co może pójść źle.

-Dzień dobry wszystkim.- Powiedział T'challa wchodząc do laboratorium wraz z Okoye niosącą dwa talerze. Odpowiedzieliśmy wszyscy razem. Strażniczka postawiła talerze przede mną i Barnes'em, po czym nachyliła się do mnie.
-Od dzisiaj oprócz ochrony króla przysługuje mi lokajowanie dwóm żołnierzom. -szepnęła do mnie prychając z uśmiechem. Zaśmiałam się klepiąc ją po ramieniu.
-Idze ci świetnie Okoye. -Powiedziałam na co kobieta uderzyła mnie lekko w ramię. Polubiłam ją. Jest bardzo wredną i sarkastyczną osobą, ale również miłą i pomocną i nad wyraz lojalną. Uśmiechnęłam się do niej, cały czas czując na sobie wzrok Bucky'ego co zignorowałam. Jego też polubiłam. Wiem, że nie powinnam, ale szczerze to nie da się go nie lubić. Wiem co zrobił... Tony'emu i wielu innym ludziom. Jednak teraz dostrzegam, że Bucky, ten prawdziwy Bucky nie mógłby czegoś takiego zrobić. Wydaje się za bardzo... Wrażliwy, delikatny.

-Stwierdziłem, że lepiej będzie jak coś zjecie przed wylotem. -Powiedzał król. Przysunęliśmy sobie krzesła. Siadając spojrzałam na talerz. T'challa poszedł z dziewczynami do komputera. Nachyliłam się do Bucky'ego.
-Na co patrzę? -Spytałam go spoglądając również na jego talerz. Miał na nim to samo co ja. Czyli jakieś niezidentyfikowane papka, warzywa i jakieś mięso. Spojrzałam na mężczyznę obok. Uśmiechnął się i wziął widelec i zaczął pokazywać.
-To -wskazał na papkę — To nie wiem co to jest, ale jest dobre, zaufaj mi, To -pokazał na warzywa. -tu jest, jeśli się nie mylę cukinia, papryka i coś tam jeszcze, ale nie pamiętam nazwy i to jest chyba -tutaj podniósł widelec przeciągając „y” -wołowina.- Pokiwałam głową dziękując. Wzięłam widelec i nabrałam trochę papki. Spojrzałam na James'a, który wykonał zachęcający gest sam biorąc trochę do buzi. Okey, raz się żyje, najwyżej mnie otrują.
Wzięłam widelec do buzi patrząc na Bucky'ego pomlaskałam trochę udając, że oceniam smak, choć tak naprawdę, jak ledwo poczułam to na języku, wiedziałam, że to najlepsza rzecz, jaką tu zjem. Barnes uśmiechnął się — I jak? -Spytał. Nie mogąc powstrzymywać dalej uśmiechu, zaśmiałam się.
-Pycha -powiedziałam nabierając kolejną porcję na widelec i wsadzając ją od razu do buzi. Chłopak się zaśmiał. I głęboko w sobie poczułam, że jego śmiech to jedna z najwspanialszych rzeczy, jakie słyszałam.

Po zjedzeniu sprawdziliśmy, czy wszystko jest gotowe, skierowaliśmy się na dach. W windzie jeszcze raz omówiliśmy plan i zsynchronizowaliśmy zegarki.
Wysiedliśmy z windy i stanęliśmy przed quinjet'em. Pożegnaliśmy się z resztą, która życzyła nam powodzenia i weszliśmy na pokład.
-Jakbym nie mogła polecieć. -mruknęłam do siebie. Pomachałam do Okoye przez zamykające się już klapy quinjet'a. Usiadłam na miejscu drugiego pilota i założyłam malutką słuchawkę.
-Słyszycie mnie, halo? -krzyknęła Shuri przez słuchawkę. Skrzywiłam się. Boże Shuri niektórzy mają tu lepszy słuch od innych — Ciężko Cię nie słyszeć jak krzyczysz, Shuri -odpowiedziałam jej również krzycząc, po czym się zaśmiałam razem z chłopakiem obok na jęk bólu księżniczki, rozsiedliśmy się wygodnie z Bucky'm, z uwagi na to, że dziewczyna będzie prowadzić.
-Dobrze, startujemy, proszę wygodnie usiąść i zapiąć pasy, mamy nadzieję, że podróż obędzie się bez żadnych niespodzianek oraz dziękujemy państwu za wybranie naszych linii lotu. - powiedziała Shuri i poczuliśmy jak odrywamy się od ziemi. Lot ma trwać godzinę. Potem wyskakujemy idealnie nad budynkiem, w którym przetrzymują Nakię.

