Rozdział 5

4.3K 425 78
                                    

    Nagle poczuł, że ma otwarte oczy. Było za jasno za ranek, więc czemu leży na łóżku? Nie, to kanapa...
  Chwilę zajęło mu przyjęcie do wiadomości, że rano odezwał się On i musiał się położyć. Musiał mu się przyśnić sen o jednym z pierwszych zleceń, które wykonali po pojawieniu się w domu Rou. Odkrył nawet lód na swojej głowie. Nie był za bardzo roztopiony, więc musiał zostać położony niedawno. Chociaż Kirishima mógł go zmienić. Dla pewności spojrzał na zegar na ścianie. Z zaskoczeniem stwierdził, że spał najwyżej godzinę.
  Wstał, gdy stwierdził, że czuje się już lepiej. Poszedł do przedpokoju, gdzie współlokator zawiązywał właśnie buty.
  - Wychodzisz?
  Nawet go nie zaskoczyło, że Bakugou już wstał.
  - Wyprowadzam Rou - wstał z kucek, a pies potwierdził jego słowa merdaniem.
  - Skoczysz do sklepu? - oparł się o ścianę przedpokoju i założył ramię na ramię, niby bez większego powodu, ale tak naprawdę ciężko było mu ustać.
  - Czemu nie - miał jeszcze zamiar podejść do fryzjera, przez co i tak nadkładał drogi, ale nie robiło mu to większej różnicy. Lubił spacerować.
  - Masz - wręczył mu małą kartkę zapisaną drobnym, schludnym pismem.
  Skinął głową i schował papier do kieszeni.
  - Poradzisz sobie? - Zapytał, już stojąc w progu.
  - Tak, tak, mam nigdzie nie wychodzić, nie przemęczać się i najlepiej w ogóle nie wstawać z łóżka, wiem - wywrócił oczami.
  W odpowiedzi uśmiechnął się lekko i wyszedł na klatkę, a Rou podreptał za nim, bez smyczy ani nawet obroży, o kagańcu nie wspominając. Ostatnie, co możnaby o nim powiedzieć, to to, że był jednym z tych biegających za wszystkim, co się rusza i szczekającym nawet pod adresem kamienia przy drodze zwierząt - był niespotykanie cichy i chodził przy nodze lub w promieniu dwóch metrów od właściciela tak pilnie, że gdy raz zgubił się w tłumie, w pierwszym odruchu podążył za jednym facetem ubranym i co ważniejsze pachnącego całkiem podobnie do Kirishimy tego dnia. Co prawda, potem zauważył swoją pomyłkę i wyszedł na cokół pomnika na środku rynku, by właściciel mógł go zobaczyć, ale i tak cała ta akcja była mu często wypominana przez Bakugou za każdym razem, gdy mieli wyjść gdzieś w godzinach szczytu. Dlatego też Rou, gdy widział nadciagającą większą grupę ludzi, na wszelki wypadek co kilka sekund sprawdzał dokładnie zapach nogi, przy której szedł. Było to całkiem zabawne, ale po tych kilku latach stało się normą.
  Najpierw poszedł w kierunku fryzjera, po drodze zbaczając nieco z drogi do specjalnego krzaka Rou - w przeciwieństwie do innych psów ten zawsze musiał się schować, co na początku wydawało się jego właścicielom nieco problematyczne, ale zdołali się do tego przyzwyczaić w mgnieniu oka. Po jakiejś godzinie Kirishimie udało się załatwić sprawę u fryzjera, wracał więc do domu. Po drodze o mało nie zapomniał zajrzeć do sklepu. Nie było tam żadnego znaku o zakazie wprowadzania psów, więc Rou szybko znalazł się w środku. Kirishima, aby uniknąć zamieszania, próbował go po prostu wypchnąć na zewnątrz (skąd miał wiedzieć, że ten pies jest aż tak uparty?), ale nie był w stanie - zwierzę uparcie trwało przy regale z psimi przysmakami i nie chciało ustąpić, dopóki właściciel solennie nie zapewnił, że mu takie kupi. Nie trzeba było długo czekać, a Rou siedział już posłusznie przed drzwiami wyjściowymi. Jedna z kasjerek, która miała szansę widzieć całe zajście, zapytała Kirishimę, co to za rasa, taka inteligentna. W odpowiedzi mężczyzna zaśmiał się tylko i stwierdził, że najprawdopodobniej to zwykły wilczur, a inteligentny jest sam w sobie. Kobieta nie mogła też wyjść z podziwu, wspominając o niecodziennym kolorze psa, jednak na to już nie otrzymała żadnej odpowiedzi.
  - Jestem! - zawołał w końcu w głąb mieszkania, odstawiając torby z zakupami i zamykając drzwi stopą. W duchu zastanawiał się, kiedy stało się to jego nawykiem.
  - Co tak późno? - dobiegł go głos Bakugou. Chyba był w ich skrytce.
  - Rou zrobił małe zamieszanie w sklepie - wyjaśnił, zanosząc siaty do kuchni i wszystko grzecznie układając w lodówce i szafkach.
  - Wpuściłeś psa do sklepu - powiedział wolno, wygladając, tak jak się spodziewał, ze skrytki.
  - Sam wlazł - paczka psich ciastek stuknęła o blat, a Rou spojrzał na Kirishimę z wyrzutem. W końcu jedzenie powinno być w misce, a najlepiej w brzuchu, a nie na blacie.
  - I zajęło ci to całe cholerne dwie godz- urwał nagle, bo w polu widzenia zobaczył czarne włosy zamiast czerwonych. Wpatrywał się w nie z niedowierzaniem przez dłuższą chwilę.
  - Byłbym wcześniej, gdyby nie to - wzruszył ramionami i przeczesał niepewnie włosy, które zdążył już rozpuścić i pozwalał im delikatnie opatulać policzki. - Jak wyglądam?
  - Debilnie, jak zwykle - parsknął, jednak wciąż patrzył jak zahipnotyzowany na, czy może w, dziwnie odmienionego Kirishimę. Jednak po sekundzie czy dwóch opamiętał się i wrócił do skrytki.
  - A co tam robisz? - Było mu miło, że nowy image podoba się jego współlokatorowi, więc jego reakcja nie bardzo go ruszyła.
  - Szukam - odparł zdawkowo przez zamknięte drzwi.
  - A czego?
  - Czegoś.
  - A co to jest?
  - Przedmiot.
  - Jakiego kształtu?
  - Średnio podłużnego...
  - Grube, chude?
  - Grube, jeśli można to tak nazwać.
  - A jakiego koloru?
  - Jakieś takie ciemne, nie pamiętam.
  - A często tego używasz?
  - No, dosyć...
  - A dużo ludzi tego używa?
  - Głównie kobiety, ale faceci też.
  - A ma jakieś praktyczne zastosowania?
  - Jeśli się człowiek uprze.
  - A używanie jest satysfakcjonujące?
  - Skoro tyle bab tego używa, to musi.
  - A ty jak się czułeś po pierwszym użyciu?
  - Cholera jasna, po prostu właź tu i pomóż mi szukać ty jebanych szpilek! - Ryknął Bakugou na całe gardło, a Kirishima wszedł do skrytki i jak zwykle rozglądnął się ciekawie po wnętrzu. Większość miejsca zajmowała damska garderoba, ale zdarzały się także różne przypadkowe przedmioty służące do kompromitacji przeciwnika po przegranym zakładzie, grze, czy partyjce pokera.
  - A gdzie one są?
  - Nawet nie zaczynaj - warknął i sprawdził jeszcze kilka pudełek. - Mówiłem, żeby posprzątać, bo w tym syfie nie da się niczego... - umilkł, bo dostrzegł współlokatora, który z politowaniem wskazywał na jedno pudełko w rogu pomieszczenia.
  - A po co ci, tak właściwie? - Zaciekawił się, patrząc ponad ramieniem Bakugou wkładającego pozostałe kartony z powrotem na miejsce.
  - Nie twoja sprawa.
  - Czemu ty zawsze zamawiasz te buty i w końcu ich nie wkładasz od razu?
  - One się muszą wyleżeć.
  - Co? Po co?
  - Inaczej są obce.
  - Że jakie?
  Nie odpowiedział od razu.
  - Mają obcy zapach - stwierdził w końcu.
  Na Kirishimie nie zrobiło to większego wrażenia.
  - A tak poważnie, to na co ci?
  - Założyłem się z Pikachu, że nie wyślę mu mojego zdjęcia w damskich ciuchach.
  - A o co?
  - O zdjęcie w damskich ciuchach.
  - Że co? - zachichotał.
  - Przestań rżeć. Ty jak upiłeś się w Boże Narodzenie to wyskoczyłeś w samych bokserkach z balkonu.
  - Na dole był śnieg...
  - Jakby to była duża różnica.
  - A co? Stało mi się coś?!
  - Nie. I właśnie to mnie wkurwia.
  - Mówiłem ci już, jak kretyńsko wykrzywia ci się twarz, gdy przeklinasz?
  - Zamknij się... idioto.
  - Czyli mówiłem.
  - Powiedziałem, żebyś się, kurwa, zamknął.
  Cicho chichocząc, wyszedł ze skrytki. Najwyraźniej Bakugou zdążył już zapomnieć o porannych nieprzyjemnościach i zwyczajnie wrócił do bycia sobą.

ShadowsWhere stories live. Discover now