16. Za każdym razem milczał

4.3K 507 328
                                    

♛♛♛♛♛

Harry

Podczas wizyty rodziny Louisa, musiałem jeszcze bardziej się starać, by każdy uwierzył w moją przeogromną miłość do ślepego księcia. Znosiłem piskliwe, francuskie królewny, które biegały po zamku, nie zważając na maniery. Pokręciłem z niesmakiem głową, kiedy jedna z nich ukryła się za mną przed swoją siostrą. Zanim zdążyłem powiedzieć, by mnie nie dotykały, odbiegły, głośno się śmiejąc. Nie były przecież już małymi dziećmi, powinny zachowywać się godnie, jak przystało na ich pochodzenie.

Teraz przemierzałem pusty korytarz, planując spędzić czas do obiadu na świeżym powietrzu. Nie wyspałem się i byłem zmęczony. Odczuwałem coraz to większy niepokój nadchodzącym ślubem i przejęciem korony. Byłem uczony na króla od małego chłopca, więc zdawałem sobie  sprawę z powagi sytuacji. Teraz najważniejsze będzie tylko królestwo.

Skręciłem w prawo i zauważyłem Louisa. Stał kilka metrów dalej, opierając się ręką o ścianę.  Najpierw pomyślałem, że może się zgubił, ale przecież nie miał jak, ponieważ ten korytarz szedł cały czas prosto, nie było rozwidleń.

Ruszyłem powoli naprzód licząc na to, że przejdę niezauważony. Nie miałem ochoty zamieniać ani jednego słowa z księciem. Szedłem jak najbliżej przeciwnej ściany, lecz zatrzymał mnie cichy głos wołający moje imię. Przewróciłem oczami i stanąłem w miejscu. Spojrzałem w jego stronę i  zmarszczyłem brwi dopiero teraz dostrzegając twarz. Do czoła przyciskał  białą chusteczkę, która teraz zabarwiła się na czerwono. Pokonałem dzielącą nas odległość i złapałem za przegub jego ręki.  Odciągnąłem ją od twarzy i spojrzałem na niewielkie rozcięcie.

- Mógłbyś pomóc mi dotrzeć do komnaty, by nikt mnie nie zobaczył? - zapytał.

- Co ci się stało? - czekałem na jego odpowiedź.

Jeszcze niedawno widziałem go w salonie, gdzie był wraz ze swoją matką. Rozmawiali, dzięki czemu nie musiałem zapraszać księcia na poranny spacer, na który tak naciskała moja matka. Rozumiałem to, że chciała, abym wypadł dobrze w oczach królewskiej rodziny z Francji. Wiedziałem jednak, że nic nie miało znaczenia, ponieważ niezależnie od ilości głupich spacerów na które zaproszę Louisa, wezmę  z nim ślub.

- Przewróciłem się - powiedział, a jego policzki zrobiły się czerwone ze wstydu.

- Naprawdę? - zaśmiałem się, lecz szybko spoważniałem. - Przepraszam... Po prostu... tyle już mieszkasz w tym zamku i nie sądziłem, że zrobisz sobie krzywdę przy zwykłym potknięciu.

- Pomożesz mi? - zapytał zniecierpliwiony, wyrywając rękę z mojego uścisku.

- Jestem zajęty, nie będę się wracać.

Ponownie przyłożył już zabrudzony materiał do rany, która wcale nie wyglądała na groźną. Cofnąłem się o krok i przypatrywałem się przez chwilę szatynowi. Skinął tylko nieznacznie głową i ponownie odszukał ręką ściany, aby kontynuować swoją wędrówkę do komnaty. Szedł powoli, uważnie stawiając stopy. Po cichu liczył kroki, lecz zapewne już dawno pomylił się w tym liczeniu.

Jeszcze nie tak dawno temu zapytałby się mnie dlaczego taki jestem, dlaczego nie chcę poświęcić kilku minut na odprowadzenie go. Teraz już taki nie był. Za każdym razem milczał. Nie komentował moich niemiłych uwag co do jego osoby. Chyba już się pogodził z zaistniałą sytuacją, ale to dobrze. Nie zamierzałem traktować go lepiej po ślubie.  Uważałem go za niepotrzebny dodatek do królewskiego tronu.

Patrzyłem na niego uważnie, lecz nie mogłem przejść obojętnie. Jeszcze ktoś go zobaczy i mój ojciec zarzuci mi, że nie dopilnowałem tego, aby francuski książę był bezpieczny. A przecież to, że się potknął nie było niczyją winą. Znałem jednak moich przewrażliwionych rodziców, więc zawróciłem. Ruszyłem szybkim krokiem do szatyna. Bez słowa złapałem go za rękę i zacząłem ciągnąć go za sobą. Ledwo co nadążał, lecz nie miałem dla niego całego dnia. Zatrzymałem się dopiero tuż przed drzwiami jego komnaty.

- Dziękuję - wydusił cicho z siebie drżącym głosem, wciąż nie unosząc swojej głowy.

- Louis - zawołałem go, lecz nie zareagował.

Położyłem dłoń na jego podbródku i uniosłem go dwoma palcami. Od razu zacisnął oczy, a spomiędzy powiek wypłynęły łzy. Westchnąłem i cofnąłem dłoń. Bał się mnie. Przerażałem go. Nigdy nie zamierzałem go uderzyć, nawet przez myśl mi to nie przeszło, lecz on o tym nie wiedział.  Strach był czymś dobrym. To dzięki niemu budowano silną władzę w królestwie, to dzięki niemu poddani cię słuchali i szanowali. Tak mnie uczono. Cieszyłem się, że wzbudzałem respekt, nawet jeśli tylko w takiej osobie jak  słaby, niewidomy chłopak.

- Uważaj na siebie następnym razem - powiedziałem, ścierając kciukiem łzy z jego policzka. - Musisz być ostrożniejszy.

Po tych słowach odwróciłem się na pięcie i szybko odszedłem, zanim dogoniłyby mnie wyrzuty sumienia. Chciałem być dobrym królem, tylko to się liczyło.

♣♣♣♣♣

Witajcie!

Co u was nowego słychać?

Ja w końcu dodałam rozdział na Find happiness po dłuuugiej przerwie ^.^

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

A Blind Prince ~Larry ✔Where stories live. Discover now