-Zapomniałbym, twój telefon.- Powiedział Bucky po około czterdziestu minutach lotu. No tak mój telefon, szczerze zapomniałam nawet o nim. Odebrałam od niego moją własność, dziękując mu. Odblokowałam go i westchnęłam, dwa nieodebrane połączenia od Tony'ego. Jedno sprzed godziny. Wyjęłam słuchawkę i zadzwoniłam do niego na wideo rozmowę. Postawiłam telefon na kokpicie. Tony odebrał po paru sygnałach.
-Hey Tony, przepraszam, że nie odebrałam... -Zaczęłam, ale ten mi przerwał machnięciem ręki. Zmarszczyłam brwi. Patrząc na mojego towarzysza, widziałam jak cały się spiął. To chyba nie był dobry pomysł. Wzięłam telefon z kokpitu do ręki i przełączyłam na zwykłą rozmowę.
-Hey Roza ja tylko chciałem zobaczyć czy wszystko u ciebie okay. Lecisz gdzieś? -spytał. -Widziałem za tobą wnętrze samolotu. To już teraz masz tę swoją misję? Czyli niedługo wrócisz? -Zaczął szybko mówić. Zmarszczyłam brwi.
-Po kolei Tony, U mnie wszystko w porządku, tak lecę gdzieś I tak na misję, lecimy uratować zakładnika i nie wiem, kiedy wrócę -powiedziałam zastanawiając się, czy odpowiedziałam na wszystkie jego pytania. -Tony? A czy u ciebie wszystko w porządku? Nie brzmisz za dobrze... -Powiedziałam zmartwionym głosem. Mam nadzieję, że wszystko u niego dobrze.
- Tak, wszystko w porządku, a nawet lepiej niż w porządku, -Powiedział. Odetchnęłam z ulgą. - Chcesz usłyszeć newsa? -spytał już nie ukrywając podniecenia w głosie. Uśmiechnęłam się poprawiając się na fotelu.
-Dawaj.
-No więc ja i Pepper... -Powiedział, robiąc przerwę. O Boże, proszę czy to ten dzień. -No więc ja i Pepper...
-Oh, wyduś to z siebie człowieku!-krzyknęłam.
-Bierzemy ślub! -krzyknął. Na co wstałam i pisnęłam. Bucky spojrzał na mnie marszcząc brwi.
-O jeju naprawdę? Tony, Boże, ale się cieszę. Gratuluję. Nareszcie! Tyle lat na to czekałam. O Jezu! - Mówiłam szybko. Tony po drugiej stronie się śmiał potakując i dziękując.
-Rose, zaraz skaczemy. -Powiedział Bucky, pokazując na przednią szybę. Pokiwałam głową na znak, że słyszę.
-Tony nawet nie wiesz jak się cieszę, postaram się jak najszybciej wrócić i razem to uczcimy. Teraz muszę kończyć, odezwę się później, dobrze? -powiedziałam, podchodząc do fotela Bucky'ego i kładąc dłoń na oparciu.
-Dobrze aniołku, ale masz przylecieć jak najszybciej, okay? Papa kocham Cię i uważaj na siebie. -Powiedział rozłączając się.

Uśmiechnęłam się szeroko. Nareszcie. Ciekawe co go do tego skłoniło.
- Co tam się stało? -Spytał rozluźniony już James, patrząc na mnie z dołu. Spojrzałam na niego z góry nadal uśmiechając się jak głupia.
-Oni biorą ślub. Rozumiesz Tony i Pepper biorą ślub. Po tylu latach związku. - Powiedziałam patrząc jak chłopak wstaję i bierze moją słuchawkę z kokpitu i mi ją podaję z uśmiechem. Założyłam ją.
-Na prawdę? - spytał na co pokiwałam głową — To wspaniale. -Powiedział uśmiechnięty. Jestem tak szczęśliwa, że nie wiele myśląc pokonałam dzielącą nas odległość i mocno go przytuliłam. Cały się spiął, ale po chwili odwzajemnił uścisk.
-Ale się cieszę. -Powiedziałam odrywając się od niego. Zobaczyłam jego zaczerwienione policzki na co się zaśmiałam. Wygląda strasznie uroczo czerwieniąc się.
- Dobra gołąbki, czas na was. -Powiedziała nagle Shuri. Pokiwałam głową biorąc głęboki oddech, aby się uspokoić co nie będzie łatwe.
Podeszłam do półki z bronią i wzięłam dwa karabiny z tłumikami oraz dodatkowe magazynki. Jeden komplet dałam Bucky'emu, a swój przy pomocy paska przełożyłam przez ramie. Nacisnęłam guziczek przy uchu i po pojawieniu się stroju schowałam dodatkowe magazynki do kieszonek.
-Gotowi? -spytała księżniczka, otwierając klapy. Równocześnie z James'em odpowiedzieliśmy „tak” i wyskoczyliśmy.

-------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się wam podoba. :)
Do następnego :*

Whatever it takes / / B.BarnesDonde viven las historias. Descúbrelo ahora