10. Jak naśladowca szlachty

1.3K 130 124
                                    

Ostrzeżenie: spojlery do siódmej części Harry'ego Pottera. Tylko w niewielkim fragmencie, ale jednak.

~*~

Tej nocy Alexander nawet na minutę nie zmrużył oka. Dziwna ekscytacja wypełniała go do tego stopnia, że nawet po tym jak o trzeciej w nocy zgasił lampkę, którą przeniósł z biurka na stolik nocny, by w spokoju porozwiązywać zadania z ćwiczeń do fizyki, powtórzyć materiał z biologii i przebieg prezydentury Roosevelta, nie dał rady uspokoić panującego już w jego głowie huraganu i po prostu wyskoczył z łóżka, by zacząć krążyć po pokoju, w którym znał zbyt dokładnie położenie każdej pojedynczej rzeczy, by o cokolwiek się potknąć lub cokolwiek potrącić. Nienawidził, gdy ktoś wprowadzał mu w jego małym królestwie jakiekolwiek zmiany. W jego pokoju wszystko zawsze miało swoje miejsce. Zupełnie inaczej niż w jego głowie, w której akurat bałagan kilkakrotnie przewyższał ten na najgorszych karaibskich ulicach razem wziętych plus Meksyk.

Włączył górną lampę, uprzednio ułożywszy koc pod drzwiami, by być pewnym, że jego tata nie zobaczy światła bijącego ze szpary pod nimi, gdyby zachciało mu się w nocy wyjrzeć z jakiegoś powodu na korytarz. Nie chodziło już nawet o sam fakt braku snu Alexandra, a raczej o ryzyko ujawnienie posiniaczonego policzka, którego Hamilton nie zakrywał na noc. Zrobił to raz za co otrzymał burę od Marii, która oznajmiła mu, że w nocy skóra musi oddychać, a nie dusić się pod tapetą. Cokolwiek miała na myśli, Alexander skapitulował, stwierdziwszy, że w kwestii makijażu wyjątkowo może ustąpić i przyznać rację komuś innemu.

Co zaskakujące, nikt jeszcze nie nominował go do pokojowej nagrody nobla.

Gdy był już pewien, że nie zostanie przyłapany, usiadł przy biurku i chwycił za swoje ukochane pióro, które dostał od taty na czternaste urodziny. Niezwykle drogie, takie, na które przed adopcją, patrzył tylko zazdrośnie na wystawie sklepowej. Gdy tylko zaczął pisać, potrzeba poderwania się z miejsca, by wrócić do krążenia po pokoju, wyparowała. Czasami ruch wystarczał. Rok temu — w ramach rehabilitacji po zrośnięciu się złamanego żebra (pamiątki po bójce w szkole) — często musiał biegać i chodzić na spacery. Lubił to. Wcześniej głównie pływał, ale gdy kilka kontuzji mu na to nie pozwoliło, znalazł inny sposób na pozbycie się negatywnych emocji i natłoku myśli.

Podejrzewał jednak, że do wyjścia o trzeciej w nocy z mieszkania, żeby pobiegać, jego tata mógłby mieć mieszane uczucia. Albo po prostu jednogłośnie stwierdziłby, że jeśli Alexowi chociaż przez głowę przeszło, że na coś takiego pozwoli, kompletnie postradał zmysły. Zaś gdyby przyłapał syna na wymykaniu się z pokoju o tej porze, ktoś zdecydowanie by zginął. Może przesadzał, ale na pewno zostałby uziemiony na podwójne dożywocie. Po prostu nie warto. Tym bardziej, że miał pod ręką możliwość wyładowania się na papierze.

Tak było nawet lepiej. Wysiłek fizyczny tylko wyciszał jego myśli, a pisząc mógł je uporządkować. Tego potrzebował.

Jego plan. Od miesięcy miał w głowie zarys idealnego planu finansowego dla firmy, ale jego tata uparcie odmawiał wprowadzenia go, w kółko tłumacząc, że to nie jest zmartwienie Hamiltona. I chociaż Alexandrowi już wielokrotnie udawało się namówić go na rzeczy, którym pierwotnie był kategorycznie przeciwny, miał wrażenie, że tym razem nachalnym błaganiem niczego nie ugra. Washington potrafił być równie uparty co jego syn.

Dlatego dobrze dla Alexandra, że on — oprócz wyjątkowej determinacji — dysponował również pokładami sprytu, którym już nie raz zdobywał swoje. Czasem wbrew moralności, a czasem nie, jednak nigdy jeszcze sumienie nie stanęło mu na drodze do sukcesu. Nie zamierzał rezygnować z tego zwyczaju w najbliższym czasie.

Wprowadzenie Jeffersona do gabinetu było pierwszym krokiem. Krokiem, który Alexander podjął niemal nieświadomie, korzystając z okazji, gdy jego tata przyznał, że szkoda mu było odrzucić ten projekt chociażby przez wzgląd na zaangażowanie Thomasa i Jamesa (o Burrze nie wspomniał, ale Hamilton się nie angażował. Od lat nie uznawał Aarona za swojego przyjaciela, gdyby było inaczej, może by coś powiedział).

Studium w nienawiściWhere stories live. Discover now