18. I lose it all.

8K 583 546
                                    

Kiedy z trudem otworzyłem rano oczy Jungkooka już nie było. Nie zdziwiło mnie to jakoś mocno, w końcu nastał dzień, a w dzień nasza relacja wygląda inaczej.

Wstałem z łóżka i udałem się do kuchni. Do mojej głowy przyszły obrazy z wczorajszej nocy. Może za szybko wybaczyłem Kookowi? Nocą wszystko wydaje się prostsze i łatwiejsze, a każdy pomysł lepszy. Nocą możemy przenosić góry, ale gdy wstaje słońce cały czar pryska. Siła i nadzieja, która jeszcze wcześniej nas rozpalała znika i zostają przemyślenia.

Jak to, czy postąpiłem właściwie wybaczając te słowa Jungkookowi?

Moje rozmyślenia przerwał dźwięk telefonu.

- Hej, babciu. Co tam słychać? - przywitałem się z kobietą.

- Jiminie, czy mógłbyś do mnie przyjechać? Jak najszybciej? - zapytała dziwnym głosem. Jakby słabym? Nie, ona nigdy nie była słaba. Jedno jest pewne, dzieje się coś złego. Babcia nigdy nie prosiłaby mnie żebym przyjechał, kiedy powinienem iść na zajęcia.

- Będę najszybciej jak to możliwe. - zadeklarowałem, po czym rozłączyłem się i pobiegłem do pokoju wybierać ubrania w międzyczasie sprawdzając pociągi. Miałem naprawdę złe przeczucia.

Zapakowałem najpotrzebniejsze rzeczy, jak szczoteczka, bielizna i już byłem w drodze na dworzec kolejowy. O ile na pociąg nie musiałem czekać długo, to sama droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Do głowy przychodziły najczarniejsze scenariusze, które starałem się przegonić jej potrząśnięciem.

Kiedy po czasie, który wydawał się wiecznością dojechałem do Busan wybiegłem z pociągu i jak najszybciej pognałem do domu babci.

Moje zdziwienie było ogromne kiedy jej tam nie zastałem. Moje serce zaczęło bić szybciej. Zadzwoniłem do niej i nie musiałem długo czekać by odebrała telefon.

- Babciu jestem pod domem, gdzie jesteś? - zapytałem na jednym wdechu.

- W szpitalu. - do moich oczu napłynęły łzy, a dolna warga zaczęła się trząść.

- Jak to w szpitalu, co się stało?

- Przyjedź to porozmawiamy. - i rozłączyła się nie chcąc pewnie kontynuować tego tematu przez telefon.

Nie myśląc długo skierowałem się do szpitala. Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby zamówić taksówkę lub czekać na busa. Biegłem ile sił w nogach, ignorując kolkę i palące uczucie w płucach.

Nie wiem ile czasu minęło, ale w końcu byłem na miejscu. Wpadłem do szpitala zdyszany i pobiegłem do rejestracji, po czym podałem nazwisko babci.

- Piętro drugie drzwi numer 8. - uśmiechnęła się, ale ja nie potrafiłem zrobić tego samego, po prostu poszedłem w podanym kierunku.

Szybko mijałem oddziały, a im bliżej miejsca docelowego, tym bardziej się bałem. Bałem się tego co właśnie widniało przed moimi oczyma.

Onkologia.

Nie mogłem już powstrzymać łez. To musi być jakaś pomyłka, to nie może być prawda.

Wbiegłem do podanej przez recepcjonistkę sali, a moje serce ścisnęło się na widok mojej kochanej, zawsze silnej babci, która teraz leżała wychudzona w pościeli, równie biała co poduszka pod jej głową. Czy to możliwe że tak bardzo schudła w niecałe dwa tygodnie? Czy to moja ślepota i brak spostrzegawczości?

- Babciu.. - wyłkałem, a ona odwróciła głowę w moją stronę, w jej oczach pojawiły się łzy.

Nic tak nie boli, jak widok najsilniejszej osoby jaką znacie w takim stanie. Przestajesz wierzyć we wszystko w co wierzyłeś do tej pory.

Enemies With Benefits ~ JIKOOK / KOOKMIN ~Where stories live. Discover now