Rozdział 2

24 1 0
                                    

Schodzimy na dół i zmierzamy w stronę boiska gdzie zaraz ma się rozpocząć jakiś tam mecz.

- Zaczekaj chwilę.- mówi a mnie to już przestaje się podobać. Jagoda nie należy do osób normalnych.

Postanawiam usiąść na trybunach i poczekać na zemstę trenerki. Ta podchodzi do mojego ojca i intensywnie się z nim o coś wykłóca. Mi się to ani trochę nie podoba. W którymś momencie ich rozmowy oczy ojca rozszerzają się z przerażenia a ja postanawiam że pora się zacząć rozgrzewać. Robię dla odmiany linkę i zaczynam mocne rozciąganie co chwila sycząc z bólu.

- Jesteś ciekawa mojej zemsty??- pyta sarkastycznie Jagoda zwracając uwagę wszystkich piłkarzy. – No więc mecz trwa 90 minut. Dwie połowy po 45 minut.- mówi z szatańskim uśmiechem na ustach. – No więc uznałam że gdy chłopcy będą grać ty będziesz biegała na liniach boiska. Oczywiście między połowami będziesz miała 10 minut przerwy.- kończy po czym słodko się uśmiecha. – Zrozumiano kurwa- krzyczy.

- Tak – przerażona odkrzykuję.

-Super zacznij lepiej się rozgrzewać ale i tak pierwszy raz w swojej karierze będziesz mieć zakwasy- mówi jakby z poczuciem winy. Nie ona i poczucie winy musiałam się przesłyszeć.

I tak też zaczynam bardzo intensywną rozgrzewkę. Cały czas stękam z bólu bo moje mięśnie nie chcą ze mną współpracować.

90 minut tego za cholerę się nie spodziewałam. Moje najdłuższe biegi trwały po 75 minut. Niestety nic nie mogę zrobić. Jedyne co muszę zrobić to biegać te zasrane 90 minut. Nie wiem czy dam radę wysiłek będzie nieludzki to jest pewne. Modlę się do boga aby nie skończyć w szpitalu. Zauważyłam że co chwilę jacyś chłopcy rzucają mi pełne litości spojrzenia. Może te na coś się przydadzą.

- No chodź już mecz zaczyna się za trzy minutki- krzyczy do mnie Jagoda.

Zestresowana nadchodzącą dużymi krokami wizytą w szpitalu podchodzę do trenerki. Ta jakby nigdy nic obejmuje mnie ramieniem i przytula. Mecz właśnie się zaczyna.

- Biegnij- krzyczy z uśmiechem na ustach.

Raz kozie śmierć ruszam. Biegnę średnim tempem aby zaoszczędzić siły na tą i drugą połowę . Co chwila czuję na sobie spojrzenia przeciwników mojej drużyny. Biegnąc wstępnie czuję uczucie ulgi i wolność. Jednak te pozytywne emocje nie trwają długo. Już po jakiś 25 minutach biegu w stałym tempie zaczynają doskwierać mi stopy oraz łydki i ogólnie całe ciało zaczyna mnie palić z bólu. Wszystko dodatkowo utrudnia dość miękkie podłoże. Zaczynam obawiać się że żarty ze szpitalem mogą okazać się prawdziwe. Jakoś udaje mi się wytrzymać pierwszą połowę.

- Przerwa. – krzyczy do mnie lekko zmartwiona chyba moim stanem trenerka.

Szybko sięgam po wodę i próbuję uspokoić oddech. Nie jestem w stanie tego zrobić w przeciągu tych pierdolonych dziesięciu minut.

- Wstawaj to jeszcze nie koniec jeszcze drugie 45 minut.- krzyczy złowieszczo Jagoda.

Dam radę wmawiam sobie podnoszę tyłek i ruszam. Całe ciało pali mnie żywym ogniem. Każde uderzenie stopą o podłoże powoduje kolejną fale bólu . Aby przestać odczuwać ból próbuję się wyłączyć i skupić na meczu. Jednak ten jest taki potężny że nie jestem w stanie zrealizować swojego planu. Zaczynam się zastanawiać co zrobią ze mną w szpitalu i co powie im Jagoda.

- Zostało Ci 15 minut masz je przebiec sprintem. Rozumiesz- wrzeszczy moja instruktorka.

-Tak – charczę.

Sprint?? A co mi tam zmuszam moje nogi do jeszcze mocniejszego wysiłku i pędzę z naprawdę durzą prędkościom. Z bólu zaczynam ryczeć na dodatek mam wrażenie że zaraz zemdleje.

Od początkuWhere stories live. Discover now