Rozdział XXVIII

2.7K 206 155
                                    


-Lily, nie możesz wiecznie mnie unikać!- krzyknął w końcu zirytowany chłopak, gdy przypadkiem spotkaliśmy się na korytarzu. Oczywiście ja, Lily Evans, mistrzyni każdej żenującej sytuacji, wpadłam na niego, ale od razu się znacznie cofnęłam.  Przygryzłam wargę i wlepiłam wzrok w podłogę.

-Nie unikam Cię, Potter- odpowiedziałam cicho lecz stanowczo, ale brunet z pewnością mi nie uwierzył. Po Hogwarcie krążyły najróżniejsze plotki o tym co wydarzyło się między mną i Potterem i choć żadne z nich nie były prawdziwe, wszyscy wiedzieli że unikam go jak ognia.

-Ohh, Lily- uniósł mój podbródek tak, bym spojrzała mu w oczy- Co się dzieje? Przecież możesz mi powiedzieć, prawda?

Pokiwałam niepewnie głową i próbowałam uniknąć kontaktu wzrokowego.

-O co ci chodzi?- spokojnie ponowił pytanie, a ja wreszcie zagłębiłam się w jego spojrzeniu.

-O nic, Potter. O co tobie chodzi?! Idę sobie spokojnie do wieży, a ty mnie zaczepiasz i wmawiasz mi, że mam do ciebie jakiś problem!

-To ty na mnie wpadłaś? Ale zgadza się, ewidentnie masz do mnie jakiś problem!- krzyknął, choć zapewne tego nie zaplanował.

-Nie krzycz na mnie, zidiociały jeleniu!- odburknęłam, patrząc na niego ze złością.

-Udajesz obrażoną na cały świat panienkę i nawet nie chcesz powiedzieć, o co chodzi-wybuchnął.

-Jesteś ostatnią osobą która się dowie- odkrzyknęłam zdenerwowana i odeszłam kilka kroków.

-Tak? Wydaje mi się, że niebawem się dowiem. Mam na to swoje własne sposoby.

-Akurat na idiotyzm sposobu nie ma. Przykro mi, James- warknęłam, znowu przystając.-Daj mi spokój i nie oddzywaj się do mnie!

-I niby nie masz do mnie żadnego problemu?-zaśmiał się sucho.-Nie rób z siebie kretynki, Evans!

-Ja robię z siebie kretynkę?! Ja?! A ty nie, kiedy liżesz się z Emmą w pokoju wspólnym?-dopiero po wypowiedzeniu tych słów doszło do mnie co takiego zrobiłam, odwróciłam się i zaczęłam odchodzić szybkim krokiem.

-A więc to o nią chodzi, tak?-odkrzyknął, gdy opanował zdezorientowanie.

-Nie!- krzyknęłam piskliwym tonem. -Nie mam pojęcia dlaczego w ogóle pomyślałeś, że może chodzić o nią!

-Może dlatego, że jesteś chorobliwie zazdrosna- dodał, a ja odwróciłam się w jego stronę i szybko do niego podeszłam, mając ochotę rzucić się na niego. -Spokojnie, Liluś. Tylko żartowałem. Złość piękności szkodzi. I zazdrość chyba też.-odparł złośliwie, chwytając mnie za nadgarstki.

Miałam dość tej wymiany zdań. Miałam dość tego jak aroganccy byliśmy względem siebie. Miałam też dość wiedzy, że między nami nie będzie jak dawniej. Że nigdy nie będziemy razem i że to ja wszystko zniszczyłam.

-Puść- powiedziałam łamiącym się głosem. Zdezorientowany chłopak poluzował uścisk, a ja odwróciłam się i szybko pobiegłam, nie dając upustu łzom.

-Lily!- krzyknął James, ale ja już się nie odwracałam. Nie miałam na to dzisiaj siły.

***

-Lilka! Wychodź z tego dormitorium! Idziemy na spacer!- oznajmił Remus wchodząc do mnie wieczorem. Lekcje tego dnia, jak nigdy, były dla mnie wielką trudnością, ale jakoś przez nie przebrnęłam, by później od razu zamknąć się w dormitorium. Oczywiście siedzenie w pokoju wspólnym z przyjaciółmi byłoby o wiele przyjemniejsze, aczkolwiek nie miałam zamiaru przyglądać się irytującej parze, którą tworzyli James i Emma, a już na pewno nie miałam ochoty znowu czuć zazdrości, gdy ten się do niej przybliża i delikatnie ją całuje.

-Lunio, wiesz że nie mam ochoty- mruknęłam leniwie odsłaniając kotarę. Szatyn usiadł na moim łóżku i posłał mi rozbawione spojrzenie.

-Oczywiście, że masz ochotę. Raz dwa!

Wyczołgałam się z łóżka i spojrzałam na niego litościwie. Ten jednak bez żadnych skrupułów wskazał mi na łazienkę, więc szybko do niej weszłam ogarnęłam się i wyszłam z powrotem do pokoju. Szybko zarzuciłam ciepły płaszcz, gdyż marzec pogodą nas nie rozpieszczał i wyszliśmy z mojego dormitorium.

W pokoju wspólnym siedziały moje przyjaciółki pisząc swoje eseje na transmutację i wymieniając się uwagami. W innym kącie pomieszczenia siedzieli zaś Syriusz, wyglądający na trochę znudzonego tym co się wokół niego dzieje, oraz James z Wilson, która siedziała czarnowłosemu na kolanach i pieszczotliwie bawiła się jego włosami. Wywróciłam na ten widok oczami i pociągnęłam Remusa za rękaw. Nie wyszliśmy jednak niezauważeni.

-REMUUUS! Ratuj!- zawołał Syriusz dyskretnie wskazując na parę, która jakby na zawołanie zaczęła się całować.

-Nie teraz, Syriuszu- odpowiedział Remus i uśmiechnął się pokrzepiająco, po czym opuściliśmy pokój wspólny.

-Mogliśmy go nie zostawiać- powiedziałam z wyrzutem.- Nie zniesie tego.

-Poradzi sobie- zapewnił mnie, posyłając mi pokrzepiające spojrzenie.

Wyszliśmy na błonia, które ze względu na dość późną porę były opustoszałe.

-Wiesz, Lily? Nie poddawaj się co do Jamesa.

-Chyba muszę- stwierdziłam patrząc w dal.- Nigdy nie byliśmy razem, a jednocześnie czuję się zdradzona. Chyba nawet nigdy nie łączyła nas przyjaźń, a ja czuję do niego coś czego nie umiem opisać. Coś, przez co teraz przeżywam kryzys egzystencjonalny- zaśmiałam się oschle.

-Lily Evans- ciągnął dalej Remus, widocznie nie mając pomysłu jak przekonać mnie do swojego punktu widzenia. Ja nie postrzegałam tej sprawy w tak kolorowych barwach jak wszyscy moi przyjaciele. Syriusz twierdził, że James i Emma niebawem się rozejdą, Remus ciągle zapewniał mnie o uczuciu jakim darzy mnie Potter, a dziewczyny widziały już moją przyszłość z Jamesem po ślubie i z trójką dzieci. Nie wiedziałam dlaczego nikt nie dostrzegał, że dla nas nie ma tak naprawdę szans. Że ciągle coś jest przeciwko temu, abyśmy byli razem.

Sytuacja w której się znajdowałam była dla mnie bardzo trudna. Jeszcze do niedawna James uganiał się za mną i nie dawał mi spokoju, a ja bezdusznie odrzucałam wszelkie jego zaloty. Teraz, gdy to wszystko już jest przeszłością, a ja nic dla niego nie znaczę, wiele bym dała by spojrzał na mnie tak jak na Emmę Wilson. Jako na swoją dziewczynę.

-Lily, głowa do góry- odezwał się Remus widząc, że moje myśli odfrunęły jak małe skowronki z gałązek bijącej wierzby. Wziął mnie lekko w swoje ramiona, a ja wtuliłam się w jego tors.

-Muszę to naprawić- szepnęłam, przymykając powieki.

-Nie ma rzeczy niemożliwych. Czasem po prostu są trudne do przezwyciężenia.

-Dziękuję Remusie- szepnąłam, a ten wypuścił mnie ze swoich objęć. I w tedy znowu poczułam się silna. Poczułam, że niesamowita energia rozdziera mnie od środka i że mogę zdziałać wszystko.

-Jeszcze będziesz mój, Jamesie Potterze.

-Eee, Lily?- wiesz że powiedziałaś to na głos?- zaśmiał się Lunatyk, a ja uśmiechnęłam się tajemniczo i pociągnęłam go za rękę w kierunku zamku.

-Sam mówiłeś, że muszę walczyć o Rogasia. Idziemy wybić zęby Emmie!

-Chyba nie do końca o to mi chodziło!


***


Hehehe Jily [*]

Jeśli wam się podobało koniecznie zostawcie komentarz i gwiazdkę, bo to największe wsparcie jakie może otrzymać od was autor! Dzięki!😘


JILY • ostatnia szansa |HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz