II

381 51 2
                                    

– Niech was wszystkich szlag trafi! – Pansy była wściekła - kobieta pracująca w odprawie bagażowej nie chciała się zgodzić na przewóz w bagażu podręcznym jej nowiutkiego perfumu Chanel, który kosztował ją aż jedną piątą wypłaty.

– Bardzo mi przykro, paniusiu, ale zasady to zasady. Tam jest kosz – Pansy wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać. Zacisnęła zęby i powolnym krokiem podeszła do kosza na śmieci. Gdy już była przy nim, odwróciła się z wymalowaną na twarzy nadzieją.

– Czy jest szansa na cofnięcie z powrotem mojej walizki?

– Nie. Nie ma najmniejszej szansy – dodała niewzruszona tą dramatyczną sytuacją kobieta. Pansy ciężko westchnęła.

– W takim razie, kochanie musimy się pożegnać – powiedziała po czym zaczęła czule gładzić buteleczkę perfum. – Pamiętaj, że mamusia cię kocha – powiedziała łamiącym się głosem po czym wrzuciła buteleczkę do kosza. Słysząc jak perfum roztrzaskuje się na dnie, jęknęła cicho.

– Skończyła już pani? Ileż można rozczulać się nad butelką jakiegoś perfum? – sfrustrowany mężczyzna czekający w kolejce, przyglądał się tej sytuacji bez mrugnięcia okiem, najwyraźniej nie rozumiejąc powagi sytuacji.

– Jakiegoś perfum? Jakiegoś? Jak pan może?! To nie jakiś perfum! To Chanel No. 5! Wie pan ile taki perfum kosztuje? Sądząc po pańskim ubraniu i tych okularkach nie wydaję mi się, panie chciałem się ubrać jak hipster, ale coś mi nie wyszło.

– Nie zamierzam się zniżać do pani poziomu, nie będę się wdawać w tą nic nie wnoszącą rozmowę – powiedział spokojnie mężczyzna.

– Słyszycie? Słyszycie wszyscy?! Powiedziałam prawdę to się wycofuje! Tchórz! – Pansy wpadła w szał. Zaczęła się wydzierać na całe lotnisko.

– Jeśli pani nie przestanie, będę zmuszona wezwać ochronę – kobieta pracująca przy odprawie dała o sobie znać.

– Te lotnisko to jakiś żart! Najpierw każą mi wyrzucić perfum, później gość w śmiechu wartym wdzianku prawi mi kazania, a teraz szantażują mnie ochroną! Po co ja w ogóle ruszałam się z domu? – Pansy wypluwała z siebie słowa z prędkością światła w międzyczasie ponownie wkładając swoje rzeczy do torby Louis Vuitton, którą Dafne podarowała jej rok temu na urodziny. – Żegnam państwa – dodała pełnym złości tonem.
Mogłoby się wydawać, że to koniec przygód Pansy na lotnisku. Gdy dziewczyna usłyszała tak znajomy dla niej głos myślała, że zaraz wybuchnie.

– Hej, Pansy! Pansy, czy to ty? – jej oczom ukazała się sylwetka Draco Malfoya, jej byłego chłopaka.

– Ten dzień nie mógł być gorszy – wymruczała pod nosem – Oh, Draco, cóż za miłe spotkanie – powiedziała głosem przesadnie ironicznym. Najgorsze w aktualnej relacji jej i blondyna był fakt, iż Malfoy nie widział w rozpadzie ich związku swojej winy. Rozmawiał z nią beztrosko i udawał, że nic złego się nie wydarzyło.

– Gdzie lecisz, Pans? – wiedział, że nie znosiła tego zdrobnienia. Dziewczyna całą sobą próbowała odgarnąć wspomnienia napływające do jej głowy. – Pans, wszystko dobrze? Pansy? Pansy!

– Ja, uhm, przepraszam. Zamyśliłam się. Mówiłeś coś?

– Tak. Pytałem się gdzie lecisz?

– Do Hiszpanii, a ty?

– Ja do – wypowiedź chłopaka została przerwana przez głośne cholera, które wydobyło się z ust brunetki. – Co się stało?

– Mój samolot, cholera, muszę szybko znaleźć moją bramkę! Samolot odlatuje za trzy minuty! – Pansy mówiła tak szybko, że trudno było cokolwiek zrozumieć. Oddaliła się w stronę bramki najszybszym krokiem na jaki mogła sobie pozwolić w dziesięciocentymetrowych szpilkach. – Niech szlag trafi Dafne, jej telefonowanie do mnie i pomysł wystrojenia się na lotnisko – pomyślała.

– Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – stewardessa stojąca przed wejściem do rękawa łączącego samolot i lotnisko zdenerwowała Pansy swoim przesadnie słodkim tonem. Dziewczyna pospiesznie podała kartę pokładową i w milczeniu weszła na pokład samolotu.

summer vibes → hansyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz