24. Radosna nowina

688 34 7
                                    

Łucja
Leżałam na sali intensywnej terapii, nie wiedząc do końca co mi dolega. Wokół mnie krzątało się mnóstwo ludzi. Nagle zza drzwi wyłoniła się znajoma postać.
-Cześć skarbie! - przywitał się mężczyzna, jednocześnie całując mnie w czoło.
-Olgierd - uśmiechnęłam się.
-Jestem - zapewnił - Zawsze będę.
W jednej chwili posmutniał. Wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozpłakać. Byłam zupełnie zdezorientowana. Mazur zauważając moje zagubienie zaczął dialog:
-Łunia... bo widzisz...
Niespodziewanie do pomieszczenia wkroczył wysoki mężczyzna w białym fartuchu. Zmierzył nas wzrokiem, po czym usiadł na krześle naprzeciwko.
-Gratulacje! - odparł w końcu.
Popatrzyliśmy na siebie.
-Gratulacje? - powtórzyłam.
-Będą państwo rodzicami! Szósty tydzień! - oznajmił lekarz.
-Nie, nie... to nie możliwe - stwierdziłam z niedowierzaniem - Ja... robiłam test...
-Rozmawiałem już z pani partnerem na ten temat. GHB uniemożliwiło wykrycie ciąży - opowiadał doktor.
-Ale... ten krwotok... Czy z dzieckiem wszystko w porządku? - upewniałam się.
-Na tym etapie nie jesteśmy jeszcze w stanie nic powiedzieć - ciągnął - Bądźcie państwo dobrej myśli.
Niedługo po tych słowach mężczyzna opuścił salę. Popatrzyłam na Olgierda.
-Ty... nie chcesz tego dziecka...? - zapytałam niepewnie.
-Kochanie... Jak mogłaś tak pomyśleć? - zdziwił się brunet - Ja... po prostu się boję. Boję się, czy przez tych skur*ieli...
Nie musiał kończyć. Domyślałam się, co chce oświadczyć.
-Przytul mnie - poprosiłam.
-Będzie dobrze - zapewniał obejmujący mnie policjant - Musi być.

*******

5 miesiące później
Olgierd
Wszystko się ułożyło. Po serii badań lekarze ustalili, że życiu naszego dziecka nic nie zagraża. Co do ślubu - postanowiliśmy przesunąć go do czasu narodzin dzidziusia.
Brzeska i Chrobociński po długim procesie karnym w końcu zostali skazani. Zostało im postawionych kilka zarzutów. Z uwagi na przyznanie się do winy i wykazaną skruchę Krzysiek otrzymał łagodniejszą karę. No cóż, przynajmniej przez kilka miesięcy nie będą zatruwać nam życia.
Siedzieliśmy z Łucją na placu zabaw, obserwując bawiącą się w piaskownicy Marcelinkę. Nagle dziewczynka podbiegła do kobiety, a następnie dotknęła jej bluzki.
-Ćo to? - zapytała.
-Kochanie, tłumaczyliśmy ci już. Będziesz miała braciszka - oznajmiłem.
-Braciszka? Skąd ta pewność? - roześmiała się brunetka.
-Uwierz mi... to będzie mały Mazur! - odparłem. Pocałowałem już widocznie zaokrąglony brzuch partnerki.
-Kocham was... moje magiczne trio - dodałem.
Zielonooka pogładziła mnie po policzku, po czym wzięła córeczkę na kolana.
-Daj mi ją! - wykrzyknęłem przejęty - Nie możesz dźwigać!
-Głuptasie... nie przesadzasz troszkę? - stwierdziła.
-Nie pozwolę, żeby ci się coś stało - rzuciłem, jednocześnie biorąc Marcelinkę do siebie.
Niespodziewanie Łucja złapała się za podbrzusze.
-Ała - wydusiła ciężko oddychając.
-Skarbie?! Co ci jest?! - w jednej chwili zerwałem się na równe nogi - Pomocy!
Po kilku minutach wokół policjantki zebrało się chyba całe osiedle. Wydawało się, że poczuła się lepiej.
- Olgierd... to tylko skurcz... - powiedziała brunetka.
-Dziecku najwyraźniej bardzo śpieszy się na świat! - roześmiała się przypadkowo przechodząca staruszka.
10 minut później
Łucja
-Puść mnie, durniu! - krzyczałam do Olgierda, który niósł mnie w stronę domu.
-Skarbie, chodź! Mamusia musi się położyć do łóżeczka! - mówił Mazur do Marcelinki.
-Wcale, że nie musi! - upierałam się - Dobrze ci radzę! Zaraz ci coś strzyknie w kościach... i tyle będzie.
-Trudno - wzruszył ramionami mężczyzna - Jesteście ważniejsi.
Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Udawałam obrażoną, jednak w głębi duszy kochałam tego wariata.
Przekroczyliśmy próg domu.
-Żabko, idź do swojego pokoju. Zaraz do ciebie przyjdę, tylko najpierw muszę zadbać o mamusię - stwierdził Olo. Dziewczynka posłusznie wykonała polecenie.
Zaczęliśmy iść po schodach. To znaczy on zaczął. Ja w dalszym ciągu, pomimo próśb i gróźb, przebywałam u niego na rękach. Położył mnie na łóżku, po czym sam usadowił się kilka centymetrów dalej. Począł całować mnie po szyi.
-Oluś... - zaczęłam.
-Ciii - usiszył mnie. Jego wargi przeniosły się na moje usta.
-Dziecko zobaczy... - ciągnęłam.
-Nic nie zobaczy - odrzekł pewnie brunet. Jego ręka powędrowała pod moją koszulę. Rozpoczął jej rozpinanie.
-Tatusiu! Tatusiu! - usłyszeliśmy raptownie.
-No nie... - przewrócił oczami policjant.
-Idź do niej! - rozkazałam.
-Zaraz... - powiedział. Nie przerywał rozpoczętej czynności. Jego usta coraz śmielej posuwały się po moim ciele.
-Tatusiu! Tatusiu, ta pani kśyćy! - wołała dziewczynka.
Olgierd
Początkowo myślałem, że pochwyciła dźwięki, jakie wydobywały się z naszej sypialni. Już niedługo miałem się przekonać, jak bardzo się myliłem. Zerwałem się z łóżka. To samo zrobiła Łucja.
-Zostań tu! Nie możesz się denerwować! - przypomniałem kobiecie.
-Nie ma takiej opcji - oznajmiła. Była bardzo uparta.
2 minuty później
-Księżniczko, co się dzieje? - zapytałem zdenerwowany.
Marcelinka wyciągnęła rączkę w kierunku okna.
-Cholera... - wybełkotała moja partnerka.
-On ma broń! - wykrzyknęłem.
-Nie ruszajcie się stąd! - powiedziałem, a następnie szybko wybiegłem z mieszkania.


Jedna chwila / GliniarzeWhere stories live. Discover now