Rozdział 7

9.8K 397 6
                                    

expressio unius est exclusio alterius (j. łaciński)

– wyrażenie jednego jest wykluczeniem drugiego


TEDDY

– Przepraszam za spóźnienie – wydukałam pośpiesznie, gdy tylko białe drzwi do mieszkania zostały uchylone.

Miałam nadzieję, że mężczyzna nie będzie zły i znajdzie trochę czasu, by ze mną porozmawiać. Ludzie tacy, jak on, musieli nienawidzić niepunktualności. Nie wiedziałam nawet, czy ponad trzydziestominutowe opóźnienie można było już do niej zaliczyć. Czy to czasem nie było zlekceważenie, które prowadziło do odwołania spotkania? Liczyłam na to, że się nade mną zlituje i nie miał zaplanowanego całego dnia, co do najmniejszej sekundy.

Mój strach trochę zelżał, wiedząc, że znajdowałam się w miejscu publicznym, a moją obecność zanotowały kamery. Byłam przekonana, że nie byłby w stanie pozbyć się mojego ciała ze środka. Nie, niezauważalnie.

– Spóźnienie? – prychnął aksamitnym głosem, a ja wreszcie zdecydowałam się unieść na niego wzrok i momentalnie zamarłam, zauważając przed sobą półnagiego Aarona, który przez biodra przewiązany miał zaledwie skrawek materiału w postaci ręcznika. 

Miałam idealny widok na jego opalony oraz umięśniony tors. Na pierwszy rzut oka, jego ciało było perfekcyjne. 

Nie posiadał na nim ani jednego tatuażu, sprawiając, że wyglądał, jak bóstwo. Miałam ochotę przyłożyć do niego dłoń i poczuć jego twardość pod palcami, a przy okazji sprawdzić, czy na pewno był prawdziwy, jednak od razu skarciłam się za tę myśl. 

Gdy się mu jednak bliżej przyjrzałam, spostrzegłam że na górnej części jego ramienia znajdowała się dosyć nowa i świeża blizna. Pomimo że nie była rozległa, przyciągała uwagę swoim wyjątkowym kształtem. Była to ścieżka krwistoczerwonych rozstępów, która przypominała odłamki spalonego pergaminu. Można było na niej dostrzec delikatne, czerwone żyłki, rozchodzące się od centralnego punktu na boki. Co jednak było lepsze, nie była jedyna.

Druga, zupełnie inna, zdobiła lewą część jego podbrzusza. Była już porządnie zagojona, więc musiała być stara, o czym świadczył jej wyblakły, wręcz matowy kolor. Jej linie były pofałdowane i zadarte, dodając jej subtelnego charakteru. 

Z jego ciemnych włosów skapywały pojedyncze kropelki wody, niemo mnie informując, że właśnie brał prysznic, w którym zapewne mu przeszkodziłam. 

Kiedy kolejna strużka przezroczystej cieczy uwolniła się z jego kosmyka, odruchowo za nią podążyłam. Sunęła w dół, aż nie zniknęła pod przykryciem, wskutek czego się speszyłam. Poczułam nawet nieprzyjemne pieczenie na policzkach, przez co byłam pewna, że spaliłam przed nim buraka.

– Chcesz zobaczyć więcej? – zapytał rozbawiony, prowokacyjnie unosząc jedną z brwi.

Bezskutecznie próbował zapanować nad drgającym kącikiem swoich ust. Wiedział, że nie mogłam oderwać od niego spojrzenia i sprawiało mu to niemałą satysfakcję.

Zmarszczyłam nos, w duchu zastanawiając nad tym, czy byłby zdolny do tego, by się przede mną rozebrać. Bez żadnego skrępowania i wstydu ukazać mi siebie takiego, jak go Bóg stworzył. Szybko jednak doszłam do wniosku, że dla niego nie było rzeczy niemożliwych. W końcu nie tak dawno temu zaproponował mi seks w moim biurze, gdzie za ścianą czekał na nas mój szef.

– Nie! – zaprzeczyłam spanikowana, gdy tylko zauważyłam, jak jedna z jego kończyn powędrowała na koniec tkaniny, by się jej pozbyć. Nie zamierzałam oglądać jego przyrodzenia.

Sincerity is scary [+18]Onde histórias criam vida. Descubra agora