5. Żegnaj, Francjo

4.8K 533 230
                                    

♕♛♕♛♕

Louis

Dzień mojego wyjazdu nadszedł niespodziewanie. Gdy się obudziłem, do mojej komnaty przyszła matka, która oznajmiła mi, że po południu odpływa mój statek. On zabierze mnie na wyspę. Nie sądziłem, że nastąpi to tak szybko. Nie byłem na to gotowy. Niestety nie miałem nic do powiedzenia w tej sprawie.

Służące pakowały mój kufer z ubraniami, podczas gdy ja siedziałem w jadalni i jadłem śniadanie, swoje ostatnie śniadanie we Francji przed wyjazdem. Moi rodzice komplementowali księcia Harry'ego, mówiąc to jakim jestem ogromnym szczęściarzem, że zostanę jego mężem. Osobiście tak nie uważałem. Zastanawiałem się skąd mogą wiedzieć, jaki w ogóle jest Harry. Nie znali go, a widzieli może ze dwa razy w całym życiu. Z grzeczności nie skomentowałem tego. Z trudem przełknąłem kromkę chleba i to by było na tyle, jeśli chodziło o moje śniadanie.

Gdy wróciłem do sypialni, moich bagaży już nie było. Usiadłem na łóżku i pozwoliłem sobie na  zatopienie się we wspomnieniach. Myślałem o każdej chwili spędzonej tu, we Francji. Wspominałem  o wspólnych przygodach z Zaynem, zabawach z siostrami, a nawet każdym wieczorze spędzonym z ojcem, który opowiadał mi niezwykłe historie. Wiedziałem, że za tym będę tęsknić. Pogodziłem się ze swoim losem i miałem nadzieję, że dam radę, że sobie poradzę. Nie mogłem pokazać się jako wrażliwy i bezbronny książę. Ślepy książę.

Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Po moim pozwoleniu, do środka wszedł Zayn. Usiadł obok mnie, opierając się ramieniem o to moje. Położyłem głowę na jego bark. Zawsze tak siadaliśmy i nie było w tym nic dziwnego. Malik przyzwyczaił się do tego, że uwielbiałem robić z niego poduszkę lub po prostu się opierać. Dla dworzan było to niesmaczne, że zadawałem się z kimś z niższej warstwy społecznej. Mnie nie obchodził status, ani majątek. Liczyła się dla mnie druga osoba, bez względu na to, czy jest synem rybaka, czy synem barona.

- Słyszałem plotki w kuchni, że wyjeżdżasz - zaczął rozmowę.

- Tak - westchnąłem. - Dowiedziałem się o tym wczoraj, przepraszam, że nie miałem dla ciebie czasu...

- Nie tłumacz się, Louis - powiedział. - Jak się z tym czujesz?

- Źle - odparłem zgodnie z prawdę. - Nie chcę nigdzie wyruszać, wolałbym zostać z tobą, z moją rodziną.

- Nie możesz odmówić? - zapytał niepewnie. - Nie znam się na królewskich zasadach, ale jako książę, chyba masz takie prawo, prawda?

- Nie, Zayn - westchnąłem. - Nie mogę z tego zrezygnować, to mój obowiązek.

- Okropnie jest być księciem - przyznał, a ja uśmiechnąłem się na te słowa.

- Nie wyjechałbym bez pożegnania, będę tak bardzo tęsknił...

- Ja bardziej, mój książę - zapewnił i po chwili mocno mnie przytulił.

Schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi i pozwoliłem łzom, by zmoczyły moje policzki. Nigdy nie byłem silny, zawsze przejmowałem się nawet najmniejszymi błahostkami. Czasem niepochlebne słowa moich nauczycieli potrafiły sprawić mi przykrość. Jako dziecko opłakiwałem każdą przepiórkę, każdego lisa, które przynosili myśliwi. Dorośli tego nie rozumieli. Ta wrażliwość mi została, nie wyrosłem z niej.

- Mam nadzieję, że będziesz często przyjeżdżał w odwiedziny i nie zapomnisz o mnie - powiedział.

- Nigdy, Zayn. Jesteś moim jedynym, prawdziwym przyjacielem - zapewniłem. - Zostaniesz ze mną jeszcze trochę? Niedługo mam statek, a tak bardzo nie chcę siedzieć tu sam.

- Oczywiście, Lou - poprawił moją grzywkę. - Będę nawet patrzył dotąd, aż twój statek nie zniknie mi z oczu.

Zanim nadeszła godzina opuszczenia przeze mnie zamku, przyszła do mojej komnaty Ophelia. Powiadomiła mnie, że będzie podróżować ze mną i w dalszym ciągu utrzymuje posadę służącej, mojej osobistej służki. Cieszyłem się z tego, że będę miał w tym obcym kraju kogoś znajomego. Ta wiadomość nieco podnosiła na duchu.

Obiecałem również Zaynowi, że będę do niego pisał, kiedy tylko będę miał na to czas. Oczywiście to Ophelia będzie odczytywała i odpisywała  na listy. Wiedziałem, że mogłem jej ufać. Nie miałem przed nią żadnych sekretów. Czasami wolałem się jej wyżalić, niż któremuś z moich rodziców. Ophela była mi bliższa i rozumiała to, co czułem. Nie wymagała ode mnie, że będę silny, dzielny i sprostam obowiązkom króla, czego inni ode mnie wymagali.

Nie pojawiłem się na obiedzie rodzinnym. Nie byłem w stanie myśleć o jedzeniu, byłem zbyt zdenerwowany. Pożegnałem się jedynie z członkami rodziny, zanim powóz zabrał mnie do portu. Zayn nie mógł ze mną jechać, lecz wiedziałem, że będzie tam czekał. Już się z nim pożegnałem, co nie było zbyt łatwe. Łączyło nas tyle przygód, tyle wspólnie spędzonych chwil.

Sądząc po okrzykach i odgłosach, żegnały mnie tłumy poddanych. Uśmiechałem się, lecz w środku pękało mi serce. Tak bardzo chciałbym zostać.  Zacisnąłem dłonie w pięści i czekałem na to, co mam robić dalej. Dostałem błogosławieństwo od rodziców i biskupa. Odprowadzany okrzykami pozdrowień od poddanych, wszedłem na pokład. Oczywiście pomagał mi w tym jeden ze strażników. Sam zapewne bym się potknął i dostarczyłbym niezłego widowiska ludziom.

Gdy byłem już na pokładzie, zatrzymałem się przy barierce, odwracając twarz w stronę skąd przyszedłem. Czułem powiew wiatru na twarzy. Nad nami latały mewy, które wydawały nieznośne odgłosy.

- Żegnaj, Francjo - szepnąłem, roniąc jedną słoną łzę.

♣♣♣

Witajcie!

Rozdział trochę później, ale nie miałam czasu go wstawić :c

Co u was słychać?

Jak podoba wam się zwiastun?

Dziękuję za niego marixprincess

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

A Blind Prince ~Larry ✔Where stories live. Discover now