15

2.8K 92 6
                                    

-Opowie pani co takie się zdarzyło, jeszcze raz?- zapytał po raz kolejny policjant, z tego co ma na plakietce Michał.
-No chyba powiedziałam już, że jak weszliśmy do domu było zgaszone światło, od razu zauważyliśmy że coś jest nie tak, bo jak rodzice wychodzą zostawiają zapaloną lampę na ganku- przekreciłam oczami dość zirytowana
-Weszliśmy na górę i potem zobaczyliśmy ciała- przełknełam ślinę przypominając sobie ten okropny widok
-Dobrze, technicy przyjadą obejrzeć dom, myślę że nie ma pani nic przeciwko?- zapisał coś w swoim notatniku
-To chyba dość logiczne- powiedziałam ostro, na co policjant pokiwał głową

-Zabieramy ich do szpitala, muszą przejść szybko operacje- do salonu wszedł ratownik medyczny
-Jaki szpital?-zapytałam szybko wstając
-Na razie nie musicie jechać, i tak wejść napewno będzie można do nich dopiero jutro- powiedział kierując się do wyjścia
-Zapytałam się gdzie ich zabracie- zacisnełam szczękę
-Na Grendfint- mruknął wsiadając- ale powtarzam to nie ma sensu- zamknął drzwi i obie karetki odjechały na sygnale.

No pewnie, bo cię kurwa facet posłucham...Nie zdziw się

-Wsiadaj, jedziemy!-krzyknął Alex będą już przy samochodzie.
Podbiegłam do niego, wsiadając i od razu zapinając pasy

-Szybciej!- krzyknęłam na chłopaka, który znowu się zatrzymał
-Czerwone jest!- burknął
-To jedz na czerwonym, tu chodzi o naszych rodziców!- warknełam, a w tym momencie zapaliło się zielone światło.

Kiedy zaparkował od razu oboje biegiem skierowaliśmy się w stronę recepcji
-Szukamy małżeństwa przywiezionego przed chwilą- spojrzałam na kobietę za biurkiem
-A państwo to?- spojrzała na nas

Kobieto, no chyba nie kurier..

-Ich dzieci- powiedział Alex łapiąc mnie z rękę
-Sala numer 16, piętro 2- odburkneła

Szybkim krokiem udaliśmy się w stronę windy, by po chwili znaleźć się pod salą operacyjną
-A co jeśli oni tego nie przeżyją?-zapytałam cicho łkając
-Nawet tak nie mów- przytulił mnie siadając na krzesełko, a mnie na swoje kolana

Chociaż jego mam...

-Halo?- zapytałam odbierając dzwoniący telefon i próbując opanować jakoś głos
-Widziałam sms, zaraz tam będę!- powiedziała szybko Mia i połączenie zostało zerwane.

W drodze do szpitala napisałam jej wiadomość, bo uznałam że też powinna to wiedziec, a zwłaszcza jak moja mama traktuje ją jak swoje dziecko.

Siedzimy już całą trójką na tych cholernie nie wygodych krzesłach, czekając już 4h. Żaden lekarz jeszcze z tamtąd nie wychodził, a jedynie co to  wchodzili. Już nawet nie płacze, nie mam siły. Alex stara się być silny, a Mia patrzy tępo w ścianę. Wszyscy siedzimy w ciszy pogrążeni w swoich myślach.

Nagle drzwi się otworzyły, a zza nich wyszedł dość młody lekarz
-I co z nimi?- poderwałam się do niego z krzesełka
-Mimo trudnej operacji jaką wykonaliśmy, udało nam się wyciągnąć kule jak i ocalić życie waszych rodziców. Są w śpiączce, która jest dla nich jak najbardziej wskazana- uśmiechnął się lekko
-Dziękuję- uśmiechnęłam się
-Taka moja praca- odwzajemnił- lepiej idźcie już do domu i przyjdźcie jutro naprawdę nie macie po co tu siedzieć- westchnął klepiąc mnie lekko w ramię. Skinełam lekko głową spoglądając na Alexa,który siedział wpatrując się w mnie.
-Lepiej serio idźcie do domu- powiedziałam Mia lekko mnie przytulając
-Nie- powiedziałam stanowczo
-Ale ni...
-Mia ma rację- westchnął chłopak przerywając jej
-Ja musze wiedzieć co się z nimi dzieje!- krzyknęłam
-Przecież ci lekarz powiedział-zaczęł- a wątpię że coś się zmieni przez ten czas-spojrzała na mnie
-Ehh okej- spojrzałam z wyrzutem ostatni raz na drzwi od sali operacyjnej.

Skirowliśmy się z powrotem do somochodu w ciszy.
Droga do domu minęła szybko. Mię jak zawsze podrzuciliśmy pod dom.

Przed naszym domem wciąż stała policja, przeszukująca pomieszczenia.
-Coś wiadomo?- odezwał się Alex łapiąc mnie za nadgarstek
-Wiemy że osoba ta weszła drzwiami, musiały być nie zamknięte, ponieważ nie ma innego ślady włamania. Wszystkie pokoje są w prawie nie naruszony stanie, tylko parter, co jest dość dziwne. W miejscu zbrodni znaleźliśmy to- powiedział wyjmując z kieszeni białą kopertę- nie otwieraliśmy, bo może jest to coś rodzinnego- podał mi ją, a ja z lekko drgajacymi rękami zaczęłam ją otwierać co jakiś czas zerkając na brata.
Wysunełam z niej białą kartkę, a na niej nadrukowane paręnaście zdań. Przeleciałam wzrokiem od góry do dołu słowa

Nie wierzę, to nie może być prawda!

I Hate you baby L.D Where stories live. Discover now