40. Królewski posłaniec

3.4K 423 70
                                    


♛♛♛♛♛

Louis

Gdy zegar wybił godzinę pierwszą w nocy, podniosłem się z łóżka. Nie przebierałem się do snu  w koszulę nocną, zostałem w stroju codziennym. Usiadłem teraz  na materacu i ręką odszukałem buty, które włożyłem na swoje stopy. Wciąż byłem  nieco senny, gdyż dwie godziny były niewystarczające, bym odpoczął. Na więcej niestety nie mogłem sobie pozwolić. Okryłem się szczelniej płaszczem i wyszedłem z komnaty. O tej porze wszyscy powinni spać. Wszyscy, oprócz strażników. Przemierzałem puste korytarze, starając się nie hałasować. Szedłem wolno, stawiając ostrożnie swoje kroki. Ostatnie czego bym chciał to narobienie hałasu, przez co zbudziłbym Lima. Mężczyzna zasłużył na odpoczynek i nie miał prawa martwić się o rzecz, na którą nie miała wpływu.  Potrzebowałem go tutaj, w zamku.

Po wieczornym spotkaniu  i ustaleniu niektórych szczegółów, wszyscy rozeszli się do swoich zajęć. Liam wraz ze mną udał się na odpoczynek. Mój przyjaciel zajął komnatę zaraz przy tej należącej do mnie i Harry'ego. Zapewne teraz smacznie sobie spał, lecz nie miałem mu tego za złe. Nie mogłem jednak pozwolić, by mi towarzyszył. Jego umiejętności przydadzą się nad ranem, kiedy wyruszy wraz z oddziałem w stronę północnych wiosek, czyli tam, gdzie się właśnie udaję.

Sprawnie pokonałem schody i po kilku minutach znalazłem się na dziedzińcu. Dwóch strażników zaczepiło mnie, by upewnić się, że nie potrzebuję ich pomocy. Nie potrzebowałem. Od tego miałem już jednego człowieka. Ruszyłem pewnie w stronę stajni. Dotarłem tam chwilę później. Na szczęście nie zbłądziłem, ani na nic nie wpadłem. Mój towarzysz już czekał. Przygotował trzy konie, które gotowe czekały na nasz wyjazd.

- Czy Wasza Wysokość jest pewien, że nie potrzebujemy eskorty, strażników? - zapytał chłopak nieco nerwowo.

- Zapewniam cię, przyjacielu, że my dwaj nie będziemy aż tak bardzo rzucać się w oczy, jak cały oddział żołnierzy - zapewniłem. - Nie chcemy, by poczuli się zagrożeni naszą obecnością.  Jeśli nie czujesz się na siłach...

- Nie! - przerwał zbyt szybko. - To dla mnie zaszczyt, że Wasza Wysokość wybrał mnie na towarzysza podróży.

- Możesz mówić mi po imieniu, Niall - odparłem. - Wiem, że wśród szlachty takie coś uważane jest za nietakt, ale wolę mieć przyjaciół niż poddanych. Udało mi się nawet przekonać  do tego Liama.

- To... w porządku, tak myślę - powiedział po chwili zawahania. - Pomogę... ci wsiąść w siodło.

Słyszałem parskanie konia, a po chwili rozległ się stukot kopyt. Niall podprowadził zwierzę bliżej mnie i pomógł chwycić się siodła,  bym mógł zwinnie w nim wylądować. Nie byłem dobrym jeźdźcem, można powiedzieć, że moje umiejętności były prawie na zerowym poziomie, ale prawie. Będąc w rodzinnym zamku, moim siostrom udało się wyciągnąć mnie na przejażdżki. Nieco podszkoliłem się w jeździe, lecz wciąż brakowało mi pewności siebie. Zwalałem to na fakt, że byłem niewidomy. Z każdym krokiem wierzchowca bałem się, że uderzę o coś głową lub wjadę w drzewo.

Niall po chwili przyprowadził pozostałe dwa konie. Wsiadł na jednego z nich, a po wyjaśnieniach  dowiedziałem się, że ten drugi był objuczony. Miałem nadzieję, że za kilka godzin posłuży Harry'emu za wierzchowca. Gdy ruszyliśmy, skuliłem się nieco w siodle, nerwowo zaciskają dłonie na wodzy. Jechałem zaraz za Niallem. To on miał za zadanie dobrze nas pokierować. Miałem nadzieję, że do rana znajdziemy się już na miejscu. Czekała nas długa podróż. Odgłos kopyt stawianych na kamiennej drodze roznosił się echem od ścian, kiedy przejeżdżaliśmy przez główną bramę. Na szczęście nikt nie próbował nas zatrzymywać. Spokojnie opuściliśmy dziedziniec, kierując się w stronę lasu.

