{dziewięć

816 42 2
                                    

*Przepraszam za opóźnienie. Myślę, że zrozumiecie, moje zdrowie szfankuje. Przepraszam.

————————————————————————————————————————————

*pięć dni później*

Od tych cholernych pięciu dni Katherina nie odezwała się do mnie ani słowem, co było dla mnie dziwne, bo gdy ostatnio się widzieliśmy zdawało mi się, że odpuściła.

Gdy usłyszałem gwizdek sędziego zdałem sobie sprawę, że muszę udowodnić wszystkim, że po kontuzji, jestem w stanie zagrać bardzo dobry mecz. Jednak w głębi czułem się na przegranej pozycji, bo nie widziałem brunetki, która w pewnym sensie pomagała mi stanąć na nogi.

=katherine's pov=

Dlaczego Joseph był takim trolem. Wiedział, że nie czuję się najlepiej. Chyba każda dziewczyna ma te dni, cholerne dni, kiedy nie ma ochoty wychodzić z domu. Tylko szkoda, że faceci tego nie rozumieją. Z facetem doszłam do kompromisu. Nie wejdę na murawę, i nie zasiądę na ławce. Będę siedzieć sobie w moim spokojnym gabinecie. Tylko po jaką cholerę. Mecz już dawno się zaczął, a ja po raz setny przechodzę obok sklepiku pani Marii, która posyła mi słaby uśmiech. 

Wkraczam w coś w rodzaju "ścieżki sław", poświęconej legendom Barcy. Nic by nie było w tym takiego ekstremlnego, gdyby nie dźwięk potłuczonego szkła. Odwróciłam się i zbladłąm. Blondasek tak na oko ze trzy latka zbił wazon z kwiatami, który według mnie nie powinien się tam znaleźć. Podbiegłam do niego i muszę przyznać nie wyglądało to najlepiej. Jeden z kawałkó szkła wbił się w jego prawą rączkę.

-Davi ? - spojrzałam na chłopca.

-Ciocia. - wychlipiał przez łzy.

Wzięłam małego na ręce i poszłam do gabinetu. Posadziłam go na łóżku i założyłam rękawiczki. Sięgnęłam po apteczkę i pierwsze co zrobiłam to zdezynfekowałam ranę. Wyjęłam kawałek szkła, przyłożyłam gazę i zabandażowałam rękę.

Nie chciałam, aby mały się nudził więc wyjęłam kartki i kolorowe długopisy, do których miałam słabość. Widziałam, że trudno mu było rysować lewą ręką, ale był dzielny.

-Co rysujesz ? - zapytałam.

-Ciebie, a ty.

-Ja, ciebie. - zaśmiałam się.

=neymar's pov=

Mecz był niesamowity. Wygraliśmy 2-1 i skromnie mówiąc jedna bramka należała do mnie. Z resztą chłopaków udałem się do szatni. Biegaliśmy, śmialiśmy się bez końca z radości. W końcy wygrana u siebie.

Czysty i przebrany, opuściłem szatnie. Gdy nagle podbiegła do mnie zestresowana Emily.

-Daniel się zgubił. - piszczała jak zawsze.

-Kto ? Jaki Daniel ? - zaśmiałem się.

-Oj, Daniel, David. No wiesz. - poprawiła się, a moje mięśnie się napieły.

-Jak mogłaś go zgubić ! 

-Ale...

-Teraz to się pierdol. Koniec. To koniec. - wykrzyczałem jej prosto w twarz.

Odwróciłem się od niej i nie wiedziałem co mam zrobić. Co za pusta idiotka. Nie dość, że siedziała w sektorze VIP, gdzie mały mógł się bawić z innymi dziećmi to jeszcze go zgubiła. Zacząłem biegać po korytarzach jak idiota. 

-Jesteś nieodpowiedzialnym ojcem. - odwróciłem się.

Podbiegłem w stronę Katheriny, która trzymała mojego syna. 

-Jezu, co mu się stało ? - spytałem zrozpaczony, gdy zobaczyłem jego rękę.

-Szkło wbiło mu się w rękę. Niby wszystko jest dobrze, ale radziłabym ci się udać do lekarza. - oddała mi syna na ręce. Uśmiechnęła się w jego stronę i odeszła.

Dlaczego mnie to zabolało. To, że nie porzegnała się ze mną. Nie zapytała o mecz. Jak mi się grało. Czyżbym się w niej zakochał.

one way love {neymar fanficOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz