77. Nie żałuję

414 26 6
                                    

Łucja
-Co wy tam tyle robicie? - powiedział mężczyzna i szarpnął za klamkę, jednak ta ani drgnęła - Co ty tam kombinujesz?! Otwieraj w tej chwili!
Nie odpowiedziałam. Skuliłam się pod ścianą i starałam się unormować swój oddech, który wcale nie chciał tego zrobić.
-Otwieraj! - powtórzył, kopiąc w drzwi.
Nie do końca świadoma tego, co się działo w amoku zaczęłam rozglądać się dookoła pomieszczenia. Słyszałam, że zawiasy w drzwiach zaraz puszczą, a ja nie chciałam sobie nawet wyobrażać, co za chwilę może się wydarzyć.
-K*rwa mać! Jak tylko cię dorwę w swoje ręce to nie ręczę za siebie!
Nie odpuszczał. Zawiasy w końcu puściły, a drzwi runęły na podłogę nieopodal mnie. Spojrzał na mnie i jego początkowe zdezorientowanie zaczęło przemieniać się w gniew.
-Gdzie jest ten bachor?! - krzyknął i złapał mnie za włosy - Oj, nagrabiłaś sobie. Dzień dziecka właśnie się skończył.
Naraz poczułam silne kopnięcie prosto w brzuch. Takie, że od razu upadłam na podłogę.
-Zostaw mnie! - wykrzyczałam przez łzy, skręcając się na ziemi - Policja zaraz tu będzie! Odpowiesz za to wszystko, rozumiesz?!
-Za g*wno odpowiem - roześmiał się i uklęknął przy mnie. Uderzył moją głową o płytki. Jedyne co czułam to niewyobrażalny ból, jedyne co widziałam to krew, a jedyne o czym byłam zdolna jeszcze myśleć to przeświadczenie, że to już koniec...

