Prologue

492 86 14
                                    


- Pieprzona jesień

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

- Pieprzona jesień. - warknąłem pod nosem, mimo iż kochałem tę porę roku całym sercem. Wysiadłem z autobusu i truchtem zacząłem kierować do swojego domu, znajdującego się parę minut od przystanku. Naciągałem kaptur czarnej bluzy na głowę, starając się jakkolwiek uchronić czuprynę przed deszczem, który z minuty na minutę coraz bardziej zasługiwał na miano ulewy. Słysząc głośny grzmot przyspieszyłem tempa, chcąc jak najszybciej znaleźć się w ciepłym i suchym domu, najlepiej pod kocem i przed telewizorem z miską niezdrowych przekąsek w dłoniach.

Takie wieczory lubiłem najbardziej. Pochmurnie, deszczowo... Ale to widok, który uwielbiałem będąc za oknem. Suchy, bezpieczny, w ciszy i spokoju, tylko ja i ja i nikt więcej.

Marszcząc nos i brwi wygrzebałem z kieszeni klucze, jednocześnie przekraczając próg furtki. Zabrałem się za szukanie tego odpowiedniego, następnie słysząc ciche miauknięcie uniosłem głowę do góry, rozglądając się w poszukiwaniu kota sąsiadów, który najpewniej znów uciekł, aby przesiadywać pod moimi drzwiami. Otworzyłem szerzej oczy, mając przed sobą widok, którego się nie spodziewałem.

Czerwonowłosy chłopak z oklapniętymi uszami wpatrywał się we mnie czekoladowymi, szeroko otwartymi oczyma, stojąc tuż pod m o j ą furtką. Z kosmyków jego włosów spływały kropelki deszczu, następnie pokonując drogę przez twarz ów mężczyzny, przez co ten cicho fuknął pod nosem. Brązowa długa bluza nasiąknięta wodą wyglądała teraz na wyjątkowo ciężką, a ciemne trampki okalające stopy chłopaka na pewno były tak zwanym basenem.

- Co się tak gapisz?- burknąłem, wpatrując się w powolnie machającą ogonem przybłędę, która na moje słowa jeszcze bardziej rozszerzyła oczy, cały czas się we mnie wpatrując. Czerwonowłosy poruszył uszkiem, starając się strząsnąć z niego nieprzyjemnie chłodną wodę.

-Wpuścisz mnie? - miauknął kocur, starając się, aby jego głos zabrzmiał najmilej na świecie. W końcu musi się jakoś przypodobać, aby móc przeczekać burzę w ciepłym pomieszczeniu.

- Nie ma takiej opcji, zapomnij. - prychnąłem, jednocześnie przewracając oczyma. Wsunąłem klucz do zamka i przekręciłem go, a słysząc kolejne ciche miauknięcie ze strony niespodziewanego i niechcianego gościa przekląłem w myślach, starając się z całej siły odpędzić wyrzuty sumienia, które już w tej chwili pojawiały się w mojej głowie.

Kątem oka zerknąłem w stronę kocura, który cały czas opierał się dłońmi o płot. Potrząsnąłem głową, po czym wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi, chcąc mieć pewność, że nikt nie wpakuje się do mojego domu. Westchnąłem ciężko, zrzucając z siebie przemoczoną bluzę, modląc się w myślach, aby następnego dnia nie rozłożyło mnie żadne choróbsko. Tylko tego jeszcze było mi trzeba. Katar lejący się z nosa, gorączka i brak sił na wstanie z łóżka. Tego zdecydowanie potrzebuje osoba, która potrzebuje pieniędzy i nie może odpuszczać sobie nocek w pracy. Skierowałem się na górę wprost do sypialni, aby zarzucić na siebie coś suchego. Szybkim krokiem zbiegłem na dół w celu zaparzenia sobie herbaty. Jak najszybciej musiałem się rozgrzać. Czekając na zagotowanie się wody wyjrzałem przez okno. Zmarszczyłem brwi, widząc, że przybłęda nadal stała przy płocie, zaciskając smukłe palce na drewnianych belkach.

- Pieprzony futrzak. - westchnąłem pod nosem, odczuwając uderzające we mnie współczucie. Nigdy nie lubiłem kotów i jestem pewien tego, że nigdy ich nie polubię. Od incydentu z futrzakiem mojej ciotki minęło ładnych paręnaście lat, jednak nadal czuję pazury sierściucha wbijające się w mój policzek, na którym widnieje teraz niezbyt dobrze wspominana pamiątka. Nie potrafiąc oderwać wzroku od chłopaka będącego na oko w moim wieku, moknącego i wzdrygającego się przy każdym mocniejszym grzmocie nie mogłem zrobić nic innego, jak skierowanie się w stronę drzwi.

- Właź, póki się nie rozmyślę. - powiedziałem głośniejszym tonem chcąc, aby chłopak na pewno mnie usłyszał. Otworzyłem drzwi na oścież i przeniosłem wzrok na rudzielca, który już po chwili z kwadratowym uśmiechem na ustach niemalże wbiegł do małego, aczkolwiek przytulnego jednorodzinnego domku.

- Tylko nawet nie waż się w tych mokrych łachach pakować mi się na kanapę! - wrzasnąłem, karcąc się w myślach za wpuszczenie do swojego azylu całkiem mi obcej osoby. Skierowałem się na górę, po jakieś suche ubrania dla przybłędy, mając nadzieję, że dywan, kanapa i inne meble nadal są suche i czyste.

Witam po bardzo długiej przerwie! Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Sam pomysł podoba mi się jak cholera, z wykonaniem sądzę, że nie będzie najgorzej. Więc zapraszam, start w środę!

Redhead / jjk&kthWhere stories live. Discover now