Jechaliśmy stępem, nie męcząc koni. Odgłosy dzikiej zwierzyny towarzyszyły nam odkąd tylko wjechaliśmy między drzewa. Najgłośniejsze były sowy, które zdradzały swoją obecność na drzewach.

- Czy... Louis, dasz radę pojechać szybciej? - zapytał Niall, zapewne przekręcając swój tułów w siodle, by spojrzeć do tyłu. - Wolałbym ominąć główny trakt. W lesie mogą zatrzymać nas rabusie, lecz mniej uczęszczanymi ścieżkami udałoby się ich ominąć, lecz nadłożymy nieco drogi.

 - Dostosuję się - odparłem tylko. - Jeśli trzeba będzie nawet uciekać, poradzę sobie z tym. Galop nie może być taki straszny, prawda?

Niall tylko cicho się zaśmiał. Polegałem na swoim wierzchowcu, który wiedział jak iść. Stajenny jeszcze przed wyruszeniem przysiągł mi, że koń nie wpadnie na drzewo, ani nie spadnie z urwiska podczas naszej podróży. ,,Koń będzie twoim przewodnikiem'' - chyba tak to ujął. I cóż... zaufałem mu, bo dlaczego miałby kłamać? Póki siedziałem w siodle, czułem się bezpieczny. Co do gałęzi, które mogły zsadzić mnie z siodła, z nimi problemu nie miałem. Niall za każdym razem mnie ostrzegał, dzięki czemu pochylałem się w siodle i nic nie zakłócało naszej podróży.

Po godzinie drogi popędziliśmy konie do szybszego chodu. Nie było wcale tak źle, lecz wiedziałem, że na drugi dzień już nigdzie nie usiądę. Zanim złapałem wspólny rytm z koniem nieźle się poobijałem. Potem było już tylko lepiej. Coś czułem, że sporo się podszkolę w jeździectwie, jeśli tylko wytrwam do końca podróży.

Co chwilę zmienialiśmy tempo jazdy. Konie mogły odpocząć, podobnie jak my. Byłem wdzięczny Niallowi za te momenty odpoczynku. Po kolejnej godzinie zrobiliśmy krótki, pięciominutowy postój. Zatrzymaliśmy się tuż przy rzece, gdzie pozwoliliśmy koniom napić się wody. Stajenny podał mi mały podpłomyk, który wyjął z sakwy przypiętej do siodła.

- Widzę, że pomyślałeś o wszystkim - powiedziałem z uśmiechem, przyjmując kolejną porcję pieczywa.

- Cóż... - westchnął. - Po prostu lubię jeść, a długie podróże wyzwalają apetyt.

I nic więcej tłumaczyć nie było trzeba. Po posiłku podał mi jeszcze szklaną butelkę, w której znajdowała się już co prawda zimna, lecz nadal doskonała angielska herbata. Butelka była po winie, lecz świetnie nadała się do tej roli.

- Gdyby Anne zobaczyła w czym pijemy herbatę... - zaśmiałem się na wspomnienie moich  spotkań z królową przy herbatce, gdzie piliśmy z najlepszej porcelany w całym kraju.

- Pewnie wygnałaby mnie z kraju - dodał. - Ale na szczęście teraz ty jesteś królem wraz z  królem Harrym.

Pokiwałem tylko zamyślony głową i napiłem się nieco, oddając następnie butelkę Niallowi. Po chwili znów znajdowaliśmy się w siodle. Do świtu wciąż pozostało trochę czasu, lecz nie mogliśmy pozwolić sobie na powolne człapanie się. Kilka kilometrów pokonaliśmy galopem, gdy tylko Niall stwierdził, że ziemia nie jest zbyt grząska po ostatniej ulewie. Co kilka kilometrów zmieniliśmy chody.

Teraz jechaliśmy powoli wąską ścieżką prowadzącą do wioski. Niall zauważył kilku chłopów pracujących w polu. Słońce powoli wspinało się po niebie, zwiastując kolejny dzień. Moją rozmowę ze stajennym przerwał tętent kopyt. Ktoś zbliżał się w naszą stronę z dużą prędkością.

- To posłaniec - powiedział Niall. - Królewski posłaniec.

♣♣♣♣♣

Witajcie!

Udało mi się zrobić  mały zapas rozdziałów ^.^

Ale...

Zostawcie po sobie troszkę komentarzy, zbliżamy się już do końca opowiadania.

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

A Blind Prince ~Larry ✔Where stories live. Discover now