Rozdział 23 [Nikki]

229 13 6
                                    

Uchyliłam lekko powieki i pogładziłam śnieżnobiałą pościel. Mój jeszcze rozespany umysł nie od razu zorientował się, że w łóżku brakuje Bradziołka. Ziewnęłam i sięgnęłam po telefon na szafce nocnej, by zobaczyć, że jest dopiero kilka minut po ósmej. Rozejrzałam się uważnie po pomieszczeniu i na moje usta szybko wystąpił uśmiech gdy zobaczyłam fortepian, który obsługa wniosła kiedy wczoraj razem z Bradem poszłam na spacer po plaży.

Po chwili dotarł do mnie również jakiś odgłos zza ściany. Nie za bardzo pamiętałam rozmieszczenie pokoi w naszym apartamencie, więc nie byłam pewna, czy dźwięk nie dochodzi z innego mieszkania. Opatuliłam się kołdrą, bo o ile w nocy moja krótka bluzka od piżamy i bokserki były w miarę do zaakceptowania przez panujące ciemności, o tyle rano już nie bardzo. Było mi tylko odrobinę za ciepło w wytworzonym dopiero co kokonie, za co podziękowałam w duchu i zsunęłam się z materaca. Powoli podążyłam do uchylonych drzwi i ostrożnie zajrzałam do środka kuchni. Zanim jeszcze cokolwiek zauważyłam, do mojego nosa dotarł słodki zapach naleśników na co z miejsca pociekła mi ślinka.

- Dzień dobry, księżniczko, jak się spało? – usłyszałam, gdy podeszłam w stronę stojącego do mnie tyłem bruneta, pilnującego patelni.

- Dobrze, dziękuję – odpowiedziałam wtulając się w jego plecy i wdychając rześki zapach cytrynowego żelu pod prysznic.

- Właśnie robię ci śniadanie, co prawda jakoś wcześniej nie przyszło mi do głowy, że może watro by czymś te naleśniki posmarować, ale to najwyżej skoczę do sklepu jak skończę.

- Nie no coś ty – zaoponowałam. – Daj mi pięć minut to ja pójdę do sklepu, a tu zrobisz naleśniki.

Nie czekając na reakcję Bradziołka, ruszyłam do łazienki by się odświeżyć i przebrać w normalne ciuchy. Złapałam jeszcze małą torebeczkę i już miałam wychodzić kiedy chłopak mnie zawołał.

- Poczekaj chwilkę, dam ci mój portfel. Jak byłem rano po składniki na naleśniki to wymieniłem euro na rupię maurytyjską – wyjaśnił, a ja otworzyłam oczy ze zdziwienia.

- Ale dzika nazwa waluty – wypaliłam nadal w szoku, przyglądając się uważnie banknotom. – Jak myślisz ile będę potrzebować na nutellę? – spytałam, nie mając kompletnie pojęcia o jakimkolwiek przeliczniku ani cenach panujących na wyspie.

- Myślę, że nie więcej niż 65 rupii, ale nie wiem. Weź sto, jak znajdziesz coś jeszcze to może starczy – odpowiedział Bradley, wracając do smażenia naleśników. Przytaknęłam, choć nie mógł tego widzieć i wyszłam z apartamentu. Po raz pierwszy poczułam obawę o mój angielski. Potrafiłam się spokojnie dogadać z chłopakami i w zasadzie czułam jakby ten język był moim ojczystym, ale z drugiej strony miałam w pamięci sytuację z pilotem helikoptera. Przystanęłam w połowie korytarza i przygryzłam wargę w niezdecydowaniu. Chwilę tak postałam analizując za i przeciw aż w końcu ponownie podjęłam wędrówkę. Przecież chodzi mi tylko o słoik nutelli. Nutella chyba w każdym miejscu na świecie brzmi tak samo, a cena teoretycznie powinna się wyświetlić na kasie.

Po kilkunastu minutach krążenia po terenie hotelu, znalazłam w końcu mały sklepik i o dziwo bez żadnego problemu dogadałam się z miłą kasjerką. Wzięłam słoik w ręce i tym razem znając trasę, popędziłam do naszego pokoju. Już od progu poczułam zapach śniadania i weszłam do kuchni w momencie gdy Brad kładł na sporym stosie ostatniego naleśnika. Zaciągnęłam się cudownie słodkim zapachem i poczułam jak zaczyna mi burczeć w brzuchu.

- Pomyślałem, że skoro zwiedzać będziemy całą grupą, a James nadal nie czuje się za dobrze, to dzisiaj możemy sobie zrobić taki leniwy dzień i zostać w mieszkaniu. Co sądzisz? – spytał chłopak, pomiędzy jednym kęsem a drugim. W odpowiedzi tylko uśmiechnęłam się szeroko i przytaknęłam energicznie.

She's Kinda... Crazy |The Vamps, 5SOS|Where stories live. Discover now