*******

Godzinę później...
Olgierd
-I jak? - zapytałem ponownie.
-Olgierd, cierpliwości. Przecież Lena robi wszystko, co w jej mocy - wtrącił Michał.
-Pytał się ktoś ciebie o zdanie? - uniosłem brwi.
-Chłopaki, przestańcie - skarciła nas biegła z zakresu cyberprzestępczości - Patrzcie, tutaj - mówiąc to wskazała na pewien obszar na mapie, z którego dochodził sygnał GPS.
-I co to ma niby być? - odparłem.
-To właśnie może być miejsce, w którym przetrzymują Marcelinkę i Łucję - westchnęła - O ile nie wyrzucił tego telefonu, bo to jest kompletne odludzie i to może być fałszywy trop.
-Chcesz mi powiedzieć, że przetrzymują je w lesie...? K*rwa mać... Przecież na dworze jest minusowa temperatura...
-Olo!
Wzrok wszystkich zgromadzonych włącznie ze mną skierował się na zdyszanego mężczyznę w drzwiach.
-A tobie co? Gonił cię ktoś czy co?
-Olo, dostaliśmy telefon od faceta, który twierdzi, że znalazł małą dziewczynkę koło lasu. Opis pasuje do Marcelinki. Dawaj szybko ze mną! Wiezie ją na komendę.
Bez pytań udałem się za partnerem.
-Nic jej nie jest? - dopytywałem.
-Stary, nie wiem. Facet był w szoku.
-A Łucja?
-Wspominał tylko o dziecku - westchnął.
Oboje wyszliśmy przed budynek. Nie pytałem. Nie byłem w stanie wydusić z siebie ani słowa. Nerwowo chodziłem od drzwi do drzwi, aż w końcu po kilkudziesięciu minutach czekania zobaczyłem zbliżającą się w naszą stronę furgonetkę. Zanim zdążyłem tam podbiec ze środka wydobył się młody mężczyzna trzymający na rękach ciemnowłosą dziewczynkę.
-Znalazłem ją przy drodze - mówił spanikowany.
Popatrzyłem na jej wyczerpaną twarzyczkę, aż w końcu ta spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczkami i delikatnie się uśmiechnęła.
-Kochanie...
-Tatuś - odparła i wyciągnęła do mnie rączki, a ja momentalnie wziąłem ją do siebie i przytuliłem najmocniej jak tylko potrafiłem.
-Nic ci nie jest?
-Zimno mi - stwierdziła. Pośpiesznie przykryłem ją swoją kurtką i czule pocałowałem w zmarznięte czółko.
-A gdzie jest mamusia? - zapytałem.
-Jak ją znalazłem mała była w szoku - wtrącił kierowca - Cały czas mówiła o jakimś panu...
-Uratujesz mamusię, prawda? - wyszeptała Marcelinka, spoglądając prosto w moje przeszklone oczy.
-Uratuję... Ale kochanie najpierw musisz mi powiedzieć gdzie ona jest... I jak ty się w ogóle znalazłaś na tej drodze?
-Poszłyśmy siusiu i mamusia kazała mi wyjść przez okno, pobiec przez las i zatrzymać jakieś autko...
-Popatrz... To był ten pan? - odparłem, pokazując jej zdjęcie Nowakowskiego na swoim telefonie.
-Mhm - przytaknęła bez zastanowienia.
-Na pewno?
-Tak.
-I co ten pan wam robił? - kontynuowałem, czując narastający niepokój.
-Mówił jakieś brzydkie rzeczy do mojej mamusi... I krzyczał na nią... - zatrzymała się.
-I?
-Nie wiem. Ten dlugi pan zabrał mnie do innego pokoju...
Zacisnąłem zęby i za wszelką cenę starałem się uspokoić, aby w coś nie uderzyć.
-To ilu było tych panów?
Dziewczynka pokazała dwa paluszki i w milczeniu schowała się w moich ramionach.
-Dobra - westchnąłem - Robimy tak. Bierzemy wsparcie i razem z moim kolegą pojedzie pan wskazać nam miejsce, w którym znalazł pan moją córkę. Zeznania spiszemy później.
-Oczywiście - zgodził się mężczyzna.
W tym samym czasie...
Łucja
Obudziłam się cała obolała i nie byłam do końca świadoma tego, co się ze mną działo. Chciałam dotknąć swojego brzucha, jednak szybko zorientowałam się, że z pewnych względów nie mogę.
-Ughhh... - syknęłam, kiedy poruszyłam nogą i dopiero wtedy zobaczyłam, że jest przywiązana do drzewa.
-O proszę - usłyszałam za sobą - Kogo my tu mamy.
-Rozwiąż mnie - wyszeptałam z wielkim trudem - Zapłacisz za to...
-Wiesz co? - uniósł brwi, klękając przy mnie - Mój człowiek został złapany przy granicy. Okłamałaś mnie. Wystawiłaś go psiarni.
-I bardzo dobrze...
Naraz wyciągnął pistolet i odblokowując go przystawił do mojej skroni. Przełknęłam ślinę, spoglądając w jego ciemne oczy.
-Mógłbym to zrobić tu i teraz - uśmiechnął się - Wystarczyłoby jedno pociągnięcie za spust. Ale wiesz co? To byłoby za szybkie i za mało bolesne. Będziesz zdychać w męczarniach.
Znowu uderzył mnie w brzuch, a ja nie miałam możliwości żadnej obrony.
-Zostaw mnie! - wykrzyczałam ostatkami sił - Słyszysz?!
-Naprawdę tego chcesz? W porządku.
Zacisnął sznury na moich dłoniach jeszcze mocniej niż dotychczas, po czym zerwał ze mnie koszulę i spodnie.
-O-oddaj to - wyjąkałam z zimna.
-Po co? - rozłożył ręce - Wiem, że obiecałem, że się jeszcze zabawimy, ale wybacz - nie mam czasu. W końcu sama do tego doprowadziłaś.
Otworzył drzwi samochodu, posyłając mi przy tym złośliwy uśmiech.
-Nikt cię tu nie znajdzie - oznajmił - NIKT.
Przymknęłam oczy, słysząc dźwięk odpalanego silnika, który z każdym kolejnym momentem stawał się coraz mniej wyraźny.
Poruszyłam rękoma, jednak jedyne co udało mi się tym osiągnąć to przeszywający ból. Poczułam krew spływającą po moim czole i łzy, które niekontrolowanie poczęły spływać po moich policzkach. Chciałam krzyczeć, ale nie miałam na to siły.
Z każdą następną chwilą widziałam coraz mniej wyraźnie, a jednocześnie przez moją głowę zaczęły przewijać się wspomnienia związane z Olgierdem i naszymi dziećmi.
Nie wiedziałam, gdzie zaraz się znajdę i czy w ogóle gdziekolwiek się znajdę, ale jedno wiedziałam na pewno.
NIE ŻAŁOWAŁAM ANI CHWILI.

Jedna chwila / GliniarzeWhere stories live. Discover now